Выбрать главу

DLACZEGO NIE PRZYWRÓCIŁEŚ KOTWIC BOGÓW? DLACZEGO NIE ODŚPIEWAŁEŚ PIEŚNI? DLACZEGO NIE WSKRZESIŁEŚ NACJI?

Mała dolina ptaków Praojców zafalowała przed oczami Mau. Przynajmniej tym razem mu uwierzą.

— Ja nie żyję, proszę Praojców.

NIE ŻYJESZ? CO ZA BREDNIE, NIE NADAJESZ SIĘ DO TEGO, ŻEBY UMRZEĆ!

Mau poczuł ostry ból w lewej stopie. Przetoczył się i zaskamlał, a wtedy ptak Praojców, który najwyraźniej też uznał, że Mau nie żyje, i dziobnął go w stopę, żeby się o tym przekonać, odskoczył od niego pośpiesznie. Nie odszedł zbyt daleko na wypadek, gdyby chłopiec miał jednak umrzeć. Z doświadczenia ptaka Praojców wynikało, że wszystko umiera, jeśli patrzeć na to odpowiednio długo.

No dobra, nie umarłem, pomyślał Mau, podnosząc się z trudem. Ale jestem śmiertelnie zmęczony. Sen pełen mrocznych koszmarów nie jest w ogóle snem, przypomina posilanie się popiołem. Potrzebował ognia i prawdziwego jedzenia. Wszyscy wiedzieli, że koszmary biorą się z głodu. Nie chciał, żeby się powtórzyły. Śniły mu się mroczne głębiny i coś gow nich goniło.

Pola pokryte były błotem i piaskiem, ale co gorsza, fale poprzewracały cierniste ogrodzenia i świnie najwyraźniej przez całą noc ryły w ziemi, gdy Mau tkwił w więzieniu swoich snów. Prawdopodobnie coś zostało w mokrej ziemi, gdyby w niej pogrzebał, ale człowiek nie jada tam, gdzie posilała się świnia.

Na wyspie rosło dziko mnóstwo jadalnych rzeczy: owoce dogórynogowca, korzenie niefarta, łodygi maili, drzewo czerwonej gwiazdy, orzechy papierośli… można było przeżyć, ale większość tych rzeczy wymagała długiego żucia, a nawet wtedy smakowała, jak gdyby ktoś je wcześniej jadł. Mężczyźni żywili się rybami i wieprzowiną, ale w lagunie woda wciąż była mętna i Mau od powrotu nie widział ani jednej świni. One też były sprytne. Pojedynczy mężczyzna miał szczęście, jeśli świnia zeszła do niższego lasu w nocy na kraby, ale kiedy skrywały się w wyższym lesie, do złapania jednej świni potrzeba było wielu mężczyzn.

Znalazł świeże ślady, jak tylko wszedł do lasu. Świnie zawsze je zostawiały. Mau rozejrzał się, żeby sprawdzić, czego szukały, po czym znalazł bulwy szalejowca, wielkie, białe i soczyste; świnie prawdopodobnie były tak obżarte tym, co znalazły na polach, że ryły z czystego przyzwyczajenia i nie miały już miejsca na jeszcze jedną bulwę. Bulwy szalejowca należało upiec przed zjedzeniem, w przeciwnym razie można było oszaleć. Świnie zjadały je na surowo, ale one prawdopodobnie nie zauważały, czy są szalone.

Mau nie znalazł suchego nadpróchniałego drewna. Wszędzie leżały zbutwiałe gałęzie, całkowicie przemoczone. Poza tym, pomyślał, nawlekając bulwy na pęd papierośli, nie znalazł jeszcze żadnych kamieni ogniowych ani suchego drewna do rozpałki.

Dziadek Nawi, który nie brał udziału w wyprawach łupieżczych ze względu na kulawą nogę, czasem zabierał chłopców na polowania i mówił często o papierośli. Rosła wszędzie, a jej długie pędy były mocniejsze niż cokolwiek innego, nawet kiedy zupełnie wysychały.

— Weźcie jeden kawałek papierośli i żeby go rozerwać, potrzeba dwóch mężczyzn. Splećcie pięć takich pędów w sznur, a nie rozerwie go stu chłopa. Im bardziej ciągną, tym bardziej się zaciska i tym mocniejszy się staje. Tak jak Nacja.

Często śmiali się z dziadka za jego plecami przez to jego kuśtykanie, nie zwracali na niego większej uwagi, bo cóż mężczyzna z kulawą nogą może wiedzieć o ważnych rzeczach? Kiedy jednak się śmiali, pilnowali, żeby być w miarę daleko za jego plecami, bo Nawi zawsze uśmiechał się leciutko i wyraz jego twarzy zdradzał, że wie o tobie dużo więcej, niż mógłbyś się domyślać.

