Выбрать главу

— I nie mogło — oświadczył Gruer.

— Jeszcze tylko jedno. W tę sprawę wmieszany jest robot. Robot był przy tym obecny.

Po raz pierwszy włączył się w rozmowę Daniel — Robot nie był przy tym obecny. Gdyby tam był, zbrodnia nie zostałaby popełniona.

Baley odwrócił się zaskoczony a Gruer który znów podniósł szklankę do ust, odstawił ja i utkwił wzrok w Danielu.

— Czy nie mam racji? — spytał Daniel.

— Całkowitą! — zgodził się Gruer — Robot powstrzymałby każdego przed wyrządzeniem komuś krzywdy. To Pierwsze Prawo.

— Zgoda. Musiał jednak być blisko, może w sąsiednim pokoju.

Gdy morderca zbliżył się do Delmarre’a a ten krzyknął „Chcesz mnie zabić.’” inne roboty nie słyszały tych słów, jedynie krzyk, nie przybyły więc, nie wzywane. Ten robot słyszał i Pierwsze Prawo kazało mu zjawić się bez wezwania. Spóźnił się. Być może widział, jak dokonano zabójstwa.

— Mógł widzieć końcowe momenty — zgodził się Gruer — To go właśnie rozstroiło. Widzieć jak człowiekowi dzieje się krzywda i nie zapobiec temu, to naruszenie Pierwszego Prawa, powodujące uszkodzenie pozytronowego mózgu. W tym przypadku bardzo poważne uszkodzenie.

— A więc robot był świadkiem zabójstwa. Czy go przesłuchano?

— A po co? Był niesprawny. Zdołał wypowiedzieć słowa „Chcesz mnie zabić”. Zgadzam się z pańską oceną przebiegu wydarzeń. Ostatnie słowa Delmarre’a wypaliły się w świadomości robota gdy wszystko inne zginęło.

— Wiem, że robotyka to tutejsza specjalność. Czy nie można jakoś naprawić tego robota?

— Nie — odrzekł sucho Gruer.

— A gdzie on teraz jest?

— Poszedł na złom.

Baley uniósł brwi — Ależ to sprawa! Żadnych motywów, żadnych świadków, żadnych dowodów, a to od czego można było zacząć — zniszczone. Ma pan osobę podejrzaną, wszyscy są przeświadczeni, ze ona jest winna, a przynajmniej, że nikt inny nie może być winny.

Po co więc mnie tu ściągano?

Gruer zachmurzył się — Denerwuje się pan. — Zwrócił się do Daniela — Nie zechciałby pan sprawdzić czy wszystkie okna są zasłonięte? Agent Baley odczuwa, być może działanie otwartej przestrzeni.

Baley osłupiał. W pierwszym odruchu chciał nakazać Danielowi, by został na miejscu, usłyszał jednak nutę paniki w głosie Gruera i spostrzegł niemą prośbę w jego oczach. Pozwolił Danielowi wyjść Maska spokoju opadła z twarzy Gruera. — Poszło łatwiej niż myślałem. Zastanawiałem się, jakby to zrobić, by zostać z panem sam na sam. Nie miałem wielkiej nadziei, że nasz gość z Aurory wyjdzie, jeśli go poproszę, ale nie wymyśliłem nic lepszego.

— I teraz jesteśmy sam na sam.

— Nie mogłem przy nim mówić swobodnie. Zależało nam na panu, więc musieliśmy zgodzić się i na niego — Solarianin pochylił się; — Chodzi nie tylko o morderstwo. Ujęcie sprawcy to nie jedyny cel.

Na Solarii istnieje tajne stowarzyszenie…

— W tej sprawie nie mogę panu pomóc.

— Ależ może pan. Proszę tylko posłuchać: doktor Delmarre należał do Tradycjonalistów. Wierzył w stare, dobre metody. Nowe siły dążyły jednak do zmian i Delmarre został zmuszony do milczenia.

— Przez panią Delmarre?

— Musiała być narzędziem, ale to bez znaczenia. Ważna jest stojąca za nią organizacja.

— Czy ma pan dowody?

— Niezbyt pewne. Rikain Delmarre był na jakimś tropie. Kiedy mnie zapewnił, że znalazł dowód, uwierzyłem. Znałem go na tyle.

by wiedzieć, że nie jest ani naiwny, ani głupi. Niestety, niewiele mi powiedział. Chciał, oczywiście zakończyć dochodzenie przed przekazaniem sprawy w ręce władz. Musiał być bliski końca, inaczej tamci nie odważyliby się na jawne morderstwo. Delmarre powiedział mi jedno: zagrożona jest cała ludzkość.

