Выбрать главу

Straszne było patrzeć, jak zmienia się jej twarz. Wyraz pewnego rodzaju rozpaczliwej ekscytacji przeszedł w mroczną rozpacz, w zwolnionym tempie. Jak gdyby cień chmury spłynął na okolicę.

Złapał ją, nim upadła, i poczuł jej łzy na skórze.

— Przypłynie — powiedział szybko. — Ocean jest tak wielki.

— Ale przecież zna kursJudy, a to jest duża wyspa! Powinien już tu być!

— Ocean jest o wiele większy. A poza tym przeszła wielka fala! Może szuka na południu, myśląc, że Judy zatonęła. Może szuka na północy, na wypadek gdyby was tam zwiało. Och, na pewno przypłynie. Musimy być przygotowani. — Mau poklepał ją po plecach i spojrzał w dół. Dzieciaki, szybko znudziwszy się oglądaniem dużych ciemnych rzeczy, których nie rozumiały, zebrały się dookoła i przyglądały im się z zaciekawieniem. Próbował je przegonić.

Szlochy ustały.

— Co ten mały chłopiec trzyma w ręku? — spytała zachrypniętym głosem Daphne.

Mau przywołał dziecko skinieniem i pożyczył od niego nową zabawkę. Daphne wbiła w nią spojrzenie i zaczęła się śmiać. Bardziej przypominało to zadyszkę, odgłos wydawany przez kogoś, kto ze zdumienia nie może wciągnąć głęboko powietrza. Udało jej się wykrztusić:

— Skąd on to wziął?

— Mówi, że od wujka Pilu. Nurkuje w sadzawce bogów. „Wujek” Pilu, zauważyła Daphne. Na wyspie było mnóstwo wujków i cioć, niewiele zaś matek i ojców.

— Powiedz chłopczykowi, że dam mu za nią trzcinę cukrową długości ramienia — powiedziała — i może z nią robić, co mu się żywnie podoba. Umowa stoi?

— Uśmiecha się — odparł Mau. — Chyba wystarczyło, że usłyszał słowa „trzcina cukrowa”!

— Góra cukru by nie wystarczyła. — Daphne podniosła swój zakup. — Powiedzieć ci, co to jest? Zrobił to ktoś, kto nie tylko wpatrywał się w niebo i żeglował do nowych lądów Myślałodrobnych rzeczach, które ułatwiają ludziomżycie. Nigdy nie słyszałam, żeby robiono je ze złota, tak czy inaczej jest to bezapelacyjnie sztuczna szczęka!

* * *

Kiedy była dużo starsza i cały czas musiała brać udział w różnych spotkaniach, Daphne wspominała naradę wojenną. Prawdopodobnie była jedyną, podczas której wokół zebranych biegały dzieci. A już na pewno jedyną, podczas której pani Bulgot kręciła się ze swoimi nowymi zębami. Capnęła je Daphne, kiedy ta demonstrowała sztuczną szczękę Cahle, a niemożliwością było wydobycie czegoś od pani Bulgot, jeśli nie chciała się z tym rozstać. Szczęka była dla niej za duża i prawie na pewno nie mogła nią gryźć, lecz kiedy otwierała usta za dnia, patrzyło się na nią jak na słońce.

Mówił głównie Pilu, choć zawsze jednym okiem obserwował Mau. Mówił tak szybko i żarliwie, że jego słowa tworzyły obrazy przed oczami, Daphne ujrzała więc mowę Agincourta z Henryka V, a przynajmniej jej ewentualną wersję, gdyby Szekspir był drobny, ciemnoskóry i nosił przepaskę na biodrach zamiast spodni, a raczej rajtuzów. Ale w tej opowieści działo się dużo więcej, a Pilu miał wspaniały dar oratorski: zaczął od prawdy, a potem kuł ją, aż stała się bardzo cienka, lecz lśniła jak nowe zęby pani Bulgot w południe.

Byli najstarszym ludem! Powiedział im, że ich przodkowie wynaleźli kanu i wypływali nimi pod nowe nieba, tak daleko, że lądowali z powrotem w domu! Widzieli czterech synów Powietrza mknących po niebie! Widzieli, jak Papieroślowa Pani owija swymi pędami boga Ognia! Konstruowali niezwykłe urządzenia dawno temu, kiedy świat wyglądał inaczej!

