Выбрать главу

I wtedy opowiedziała mu całą resztę — o tym, jak księżyc świeci nad laguną, jak jasne są gwiazdy, o buncie i biednym kapitanie Robertsie, o papudze, czerwonych krabach i pantalonowcach, o ośmiornicach drzewnych i pierwszym oficerze Coksie, a bogowie cały czas im się przyglądali. Przeprowadziła ojca pod setkami białych płyt na ścianach, nie przestając mówić:

— Popatrz, tu jest żyrafa. Wiedzieli o Afryce! Dalej jest słoń, ale może być indyjski. Tu widać wyraźnie lwa. Na jednym z kamieni, który wylądował na plaży, był wyryty koń, a kto by go tutaj sprowadził? Rysunki na tamtych płytach nie pokazują niczego, co bym rozpoznawała, zastanawiam się więc, czy ta część to jakiś alfabet — A jak ananas i tak dalej… Ale na obrzeżach wielu tych płyt widać kropki i linie, więc mogę się zupełnie mylić. I zauważ, jak często wśród tych wyrytych znaków znajduje się dłoń! Jestem przekonana, że służy jako jakaś miara. A tam… — I tak dalej, aż skończyła na: — Jestem też pewna, że mieli teleskop.

— Och, na pewno nie! Czyżby wyryto go gdzieś tutaj?

— No, nie. Ale wielu płyt brakuje. — I opowiedziała mu o synach Jowisza i o wężu wokół Saturna.

Nie zrobiło to na ojcu najwyraźniej większego wrażenia, lecz poklepał ją po dłoni.

— Może niebo było kiedyś bardziej czyste albo ktoś miał wyjątkowo dobry wzrok.

— Ale ja mogę podać porządne naukowe wyjaśnienie!

Ojciec pokręcił głową.

— Choć bardzo cię kocham, muszę stwierdzić, że to tylko domysły. I… niech mi będzie wolno powiedzieć… nadzieja. To nie wystarczy, córeczko.

Ach, te spory, które prowadziliśmy ze sobą, wracając z Towarzystwa, pomyślała Daphne. Będę musiała stoczyć pojedynek. Świetnie!

Wskazała na bogów.

— One lśnią, bo figury są pokryte płytkami szkła — powiedziała. — A te przytwierdzono ołowianymi gwoździami. Jeden z chłopców podpłynął tam i obejrzał wszystko dla mnie. Tutejsi ludzie potrafili wytapiać szkło!

Ojciec, siedząc oparty o chłodny kamień, pokiwał głową.

— Całkiem prawdopodobne. W wielu kulturach wytapia się szkło. Mamy początki hipotezy, ale musisz jeszcze znaleźć wytwórcę obiektywu.

— Papo, to logiczne, że szklarz zauważy wcześniej czy później bąbelek w szkle i zobaczy, jak światło…

Ale ojciec podniósł rękę.

— Nauki nie interesuje, co „jest logiczne” — powiedział. — To, że Ziemia jest plaska, też „jest logiczne”. Wiemy tylko, że Rzymianie interesowali się trochę prymitywnymi soczewkami i że okulary wynaleziono dopiero w trzynastym wieku. Powszechnie przypisuje się ten wynalazek Włochowi Salvino D’Armate…

— Dlaczego zawsze wszystko sprowadza się do… do… półkuli północnej? — zapytała Daphne. — Wywróć świat do góry nogami! — Przyciągnęła ojca do ściany przy kuli i wskazała na jedną z płyt. — Pamiętasz, mówiłam ci, że chętnie pokazują ręce, które coś trzymają? — spytała i podniosła lampę. — Patrz! Czy to nie są według ciebie okulary?

Przyjrzał się krytycznie rysunkowi jak ktoś, kto próbuje podjąć decyzję — ciasto czy tort.

— Możliwe — rzekł — ale może to też być maska, waga albo coś, co ma jakieś tajemnicze przeznaczenie religijne. Z przykrością stwierdzam, że to słaby dowód.

Daphne westchnęła.

— Zaraz, a gdybym tak dowiodła, że znali soczewki, czy wtedy byś przyznał, że potrafiliby zbudować teleskop?

— To byłoby sensowne. Nie przyznam jednak, że to zrobili, tylko że mogli zrobić.

— No to chodź coś obejrzeć.

Tym razem poprowadziła go do niszy w ścianie naprzeciwko bogów, gdzie biała płyta odpadła.

— Jeden z chłopców znalazł je w mule na dnie sadzawki bogów. Szkło jest stłuczone z jednej strony, a drugie jest pęknięte, ale widać, że to były soczewki. Ostrożnie.

