Выбрать главу

Leebig pokręcił głową — Nie mogę. Nie mogę — mówił niewyraźnie, bo z palcem w ustach — Nie mogę. Niech pan robi co pan chce.

Baley patrzył jak tamten odwraca się twarzą do ściany. Patrzył na pochylone plecy i trzęsące się ręce ,zakrywające twarz. — Dobrze więc, oglądanie mi wystarczy — powiedział.

— Przepraszam na chwilę. Zaraz wracam — odrzekł Leebig, wciąż odwrócony.

Baley skorzystał z przerwy i oto przyglądał się swej twarzy w lustrze w łazience. Czy zaczynał rozumieć Solarię i Solarian? Nie był pewien.

Westchnął, nacisnął przycisk, pojawił się robot. Baley, nie odwracając się, spytał — Czy macie tu jeszcze inne urządzenia łączności, poza tym, z którego korzystam.

— Są trzy inne końcówki, proszę pana.

— Powiedz więc Klorissie Cantoro, swojej pani, że aż do odwołania będę korzystał z tego i proszę, żeby mi nie przeszkadzano.

— Tak, proszę pana.

Baley wrócił na swoje miejsce. W centrum obrazu miejsce Leebiga wciąż było puste, usiadł wiec, by czekać.

Nie czekał długo. Wszedł Leebig a pokój znów zatańczył w rytm jego kroków. Najwyraźniej obraz zogniskował się na człowieku. Baley przypomniał sobie złożoność tablicy kontrolnej i odczuł coś w rodzaju uznania dla tego, w czym uczestniczył.

Leebig panował już nad sobą. Poprawił uczesanie, zmienił ubranie. Nowy, luźny strój był z drogiego, połyskującego materiału. Usiadł w wysokim krześle, które wysunęło się ze ściany. Rzeczowym tonem spytał — Jakie wiec ma pan uwagi, odnośnie Pierwszego Prawa?

— Czy możemy być podsłuchani?

— Nie. Zadbałem o to.

— Baley skinął potakująco głową — Pozwoli pan, że zacytuję Pierwsze Prawo?

— To nie jest konieczne.

— Wiem, pozwoli pan jednak… „Robot nie może wyrządzić krzywdy człowiekowi ani przez swą bezczynność dopuścić do wyrządzenia mu krzywdy”.

— I cóż?

— Otóż, kiedy wylądowałem na Solarii, podróżowałem do wyznaczonej mi posiadłości w zamkniętym pojeździe. Chodziło o ochronę przed otwartą przestrzenią. Jako Ziemianin…

— Wiem — powiedział Leebig niecierpliwie. — Co to ma do rzeczy?

— Robot, który prowadził pojazd nie wiedział o tym. Poprosiłem go o odsłonięcie wnętrza i posłuchał. Drugie Prawo, musiał wykonać rozkaz. Poczułem się, oczywiście nieswojo i omal nie zemdlałem. Czy ten robot nie wyrządził mi krzywdy?

— Na pański rozkaz — warknął Leebig.

— Zacytuję Drugie Prawo: .Robot musi wykonywać rozkazy człowieka z wyjątkiem tych, które są sprzeczne z Pierwszym Prawem”. Mój rozkaz powinien więc być zignorowany.

— Nonsens. Robot nie mógł wiedzieć…

Baley pochylił się w fotelu — Otóż to! Jak więc powinno brzmieć Pierwsze Prawo? „Robot nie może zrobić niczego co zgodnie z jego wiedzą może wyrządzić krzywdę człowiekowi ani przez swą bezczynność świadomie dopuścić do wyrządzenia mu krzywdy”.

— To oczywiste!

— Nie dla przeciętnego człowieka. Przeciwnie, przeciętny człowiek jest w stanie zrozumieć, że robot może popełnić morderstwo.

Leebig zbladł — Pan jest szaleńcem! To obłęd!

Baley przyglądał się końcom swoich palców.

— Robot może wykonać jakąś niewinną czynność, nie przynoszącą szkody człowiekowi.

— Tak, oczywiście. Jeśli otrzyma polecenie. A drugi robot może wykonać inną, równie niewinną czynność, która również nie może zaszkodzić człowiekowi, jeśli otrzyma polecenie.

— Tak.

— A jeśli te dwie najzupełniej niewinne czynności zostaną połączone otrzymamy w rezultacie morderstwo.

— Jak to? — Leebig spoglądał spode łba.

— Chciałbym usłyszeć pańską opinię, jako eksperta — mówi Baley. — Rozważmy hipotetyczny przypadek. Człowiek mówi do robota: Wlej trochę tego płynu do szklanki z mlekiem, którą znajdziesz lam i tam. Płyn jest nieszkodliwy .Chcę zbadać jego wpływ na mleko a potem zostanie wylany. Po wykonaniu polecenia zapomnij o nim”.