Niebawem jednak przybędą źli ludzie! Naprawdę bardzo źli! Więc sam Imo przysłał im Słodką Judy, pierwszy statek, jaki kiedykolwiek wybudowano, który przypłynął na wielkiej fali, niosąc ze sobą wszystko, czego będą potrzebować w tych mrocznych czasach, łącznie z cudowną soloną wołowiną i dziewczyną-duchem, która zna tajemnice nieba i warzy wspaniałe piwo…

Daphne zarumieniła się na te słowa i próbowała przechwycić spojrzenie Mau, on jednak odwrócił wzrok. Pilu wołał dalej:

— I z pomocą Słodkiej Judy zdmuchniemy Najeźdźców z powrotem na morze!

O nie, pomyślała, on wie o armatach! Znalazł armaty Judy.

Gdy Pilu skończył, rozległy się wiwaty. Ludzie otoczyli Mau.

Wojny były zawsze, wybuchały nawet między sąsiadującymi wysepkami. Z tego, co się zorientowała, nie były groźniejsze od bójek stajennych chłopców i dawały świetną okazję do zdobycia imponujących blizn i opowieści, które można było opowiadać w wersji nieco podkolorowanej wnukom. Często też dochodziło do wypadów z jednej wyspy na drugą i porwań młodych kobiet, ale ponieważ same zainteresowane wszystko wcześniej aranżowały, trudno, żeby te incydenty się liczyły.

Ale… armaty! Widziała ćwiczenia z nimi naJudy i nawet Cox zachowywał wtedy ostrożność. Był tylko jeden prawidłowy sposób wystrzelenia z armaty i wiele cudownie wybuchowych sposobów robienia tego nieprawidłowo.

Kiedy tłum zbierał się wokół Pilu, żeby odśpiewać patriotyczne pieśni, Daphne podeszła do Mau i wbiła w niego gniewne spojrzenie.

— Ile jest armat? — zapytała.

— Milo znalazł pięć — odpowiedział. — Zamierzamy ustawić je na wzgórzu nad plażą. Tak, wiem, co chcesz powiedzieć, ale bracia potrafią się nimi posługiwać.

— Naprawdę? Może i widzieli, jak to się robi! Pilu uważa też, że umie czytać, ale najczęściej po prostu zgaduje!

— Te działa dają nam nadzieję. Teraz wiemy, kim jesteśmy. Nie jesteśmy żebrakami spoza świata spodniowców. Nie jesteśmy dziećmi. Kiedyś to my byliśmy śmiałymi żeglarzami, dotarliśmy na drugi kraniec świata. Może to my nosiliśmy spodnie.

— Hm, coś mi się zdaje, że w tej kwestii Pilu trochę poniosło…

— Nie, Pilu jest mądry. Powinien im powiedzieć prawdę? Powinien im powiedzieć, że niewiele wiem, a reszta to tylko domysły i nadzieja? Że jesteśmy słabi i że jeśli nie mam racji, ci z nas, którzy pozostaną przy życiu, gdy zajdzie słońce po ataku Najeźdźców, będą tego żałowali? To by tylko wzbudziło w nich strach. Jeśli kłamstwo ma nas wzmocnić, kłamstwo będzie moją bronią. — Westchnął. — Ludzie chcą kłamstw, które pomagają im żyć. Głośno się ich domagają. Byłaś ostatnio naJudy? Muszę ci coś pokazać.

* * *

Ścieżka przez niższy las była dobrze wydeptana. W minionych miesiącach tyle już zaciągnięto na plażę, że nawet szybkie pnącza i żarłoczne trawy nie wszędzie zdążyły wyrosnąć. Gdzieniegdzie poszycie składało się jedynie z kawałków kruszącego się kamienia.

— Przychodzimy na Słodką Judy po wszystko — wyjaśniał Mau, idąc z przodu. — Daje nam drewno, żywność i światło. BezJudy i jej ładunku co byśmy zrobili? Czy jest coś, czego Judy nie może nam dać? Tak mówią ludzie. I teraz, kiedy zawiedli nas bogowie…

Cofnął się nagle.

Ktoś przybił czerwoną rybę do desek statku. Po zapachu można było poznać, że wisiała tam od kilku dni. Pod nią narysowano bardzo niezdarnie figurki mężczyzny i kobiety, czerwienią, bielą i czernią. Daphne przypatrywała się rysunkowi.