Może dlatego, że dopiero co była o niej mowa, a może martwił go sposób, w jaki zakończyła się ich ostatnia rozmowa a może potrzebował czegoś innego niż krzepkiej przytłaczająco rzeczowej Klorissy.
(— Można rozegrać sprawy kłócąc się — pomyślał) Pojawiła się przed nim w mgnieniu oka. Siedziała w dużym fotelu z wysokim oparciem przez co sprawiała wrażenie mniejszej i bardziej bezbronnej niż zwykle. Włosy miała ściągnięte ku tyłowi i związane w luźny zwój. Kamienie w jej kolczykach wyglądały na diamenty. Prostego kroju suknia podkreślała talię.
— Miło mi cię oglądać, Eliaszu. Próbowałam się z tobą skontaktować — powiedziała cicho.
— Dzień dobry, Gladio! (Dobry wieczór? Nie wiedział, jaka była u niej pora dnia i nie umiał tego odgadnąć z jej stroju). Dlaczego próbowałaś skomunikować się ze mną?
— Żeby ci powiedzieć, jak mi przykro że zawiodły mnie nerwy, kiedy cię oglądałam ostatnio. Pan Olivaw nie wiedział gdzie cię można znaleźć.
Baley wyobraził sobie Daniela pod strażą robotów i powstrzymał uśmiech — Wszystko w porządku. Chciałbym widzieć się z tobą w najbliższym czasie.
— Ależ, proszę… urwała. — Widzieć się ze mną?
— Osobiście — powiedział Baley z powagą.
— Czy jest po temu jakiś powód? — Jej oczy rozszerzyły się a palce zacisnęły na poręczy fotela.
— To konieczne.
— Nie sądzę…
— Czy pozwoliłabyś na to?
Odwróciła wzrok.
— Jeśli to absolutnie konieczne.
— To jest konieczne. Przedtem jednak muszę widzieć się z kimś jeszcze. Twój maż interesował się robotami. Sama mi o tym mówiłaś a słyszałem to i od innych. Nie był jednak robotykiem, nieprawdaż?
— Nie była to jego specjalność, Eliaszu — Wciąż unikała jego wzroku.
— Czy współpracował z robotykiem?
— Z Jothanem Leebigiem — odpowiedziała bez namysłu. — To mój stary przyjaciel.
— Doprawdy? — spytał żywo Baley. Zaskoczyło ją to.
— Czy nie powinnam tego mówić?
— Dlaczego nie, jeśli to prawda?
— Wciąż się boję, że powiem coś, co zrobi ze mnie… Nie wiesz, jak to jest, kiedy wszyscy są przekonani, że coś zrobiłeś.
— Nie przejmuj się. Jak to się stało, że zaprzyjaźniłaś się z Leebigiem?
— Ach, nie pamiętam. On mieszka w sąsiedniej posiadłości. Swobodne oglądanie prawie nie zużywa energii. Można pozostawać stale w łączności, bez żadnych problemów. Dużo razem spacerujemy, czy raczej spacerowaliśmy.
— Nie przypuszczałem, że byłabyś zdolna spacerować z kimkolwiek.
Gladia zaczerwieniła się — mówiłam o oglądaniu. Wciąż zapominam, ze jesteś Ziemianinem. Swobodne oglądanie oznacza, że można iść dokąd się chce, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Ja chodziłam po swojej posiadłości a on po swojej i tak spacerowaliśmy razem.
Zadarła podbródek — To może być wcale miłe.
Potem zachichotała — Biedny Jothan!
— Czemu tak o nim mówisz?
— Myślałeś, że chodzimy razem bez oglądania. Chybaby umarł, gdyby się dowiedział, że ktoś mógł tak .o nim pomyśleć.
— Dlaczego?
— Jest na tym punkcie okropnie drażliwy. Mówił mi, że od piątego roku życia przestał widywać ludzi. Upierał się przy oglądaniu.
To się zdarza. Rikain mówił mi, kiedy rozmawialiśmy raz o Jothanie, że takich dzieci jest coraz więcej. Mówił, że to swego rodzaju ewolucja społeczna, która faworyzuje oglądanie. A co ty o tym sądzisz?
— Nie mam zdania w tej sprawie — odparł Baley.
— Jothan nie chciał się nawet ożenić. Rikain złościł się o to.
Mówił, że „społeczeństwu potrzebne są cechy genetyczne Jothana, ale on po prostu odmówił wzięcia tego pod uwagę.