Leebig milczał z groźną miną.

Baley mówił dalej — Gdybym kazał robotowi wlać do mleka jakiś tajemniczy płyn i podać go człowiekowi, Pierwsze Prawo kazałoby mu spytać „Co to za płyn? Czy nie zaszkodzi człowiekowi?”. Nawet gdyby go zapewnić, że płyn jest nieszkodliwy, Pierwsze Prawo wciąż jeszcze mogłoby kazać mu zawahać się i odmówić podania mleka. Mówimy jednak, że mleko będzie wylane.

Pierwsze Prawo nie ma zastosowania. Czy robot nie zrobiłby tego, co mu kazano?

Leebig patrzył z wściekłością na Baley’a.

— Teraz drugi robot bierze mleko, nie wiedząc, że je z czymś zmieszano. W nieświadomości podaje mleko człowiekowi i człowiek umiera.

— Nie! — krzyknął Leebig.

— Dlaczego nie? Obie czynności są same w sobie niewinne. Tylko ich połączenie daje w wyniku morderstwo. Zgodzi się pan ze mną, że to się może zdarzyć?

— Mordercą będzie człowiek, który wydał polecenie!

— Z filozoficznego punktu widzenia, tak. Roboty były tylko narzędziami zbrodni.

— Nikt nie wydałby takiego polecenia.

— Wydałby i wydał. Dokładnie w taki sposób usiłowano zamordować doktora Gruera. Sądzę, że słyszał pan o tym?

— Na Solarii słyszy się o wszystkim — mruknął Leebig.

— Wie pan więc, że Gruer został otruty przy stole, na oczach moich i mojego partnera, pana Olivawa z Aurory. Czy zna pan może inny sposób w jaki można go było otruć? Prócz niego nie było tam nikogo. Jako Solarianin musi pan uznać znaczenie tego faktu.

— Nie jestem detektywem. Nie mam żadnego pomysłu.

— Jeden panu przedstawiłem. Chcę wiedzieć, czy to możliwe, czy dwa roboty nie mogły wykonać dwóch oddzielnych czynności, których połączenie dawało w rezultacie morderstwo. Pan jest ekspertem, doktorze. Czy to możliwe?

I oto Leebig, znękany i przyparty do muru, prawie niesłyszalnym głosem powiedział — Tak.

— Dobrze więc. Tyle o Pierwszym Prawie.

Leebig utkwił wzrok w Baley’u a jego opadająca powieka mrugnęła raz i drugi. Rozłączył splecione dłonie, palce jednak pozostały zgięte, jakby każda dłoń wciąż ściskała drugą. Rozluźnił palce dopiero gdy oparł dłonie na kolanach.

Baley nie zwracał na to uwagi.

— Teoretycznie, tak — powiedział Leebig — Teoretycznie! Niech pan nie lekceważy Pierwszego Prawa, Ziemianinie. Trzeba wielkiej zręczności w postępowaniu z robotami, by obejść Pierwsze Prawo.

— To oczywiste — odrzekł Baley. — Ja jestem tylko Ziemianinem i nie wiem prawie nic o robotach. Kiedy wydaję im polecenia, naśladuję tylko innych. Solarianin byłby o wiele zręczniejszy, zrobiłby to z pewnością o wiele lepiej.

Leebig zdawał się nie słuchać. Mówił głośno — Jeśli robotem można posłużyć się dla wyrządzenia człowiekowi szkody, oznacza to tylko, że trzeba rozszerzyć możliwości pozytronowego mózgu. Ktoś mógłby powiedzieć, że należałoby uczynić lepszymi ludzi. To niemożliwe, musimy więc lepiej zabezpieczyć roboty.

Wciąż idziemy naprzód. Nasze roboty są bardziej różnorodne, wyspecjalizowane, zręczniejsze i bardziej odporne niż te sprzed stulecia.

Za sto lat będziemy jeszcze dalej. Po cóż ma robot manipulować przy tablicy kontrolnej, skoro można wbudować mózg pozytronowy w samą tę tablicę. To przykład specjalizacji ale można to uogólnić. Czemu robot nie mógłby mieć odłączanych i wymiennych kończyn? Czemu nie? Jeżeli…

Baley przerwał — Czy jest pan jedynym robotykiem na Solarii?

— Niech pan nie robi z siebie głupca!

— Po prostu przyszło mi to na myśl. Doktor Delmarre był jedynym… inżynierem fetologiem, jeśli nie liczyć jego asystentki.