Baley nie zamierzał się spierać. Podparł podbródek ręką i zastanawiał się nad problemem tamtego robota.
Stojąc nad ciałem męża, Gladia wezwała w skrajnym przerażeniu Roboty. Zanim przybyły, straciła przytomność.
Roboty znalazły ją leżącą obok zabitego. Był tam również robot, który nie został wezwany. Nie był to robot domowy. Żaden z robotów nie widział go przedtem, nie znał też jego zadań ani przydziału.
Od robota nie można było dowiedzieć się niczego. Nie funkcjonował. Jego ruchy były bezładne. Jego pozytronowy mózg był w stanie chaosu. Nie reagował na polecenia. Robot po przebadaniu przez ekspertów został uznany za zniszczonego.
Jedynym znakiem zorganizowanej aktywności był nieustanne powtarzanie: — Chcesz mnie zabić… chcesz mnie zabić… chcesz mnie zabić…
Nie znaleziono broni zdolnej strzaskać czaszkę zabitego.
— Zamierzam coś zjeść, Danielu, a potem chcę się widzieć z Gruerem czy raczej oglądać go.
Zastali Hannisa Gruera przy stole. Jadł nie spiesząc się, wybierając starannie kąski z różnych półmisków, jakby szukał jakiejś najbardziej go zadowalającej kombinacji.
— Ten mógłby mieć i paręset lat — pomyślał Baley. — Jedzenie zaczyna go nudzić.
— Witam panów! — przemówił Gruer — Zapewne otrzymali panowie nasze sprawozdanie? — Sięgnął po jakiś smakołyk, łysina zalśniła.
— Tak jest. Odbyliśmy też rozmowę z panią Delmarre — odpowiedział Baley.
— To świetnie. I do jakich wniosków panowie doszli?
— Że jest niewinna.
— Gruer podniósł wzrok — Doprawdy?
Baley skinął głową.
— A jednak nikt prócz niej nie mógł widzieć się z nim, zbliżyć się do niego.
— Niezależnie od tego, jak ściśle na Solarii przestrzega się zwyczajów, nie wydaje mi się to rozstrzygające. Czy mogę wyjaśnić, o co mi chodzi?
— Ależ oczywiście — Gruer wrócił do swego obiadu.
— Morderstwo opiera się na trzech elementach: motywie, środkach, sposobności. Wszystkie one są jednakowo ważne. Zgadzam się, że pani Delmarre miała sposobność. Nie usłyszałem jednak nic o motywach.
— Bo nie znamy motywów — wzruszył ramionami Gruer. Oczy jego na chwilę spoczęły na milczącym Danielu.
— Podejrzana nie miała więc motywu, może jednak być patologiczną morderczynią. Załóżmy, że tak jest i zastanówmy się. Jest z mężem w laboratorium. Ma jakiś powód by go zabić. Wymachuje jakimś ciężkim przedmiotem. Tamten już po chwili zdaje sobie sprawę z jej zamiarów. Woła „chcesz mnie zabić!” i gdy rzuca się do ucieczki, dosięga go cios, który miażdży mu czaszkę. Nawiasem mówiąc, czy lekarz zbadał ciało?
— Tak — i nie. Roboty wezwały lekarza aby zajął się panią Delmarre i, oczywiście, obejrzał ciało zabitego.
— W sprawozdaniu o tym się nie wspomina.
— Uznano to za nieistotne. Prawdę mówiąc, zanim lekarz zdążył obejrzeć ciało, zostało ono rozebrane, umyte i zgodnie ze zwyczajem przygotowane do kremacji.
— Innymi słowy, roboty zniszczyły dowody rzeczowe — powiedział Baley z irytacją. — Ale mówi pan „obejrzeć ciało”. Czy lekarz nie widział ciała?
— Wielki Kosmosie! — wykrzyknął Gruer — A cóż to za pomysł? Oczywiście, że obejrzał ciało, ze wszystkich stron i z bliska.
Lekarze nie mogą czasem uniknąć widzenia pacjentów nie ma jednak powodu żeby musieli widzieć zwłoki. Medycyna to paskudny fach ale nawet tam są pewne granice.
— Chodzi mi o następującą rzecz: czy lekarz wspomniał jakiego rodzaju obrażenia były przyczyną śmierci?
— Rozumiem do czego pan zmierza. Przypuszcza pan, że obrażenia były zbyt poważne, by mogła je zadać kobieta?
— Kobieta jest słabsza od mężczyzny a pani Delmarre jest drobnej budowy.