— A czy ma prawo odmówić?
— Nie-e — powiedziała z wahaniem Gladia — ale, wiesz jak to jest. On jest bardzo wybitnym robotykiem, a tych się na Solarii ceni. Myślę, że zrobiono odstępstwo. Tyle ze Rikain zamierzał przerwać współpracę z Jothanem. Powiedział mi raz, że Jothan jest złym Solarianinem.
— Czy mówił to też Jothanowi?
— Nie wiem. Pracował z nim do końca.
— Czy uważał go za złego Solarianina, bo tamten nie chciał się żenić?
— Rikain powiedział mi kiedyś, że małżeństwo jest najcięższym z życiowych doświadczeń, ale że trzeba to przecierpieć.
— A co ty o tym sądzisz?
— O czym, Eliaszu?
— O małżeństwie. Czy też uważasz, że to najcięższe z życiowych doświadczeń.
Jej twarz straciła wszelki wyraz, jakby zmyto z niej uczucia.
— Nigdy o, tym nie myślałam.
— Powiedziałaś, ze stale chodzisz na spacery z Jothanem Leebigiem a potem poprawiłaś się mówiąc że chodziłaś dawniej. Już z nim nie spacerujesz?
Potrząsnęła głową. Jej twarz znów nabrała wyrazu smutku Nie. Tylko raz, czy dwa razy go oglądałam. Robił wrażenie zapracowanego, a ja nie lubię… Rozumiesz?
— Czy tak było od śmierci twego męża?
— Nawet wcześniej. Kilka miesięcy wcześniej.
— Czy nie myślisz, że to doktor Delmarre kazał mu przestać Zaskoczyło ją to — Jak mógłby nam coś kazać? Nie jesteśmy robotami, Jothan ani ja. I czemu miałby to robić?
Baley nie usiłował tego wyjaśniać. Mógłby to zrobić tylko w kategoriach ziemskich pojęć a nie ułatwiałoby to jej zrozumienia.
— Jeszcze tylko jedno, Gladio. Zobaczę cię znów, kiedy skończę z Leebigiem, a jaka to pora dnia?
Ledwie spytał, już tego pożałował. Robot odpowiedziałby używając ziemskich miar czasu, ale Gladia mogła użyć miar Solariańskich.
Baley miał już dość popisywania się ignorancją.
Gladia jednak powiedziała po prostu — popołudnie.
— Świetnie. Zobaczymy się znów, by umówić się na widzenie.
Znów się zawahała — Czy to konieczne?
— Tak.
— Dobrze więc — odpowiedziała cicho.
Próby nawiązania łączności z Leebigiem przeciągały się. Baley wykorzystał czas, zjadając drugą kanapkę, którą przyniesiono mu w oryginalnym opakowaniu. Przez ostrożność sprawdził pieczęć przed otwarciem opakowania a potem starannie obejrzał zawartość. Otworzył za pomocą własnych zębów plastikowy pojemnik z mlekiem, prosto z lodówki i wypił mleko wprost z pojemnika. Przemknęła mu ponura myśl o bezwonnych i pozbawionych smaku truciznach o opóźnionym działaniu, które można było wprowadzić do pojemnika używając igieł albo strzykawek automatycznych ale odrzucił tę myśl jako dziecinną.
Jak dotąd morderstwa popełniano bądź usiłowano popełnić w możliwie najprostszy sposób. Cios w głowę, porcja trucizny zdolna zabić dwunastu chłopa, zatruta strzała — to nie były wyszukane środki.
Potem pomyślał że dopóki będzie skakał z jednej strefy czasu do drugiej, nie może liczyć na regularne posiłki ani na to, że się wyśpi.
Pojawił się robot — Doktor Lebieg radzi, aby pan spróbował połączyć się z mm jutro. Jest bardzo zajęty.
Baley zerwał się na równe nogi i ryknął — Powiedz temu…
Urwał. Krzyczeć na robota nie miało sensu. Taki sam rezultat osiągnie się mówiąc szeptem.
Normalnym już tonem powiedział — Powiedz doktorowi Leebigowi albo jego robotowi, jeśli inaczej się nie da, że prowadzę śledztwo w sprawie morderstwa jego współpracownika, dobrego Solarianina. Powiedz mu, że nie mogę czekać, aż skończy prace i że jeśli nie zobaczę go za pięć minut, wsiądę w samolot i za godzinę będę się z nim widział w jego posiadłości. Użyj słowa widzieć, to nie pomyłka.