— Tak, Cara? — Mau zwrócił się do kobiety, która teraz wyczekiwała w miejscu, gdzie miała nadzieję zostać dostrzeżona.
— Mam przekazać, że woda w rzece zmętniała — zakomunikowała kobieta, rzucając niespokojne spojrzenie w stronę Daphne.
— Na wschodnie łąki dostała się świnia i pławi się w źródle — powiedział Mau, wstając. — Pójdę tam…
— Pójdziesz ze mną! — krzyknęła Daphne. Kobieta szybko się cofnęła, gdy Daphne odwróciła się do niej: — Weź kij i zejdź do doliny, a gdy znajdziesz świnię w wodzie, przegoń ją! To nie jest trudne! Mau, jesteś wodzem. To, co chcę ci pokazać, nie ma związku ze świniami! To ważne…
— Ludzie są waż…
— To jest ważniejsze od świń! Masz pójść ze mną i to obejrzeć!
Nim dzień dobiegł końca, wszyscy to widzieli, choćby tylko przez kilka minut. Ludzie wędrujący w jedną i drugą stronę długim korytarzem jaskini mieszali powietrze i nie było już tak fatalne jak poprzednio, choć korzystano z wielu lamp. ZJudy zabrano wszystkie co do jednej.
— Świat — powiedział zapatrzony Mau. — Jest kulą? Ale nie spadamy z niej?
Dziewczyna-duch sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała eksplodować od nadmiaru słów.
— Tak, tak, a wy o tym wiecie! Znasz historię o bracie, który odpłynął tak daleko, że wrócił do domu?
— Oczywiście. Znają każde dziecko.
— Myślę, że ludzie z tej wyspy opłynęli kulę ziemską dawno, dawno temu. Pamiętaliście o tym, ale z czasem powstała z tego opowiastka dla małych dzieci.
Jest nawet tu, w ciemności, pomyślał Mau. Przesunął ręką po czymś, co Daphne nazywała „globem”, największym, który spadł na ziemię, kiedy posąg pękł. Glob Imo. Świat. Ledwie muskał opuszkami palców kamień. Sięgał mu do brody.
A więc tak wygląda świat, pomyślał, przesuwając palcami po błyszczącej złotem linii na kamieniu. Takich linii było dużo, a wszystkie prowadziły do tego samego miejsca, a raczej z niego wychodziły, jak gdyby jakiś olbrzym posłał dzidy dookoła świata. I był moim przodkiem, powiedział w myślach, gdy lekko dotykał znajomego symbolu, który mu mówił, że tego nie zbudowali spodniowcy.To jego przodkowierzeźbili w kamieniu. Oni wyrzeźbili bogów.
W pamięci słyszał ducha Ataby, który huczał: „To nic nie znaczy, mały demonie! Sami bogowie pokierowali ich narzędziami”. I Mau pomyślał: Cóż, dla mnie to coś znaczy. Tak, znaczy bardzo wiele.
— Zamieszkiwaliście duży ląd, może wielkości Krety — odezwała się za nim dziewczyna-duch. — Później pokażę ci Kretę na mapie. Wasz lud dotarł wszędzie! Głównie do Afryki i Chin oraz Ameryki Środkowej i wiesz co? Myślę, że teoria Jamesa Crolla o lodowcach jest słuszna! Byłam na jego wykładzie w Towarzystwie Królewskim w Londynie. Dlatego nie widać tu dużej części Europy i Ameryki Północnej… Hm, to znaczy nie dlatego, że dał wykład, ale dlatego, że były pokryte lodem! Wiesz, co to lód? Och. No więc tworzy się, kiedy woda robi się bardzo zimna i zamienia się w kryształ. Tak czy inaczej, kiedy drugi koniec świata zamienił się w kulę śniegu, tutaj wciąż było ciepło, a wy dokonywaliście niezwykłych rzeczy!
— Lód — wymamrotał Mau. Czuł się, jak gdyby pływał po nieznanych wodach. Pozbawiony mapy i znajomych zapachów, a jej głos go omywał. Glob był rodzajem mapy, jak te z pokładu Judy. Tam, gdzie teraz leżała jego wyspa, gdzie znajdowały się wszystkie wyspy, rozciągał się obszerny ląd ze złota. Ludzie wypływali stąd wszędzie. A potem… coś się wydarzyło. Bogowie się rozgniewali, jak powiedział Ataba, albo, jak opowiadała dziewczyna-duch, kryształowy świat spodniowców roztopił się. Wychodziło na to samo. Woda się podniosła.
Gdyby zamknął oczy, zobaczyłby białe budowle pod wodą. Czy natarła szybko tamta wielka fala? Czy ziemia się zatrzęsła, góry stanęły w ogniu? To musiało się stać nagle, bo woda się podniosła, z lądu powstał wzór z wysp i świat się zmienił.