Położyła je delikatnie na dłoni ojca.

Zamrugał.

— Okulary w złotej ramce… — Nie wypowiedział tych słów, raczej wydyszał.

— Czy moja teoria teleskopowa została dowiedziona, papo? — zapytała Daphne z satysfakcją. — Wiemy, że okulary doprowadziły do wynalezienia teleskopu.

— Raz na pewno. Albo przynajmniej raz, jak byś pewnie wolała powiedzieć. Dlaczego nie pokazałaś mi ich od razu?

— Chciałam tylko, żebyś przyznał, że stosuję odpowiednio naukowe podejście!

— Nieźle, nieźle! — zgodził się gubernator. — Stworzyłaś naprawdę mocną hipotezę, muszę cię jednak zmartwić: żeby do końca udowodnić tę teorię, musiałabyś znaleźć teleskop.

— To nie fair! — zawołała Daohne.

— Nie, to nauka — odparł ojciec. „Mogli zbudować” nie wystarczy. „Prawdopodobnie zbudowali” też nie! Sprawę załatwia dopiero „Zbudowali”. Ale kiedy to ogłosisz, wiele osób będzie próbowało udowodnić, że nie masz racji. Im gorzej będzie im szło, tym mocniejsza będzie twoja pozycja. I pewnie będą próbowali zasugerować, że przybył tu jakiś podróżnik z Europy i zgubił okulary.

— A także sztuczną szczękę ze złota? — wypaliła Daphne. Opowiedziała ojcu o najcenniejszym skarbie pani Bulgot.

— Bardzo bym chciał ją obejrzeć. Dla niektórych będzie to łatwiejsze do przełknięcia. Nie zrażaj się co do teleskopu. Jest jasne, że w tym miejscu powstała nieznana nam dotąd kultura żeglarzy, bardzo uzdolnionych technicznie. Wielkie nieba, córeczko, większość ludzi byłaby zachwycona, że odkryła coś takiego!

— Nie ja to odkryłam — powiedziała Daphne. — Tylko Mau. Ja tylko patrzyłam mu przez ramię. To on minął sto tysięcy swoich przodków. To miejsce należy do nich, papo. Wybudowali je ich przodkowie. I na globie wyryli symbol fali na tle zachodzącego słońca, który tutejsi mężczyźni od tysięcy lat tatuują sobie na skórze. Widziałam! I wiesz co? Mogę udowodnić, że żaden Europejczyk przede mną nie zajrzał do tej jaskini. — Daphne rozejrzała się z falującą z przejęcia piersią. — Widzisz złoto na figurach bogów, globie i wielkich wrotach?

— Oczywiście, kochanie. Trudno nie zauważyć.

— Właśnie — powiedziała Daphne, podnosząc lampę. — Wciąż tu jest!

* * *

Mau siedział z jedną z map z Judy na kolanach. Oficjalnie zebrała się rada wyspy, a przynajmniej tak by było, gdyby cokolwiek na tej wyspie miało charakter oficjalny. Przyjść mógł każdy, a ponieważ każdy mógł, wielu tego nie zrobiło. Przybyli nowi, którymi trzeba się było zająć i których trzeba było nakarmić; wielu mogło wrócić na swoje wyspy, jeśli wciąż istniały, musieli być jednak sprawni i nakarmieni. To oznaczało więcej pracy dla wszystkich. Niektórzy nie przyszli, bo wypłynęli na połowy; kiedy przychodzi do wyboru między głosowaniem a połowami, zwykle wygrywa okoń.

— Te wszystkie czerwone miejsca należą do angielskich spodniowców?

— Aha — potwierdził Pilu.

— Aż tyle?

— Aha. — I dodał: — Oni nie są tacy straszni. Zazwyczaj chcą tylko, żebyś nosił spodnie i wyznawał ich boga.Nazywa się Bóg.

— Po prostu… Bóg?

— Zgadza się. Ma syna, który jest cieślą, a kiedy się go czci, po śmierci wstępujesz na błyszczącą ścieżkę. Pieśni mają ładne, a czasem dostajesz do zjedzenia wafelek. — Pilu uważnie przyglądał się Mau. — O czym myślisz, Mau?

— Przypłyną inni. Niektórzy z działami — odpowiedział w zamyśleniu.

— Prawda — odparł Pilu. — W jaskini jest dużo żółtego złota. Spodniowcy je lubią, bo się świeci. Są jak dzieci.

— Duże dzieci — przyznał Milu — do tego uzbrojone.

— Jak myślisz, Cahle, co powinniśmy zrobić? — spytał Mau, wciąż wpatrzony w mapy.