— Jest jednak całkiem sprawna fizycznie, agencie. Dajmy jej tylko odpowiednią broń, a prawa fizyki zrobią swoje. Kobieta zresztą może w furii dokonać zadziwiających rzeczy.
Baley wzruszył ramionami — Mówi pan o broni. Gdzie jest ta broń?
Gruer poruszył się. Sięgnął po szklankę a wtedy w polu widzenia pojawiał się robot i napełnił ją przeźroczystym płynem, zapewne wodą.
Gruer podniósł szklankę, zaraz jednak odstawił ją, jakby się rozmyślił — Nie udało nam się jej odnaleźć, jak to zaznaczyliśmy w sprawozdaniu.
— Wiem, co mówi sprawozdanie. Chcę się upewnić. Czy szukano broni?
— Bardzo starannie.
— Czy to pan jej szukał?
— Roboty pod moim nadzorem. Nie udało się znaleźć niczego, co mogło posłużyć jako broń.
— To osłabia oskarżenie przeciw pani Delmarre, nieprawdaż?
— Osłabia — zgodził się ze spokojem Gruer — To jedna z rzeczy, których nie rozumiem i jeden z powodów, że nie oskarżono pani Delmarre. Dlatego też mówiłem panu, że nie mogła popełnić tej zbrodni.
— Powinienem może powiedzieć ,ze oczywiście nie mogła…
— Oczywiście?
— Musiałaby jakoś pozbyć się broni. Jak dotąd nie zdołaliśmy ustalić jak.
— Czy rozważaliście wszystkie możliwości? — pytał Baley z uporem.
— Tak mi się zdaje.
— Wątpię. Zastanówmy się. Broń, której użyto, by strzaskać czaszkę człowiekowi nie została odnaleziona na miejscu zbrodni. Jędrną możliwością jest, że została wyniesiona. Nie mógł tego zrobić Rikain Delmarre, bo nie żył. Czy mogła ją wynieść Gladia Delmarre?
— Tak musiało być — odpowiedział Gruer.
— Ale jak to zrobiła? Kiedy przybyły roboty, leżała nieprzytomna na podłodze. Może udawała, w każdym razie jednak była tam.
Ile upłynęło czasu od momentu zabójstwa do przybycia pierwszego robota?
— Nie wiemy, kiedy dokonano zabójstwa.
— Czytałem sprawozdanie, panie dyrektorze. Jeden z robotów słyszał szamotaninę i krzyk doktora Delmarre’a. Najwidoczniej był najbliżej. W pięć minut później zabrzmiał sygnał wzywający roboty.
Robotowi nie trzeba nawet minuty, by przybyć na wezwanie (Baley pamiętał, jak błyskawicznie się zjawiały). Jak daleko mogła zanieść broń pani Delmarre by zdążyć wrócić i udawać nieprzytomną?
— Mogła zniszczyć broń w dezintegratorze.
— Nie był używany od poprzedniego dnia. Zbadano natężenie szczątkowego promieniowania gamma.
— Wiem o tym — powiedział Gruer — Podałem tylko przykład na to — co mogła zrobić.
— Słusznie, wytłumaczenie może być nawet prostsze. Domowe roboty Delmarre’a zostały zapewne dokładnie sprawdzone?
— O, tak.
— I wszystkie są sprawne.
— Tak.
— Czy któryś z nich nie mógł wynieść broni, nie zdając sobie sprawy, co to jest?
— Żaden z nich niczego nie wyniósł ani nawet niczego nie dotykał.
— Niezupełnie. Przeniosły przecież ciało i przygotowały je do kremacji.
— Tak, oczywiście — ale to się nie liczy. Tego się po nich — spodziewano.
— Na Jozafata — Baley zmuszał się do zachowania spokoju, powiedział — Przypuśćmy więc, że był tam ktoś inny.
— Niemożliwe! Jak mógłby ktoś nachodzić doktora Delmarre’a?
— Przypuśćmy to — wykrzyknął Baley — Roboty mogły o tym nie pomyśleć. Nie sądzę, by przeszukały teren wokół domu. Sprawozdanie nic o tym nie wspomina.
— Nie zrobiono tego, dopóki szukaliśmy broni, ale niedługo potem tak.
— Czy nie znaleziono śladów postoju pojazdu albo ładowania?
— Nie.
— Jeśli wiec ktoś zdobył się na najście doktora Delmarre’a, jak to pan ujął, mógł z łatwością oddalić się. Nikt by go nie zatrzymał a nawet nikt by go nie widział. Wszyscy byliby pewni, że nie mogło tam być nikogo z zewnątrz.