To wstrząsnęło Baleyem. Przez chwilę czul się jakby słuchał znów Minnima. Czy wszyscy będą zwracać się do niego w sprawach kosmicznej wagi?

— Czemu pan sądzi, że mogę w tym pomóc?

— Bo jest pan Ziemianinem. Rozumie pan? My tu na Solarii nie mamy doświadczenia w podobnych sprawach. Nie rozumiemy zbiorowości. Jesteśmy zbyt nieliczni. Tak właśnie myślę, chociaż koledzy śmieją się ze mnie. Wydaje mmi się, że Ziemianie muszą rozumieć ludzi daleko lepiej niż my, po prostu dlatego, że są ich takie tłumy. Zgadza się pan ze mną?

Baley skinął w milczeniu głową.

— Z tym morderstwem w pewnym sensie, dobrze się złożyło.

Nie śmiałem wspominać nikomu o dochodzeniu Delmarre’a, póki nie wiedziałem, kto bierze udział w spisku. Delmarre nie chciał przekazać żadnych informacji przed końcem dochodzenia. Gdyby nawet je zakończył, co mielibyśmy robić dalej? Jak postępować z przeciwnikami? Nie wiedziałem. Od początku czułem, że potrzeba nam Ziemianina, odkąd zaś usłyszałem o pańskiej działalności w sprawie morderstwa w Kosmopolu na Ziemi wiedziałem, że to pan jest nam potrzebny. Skontaktowałem się z Aurorą — współpracował pan z ich człowiekiem — a za ich pośrednictwem z rządem Ziemi. Wtedy zdarzyło się morderstwo. Przedtem trudno mi było przekonać kolegów. Szok był tak wielki, że się zgodzili. Zgodziliby się na wszystko.

— Niełatwo jest prosić Ziemianina o pomoc, ale musiałem to zrobić. Zagrożona jest cała ludzkość. Ziemia także.

Gruer był niewątpliwie szczery. Ziemia była więc podwójnie zagrożona.

Jeśli jednak to właśnie morderstwo pozwoliło Gruerowi przeforsować swoje propozycje, czy był to wyłącznie przypadek? Przed Baleyem otwierało się nowe pole dla domysłów.

— Zrobię co będę mógł, aby pomóc — oświadczył.

Gruer podniósł swą wielokrotnie odstawianą szklankę i spojrzał na Baleya — To świetnie. Ani słowa tamtemu proszę. O cokolwiek tu chodzi, Aurora może być w to wmieszana. Z pewnością ta sprawa niezwykle ich zainteresowała. Weźmy choćby to, że nalegali by pan Olivaw został włączony do sprawy. Tłumaczyli, że to dlatego iż pracował z panem poprzednio ale może to też oznaczać, że chcieli mieć w sprawie swego człowieka. Aurora jest potężna, trzeba przyznać.

Pociągnął łyk, patrząc na Baleya.

Baley przesunął palcami po policzku — Jeśli to… Nie dokończył.

Zerwał się z krzesła i rzucił ku tamtemu, zapominając, że patrzy na obraz.

Gruer, wytrzeszczając oczy chwycił się za gardło szepcząc ochryple — Pali… pali…

Szklanka wypadła mu z ręki. Zawartość wylała się. Gruer upadł obok szklanki z twarzą wykrzywioną bólem.

7. Ponaglanie lekarza.

W drzwiach .stanął Daniel — Co się stało, Eliaszu?

Wyjaśnienia były zbyteczne. Głos Daniela przeszedł w donośny krzyk — Roboty Hannisa Gruera! Wasz pan jest ranny! Roboty!

Metalowa postać wkroczyła do sali jadalnej a w ciągu następnej minuty pojawiło się kilkanaście. Trzy roboty wyniosły ostrożnie Gruera, inne zajęły się uprzątaniem bałaganu i zbieraniem porozrzucanej po podłodze zastawy.

— Hej tam, roboty! — zawołał Daniel — Mniejsza o porcelanę.

Szukajcie człowieka! Przeszukać dom! Przeszukać teren posiadłości!

Jeśli znajdziecie człowieka, zatrzymajcie go nie robiąc mu krzywdy (ta uwaga była zbyteczna), nie pozwólcie mu tylko odejść. Jeśli nie znajdziecie nikogo dajcie mi znać. Będę pod tym samym numerem.

Roboty rozbiegły się. Eliasz mruknął do Daniela — To dopiero początek. Mamy niewątpliwie do czynienia z trucizną.

— Tak, to oczywiste, partnerze Eliaszu — Daniel usiadł w jakiś dziwny sposób, jakby ugięły się pod nim kolana. Baley nigdy dotąd nie widział go w takim stanie.