— Kiedy świat wyglądał inaczej — wyszeptał.
Siadł na skraju czegoś, co wszyscy nazywali teraz sadzawką bogów. W głowie kłębiło mu się zbyt wiele myśli; potrzebował większej głowy. Przodkowie sprowadzili tu mleczny kamień i zrobili z niego stopnie, rzeźby na ścianach i bogów, może to wszystko z jednej bryły. Był też pęknięty posąg Imo. Jego głowa prawdopodobnie leżała na dnie sadzawki. Imo upadł, podobnie jak upadł świat.
Coś im oddano. Nacja jest stara, starsza od rafy, mówiła Daphne. Ludzie stąd wypływali za znane im morza, pod obce gwiazdy.
Zadarł głowę i ujrzał obce gwiazdy. Światło poruszało się z ludźmi kręcącymi się po jaskini. Sklepienie iskrzyło się tak samo jak posągi. Powstały ze szkła, wyjaśniła mu już Daphne. Wyglądały jak gwiazdy na nocnym niebie, ale to nie były jego gwiazdy. To były kryształowe gwiazdy, gwiazdy z innego nieba.
— Chcę, żeby to obejrzeli odpowiedni ludzie — odezwała się za nim Daphne.
— Odpowiedni ludzie oglądają to teraz — powiedział Mau.
Po chwili ciszy usłyszał odpowiedź dziewczyny:
— Przepraszam. Chodziło mi o to, że w Towarzystwie Królewskim w Londynie są uczeni, którzy mogliby nam to wszystko wyjaśnić.
— Są kapłanami? — zapytał podejrzliwie Mau.
— Nie! Ależ skąd! Co więcej, niektórzy z nich zupełnie nie mogą się porozumieć z Kościołem. Ale szukają odpowiedzi.
— Dobrze. Przyślij ich tutaj. Ale ja wiem, czym jest to miejsce. Moi przodkowie chcieli nam przekazać, że tu byli — wyjaśnił Mau. Czuł, jak oczy napełniają mu się łzami, lecz tym, co je wywoływało, była wielka, żarliwa duma. — Przyślij swoich mądrych spodniowców — powiedział, starając się opanować drżenie głosu — a przyjmiemy z otwartymi ramionami braci, którzy przybyli na drugi koniec świata i wreszcie wrócili tam, skąd kiedyś wypłynęli. Nie jestem głupi, dziewczyno-duchu. Skoro trafiliśmy do tych wszystkich miejsc dawno temu, czyż się tam nie osiedliliśmy? I kiedy wasi uczeni przybędą tutaj, powiemy im: Świat jest kulą: im dalej płyniecie, tym bliżej jesteście domu.
Z trudem wyławiał z mroku postać Daphne, ale kiedy się odezwała, usłyszał, że jej głos drży.
— Powiem ci coś jeszcze bardziej zdumiewającego. Na całym świecie ludzie rzeźbili bogów z kamienia. Na całym świecie. I na całym świecie ludzie mówili też, że planety są bogami. Ale wasi przodkowie wiedzieli o rzeczach, o których nie wiedział nikt inny. Mau, na ramionach boga Powietrza siedzą cztery małe postacie. To jego synowie, tak? Ścigali się dookoła ojca, żeby ustalić, który z nich będzie się starał o względy kobiety mieszkającej na księżycu? Mówi o tym pieśń piwa.
— I co chcesz mi o nich powiedzieć?
— My Powietrze nazywamy planetą Jowisz. Jowisz ma cztery księżyce, które krążą wokół niego. Widziałam je przez swój teleskop w domu! Jest jeszcze Saturn, którego wy nazywacie Ogniem. Papieroślowa Pani przywiązała mu ręce do paska, żeby nie wykradł jej córek, tak?
— Kolejna bajeczka o bogach dla dzieci. Nie wierzę w nią.
— Jest prawdziwa. No, w pewnym sensie… nic mi nie wiadomo o Papieroślowej Pani, ale planeta Saturn jest otoczona pierścieniami i podejrzewam, że tak właśnie wyglądają, kiedy się je ogląda pod właściwym kątem.
— To tylko bajka.
— Nie, zamieniono ją w bajkę. Księżyce istnieją naprawdę! Pierścienie też! Wasi przodkowie widzieli je i chciałabym wiedzieć, jak im się to udało. Potem stworzyli te pieśni i teraz matki śpiewają je dzieciom! W ten sposób wiedza przechodzi z pokolenia na pokolenie, tylko że wy nie zdawaliście sobie sprawy, że to jest wiedza! Widzisz, jak ci bogowie iskrzą? Są na nich małe płytki szkła. Wasi przodkowie wytapiali szkło. Też mam na ten temat swoją teorię. Mau, kiedy mój ojciec przypłynie i wrócę do domu, to miejsce stanie się najbardziej znaną jaskinią na…