Mau starał się nie śmiać z niego zbyt często, bo lubił Nawiego. Staruszek obserwował przeloty ptaków i zawsze znał najlepsze miejsca do łowienia ryb. Znał magiczne słowo, które odstrasza rekiny. Ale nie został po śmierci starannie wysuszony na gorącym piasku i przeniesiony do jaskini Praojców, bo urodził się z nogą, która nie funkcjonowała prawidłowo, a to oznaczało, że był przeklęty przez bogów. Mógł rzucić okiem na ziębę i powiedzieć, na której wyspie się wykluła; przyglądał się pająkom tkającym sieć i widział rzeczy, których inni nie zauważali. Myśląc teraz o tym, Mau zastanawiał się, dlaczego jakikolwiek bóg miałby przekląć kogoś takiego. Urodził się z taką nogą. Cóż uczyniło niemowlę, żeby rozgniewać bogów?

Pewnego dnia zebrał się na odwagę i zadał dziadkowi to pytanie. Nawi siedział na skałach, od czasu do czasu podnosząc wzrok na morze znad czegoś, co strugał, lecz rzucił Mau spojrzenie, które zdradzało, że nie wzgardzi towarzystwem.

Starzec roześmiał się.

— To był dar, chłopcze, nie przekleństwo — powiedział. — Kiedy dużo się zabiera, coś trzeba oddać. Jako że miałem bezużyteczną nogę, musiałem sobie wyrobić bystry umysł. Nie mogę gonić, uczę się więc obserwować i czekać. Zdradzam wam, chłopcy, te tajemnice, a wy się śmiejecie. Kiedy poluję, nigdy nie wracam z pustymi rękami, prawda? Myślę, że bogowie spojrzeli na mnie i powiedzieli: No, ten to jest bystry, co? Dajmy mu kulawą nogę, żeby nie mógł być wojownikiem i żeby musiał zostawać w domu z kobietami (taki los ma swoje dobre strony, mój chłopcze, wierz mi), a ja jestemim wdzięczny.

Mau był wstrząśnięty tymi słowami. Przecież każdy chłopiec chce zostać wojownikiem, no nie?

— Nie chciałeś być wojownikiem?

— Nigdy. Wydanie na świat nowego człowieka zajmuje kobiecie dziewięć miesięcy. Po co marnować jej wysiłki?

— Ale wtedy po śmierci zabraliby cię do jaskini i mógłbyś już zawsze nas stamtąd oglądać!

— Ha! Myślę, że dość się już was naoglądałem! Lubię świeże powietrze, chłopcze. Zamienię się w delfina, jak wszyscy inni. Będę patrzył w niebo i ścigał rekiny. A skoro wszystkich wielkich wojowników zamyka się w jaskini, wydaje mi się, że będzie więcej delfinów płci żeńskiej niż męskiej, co jest przyjemną perspektywą. — Pochylił się do przodu i spojrzał chłopcu prosto w oczy. — Mau.. — zaczął znowu. — Tak, pamiętam cię. Zawsze się trzymasz na uboczu. Ale zauważyłem, że myślisz. Niewiele osób myśli, tak naprawdę. Tylko im się wydaje, że myślą. A kiedy śmiali się ze starego Nawiego, ty nie chciałeś się śmiać. Ale śmiałeś się, żeby być taki jak oni. Mam rację?

Jak on to zauważył? Mau nie mógł zaprzeczyć, nie teraz, nie wobec tych przeszywających na wylot bladych oczu.

— Tak. Przepraszam.

— W porządku. A teraz, gdy już odpowiedziałem na twoje pytania, myślę, że jesteś mi winien przysługę.

— Mam coś załatwić? A może mam…

— Chcę, żebyś coś zapamiętał. Słyszałeś, że znam słowo, które odpędza rekiny?

— Tak mówią ludzie, ale się śmieją.

— O tak. Ale to działa. Wypróbowałem trzy razy. Pierwszy raz, kiedy je odkryłem, czyli wtedy, gdy o mały włos nie straciłem zdrowej nogi, potem wypróbowałem je z tratwy, żeby sprawdzić, czy za pierwszym razem tylko mi się poszczęściło, a potem jeszcze odpłynąłem od rafy i tym samym sposobem odstraszyłem rybę młota.

— Chce dziadek powiedzieć, że wybrał się na poszukiwanie rekina? — zapytał Mau.

— Tak. I to całkiem sporego, o ile sobie przypominam.

— Ale on mógł dziadka pożreć!

— Ach, całkiem nieźle posługuję się dzidą, a poza tym musiałem wiedzieć na pewno — wyjaśnił Nawi, uśmiechając się szeroko. — Wiesz, ktoś musiał zjeść pierwszą ostrygę. Ktoś spojrzał na połówkę muszli pełną gilów i się przełamał.

— Dlaczego nie wszyscy znają to zaklęcie?

Niezmienny uśmiech Nawiego nieco przyblakł.