— Właśnie tak, Eliaszu — odpowiedział Daniel, pochylił się i, przełożył dźwigienkę. Zamigotał czerwony punkcik świetlny — Możemy ruszać. Jesteśmy gotowi.
Rozległ się stłumiony warkot, zaraz jednak ścichł. Poczuł słabe, przelotne pchnięcie w tył.
— Czy już jedziemy? — spytał zdziwiony Baley, — Jedziemy — odrzekł Daniel — Ten pojazd nie porusza się na kołach, ale na poduszce magnetycznej. Oprócz przyśpieszeń i zwolnień, nie poczujemy niczego.
— A zakręty?
— Pojazd odpowiednio się nachyla. Przy pokonywaniu pochyłości utrzymywany zaś jest poziom.
— Prowadzenie musi być dość trudne — zauważył Baley.
— W pełni zautomatyzowane. Kierowca jest robotem.
Baley Wiedział już wszystko, co chciał wiedzieć.
— Jak długo to potrwa?
— Godzinę. Podróż samolotem trwałaby krócej, zależało mi jednak na zapewnieniu ci izolacji a solaryjskie samoloty nie Umożliwiają całkowitego zamknięcia wnętrza, jak W pojeździe, którego używamy.
Taka troskliwość zaczęła irytować Baleya. Poczuł się jak dziecko pod opieką niańki, Irytował go nawet sposób mówienia Daniela. Wydawało mu się, że zbytnia poprawność budowy zdań łatwo może zdradzić prawdziwą naturę robota. Przez chwalę przyglądał się ciekawie R. Danielowi Olivawowi. Robot patrzył wprost przed siebie, nieporuszony i nieświadomy, że mu się przyglądają. Faktura skóry odtworzona była idealnie. Włosy i ich rozmieszczenie oddane jak należy.
Ruchy mięśni pod skórą były absolutnie naturalne. Nie pożałowano trudu dla choćby najbardziej wymyślnych. Baley z władnego doświadczenia wiedział, że kończyny i klatka piersiowa otwierają się wzdłuż niewidocznych szwów, co umożliwia naprawy. Wiedział, że pod tą naturalnie wyglądającą skórą kryje się metal i silikon. Wiedział, że mózg w tej czaszce, to tylko mózg pozytronowy a „myśli” Daniela są tylko potokami pozytronów płynącymi wzdłuż wytyczonych przez wytwórcę ścieżek. Czy jednak coś mogło to zdradzić oku nieuprzedzonego eksperta?
Drobna nienaturalność mowy i zachowania? Pewien bezwład emocjonalny? Przesadna doskonałość człowieczeństwa?
Szkoda było czasu na takie Rozważania. Baley odezwał się — Przypuszczam, Danielu, że przed przybyciem tu zostałeś wprowadzony w sprawy Solarian. i — Tak, partnerze Eliaszu.
— Świetnie. To więcej, niżż zrobiono dla mnie. Czy to duży świat?
— Średnica planety wynosi 9500 mil. Jest to zewnętrzna z trzech planet i jedyna zamieszkała. Klimat i atmosfera przypomina Ziemię. Ziemi nadającej Się do uprawy jest tu więcej. Zasoby mineralne są zaś mniejsze, ale oczywiście mniej intensywnie eksploatowane. Świat jest samowystarczalny a eksportowi robotów zawdzięcza wysoki poziom życia.
— A jakie jest zaludnienie?
— Dwadzieścia tysięcy ludzi, partnerze Eliaszu, Baley, usłyszawszy to, poprawił grzecznie — Chciałeś powiedzieć, dwadzieścia milionów, nieprawdaż?
Miał tyle pojęcia o Zaziemskich Światach, by wiedzieć, ze choć niedoludnione, według ziemskich norm, miały średnio 24 miliony mieszkańców.
— Dwadzieścia tysięcy ludzi, partnerce Eliaszu — powtórzył robot.
— Czy to świeżo skolonizowana planeta?
— Bynajmniej. Jest niezależna od dwóch stuleci, a Zasiedlona od trzech albo więcej. Liczba ludności jest utrzymywana celowo na poziomie dwudziestu tysięcy, jaki Solarianie uważają za optymalny.
— Jaka; część planety jest zamieszkała?
— Wszystkie obszary nadające się do uprawy.
— Ile to będzie w milach kwadratowych?
— Trzydzieści milionów mil kwadratowych — Dla dwudziestu tysięcy ludzi!
— I dwustu milionów pozytronowych robotów, partnerze; Eliaszu.
— Na Jozafata! To oznacza dziesięć tysięcy robotów na jednego człowieka!
— To istotnie niezwykle dużo, nawet jak na Światy Zaziemskie.
Na następnej z kolei Aurorze przypada tylko pięćdziesiąt robotów na głowę.
— Co pni robią z taką masą robotów? Po co im tyle żywności? — Żywność nie jest najważniejsza. Ważniejsze jest wydobycie surowców, a zwłaszcza produkcja energii.
Baley myślał o tych wszystkich robotach i czuł się oszołomiony.
Dwieście milionów robotów i tak niewielu ludzi! Roboty muszą dominować w krajobrazie planety. Postronny obserwator mógłby wziąć Solarię za świat robotów, nie zauważyć ludzi.
Czuł, że musi to zobaczyć. Pamiętał rozmowę z Minnimem i katastroficzne przepowiednie socjologów. Wydawały się odległe i nierzeczywiste, pamiętał jednak. To, co przeżył po opuszczeniu Ziemi sprawiło, że wspomnienie głosu Minnima, mówiącego z chłodem i precyzją o rzeczach nieprawdopodobnych, nie zatarło się, jednak Baley nazbyt się już zżył ze swymi obowiązkami by w ich pełnieniu miało mu przeszkadzać to, że znalazł się na otwartej przestrzeni.
Dane uzyskane od Kosmitów i ich robota były dostępne ziemskim socjologom. Potrzebne były bezpośrednie obserwacje i jego zadaniem, choćby i niemiłym, było ich zbieranie.
Przyjrzał się górnej części pojazdu — Czy to jest kabriolet, Danielu?
— Nie wiem, co masz na myśli, Eliaszu, przykro mi.
— Czy dach pojazdu może być odsunięty, a pojazd otwarty ku niebu? (omal nie powiedział odruchowo „kopule”).
— Tak, może.
— Więc zrób to, Danielu. Chcę się. rozejrzeć.
— Przykro mi, ale nie mogę na to pozwolić — odpowiedział poważnie robot.
Baley osłupiał — Słuchaj, R. Danielu (położył nacisk na R). Powtórzmy — rozkazuję ci opuścić dach.
W końcu człekokształtny czy nie, robot musi wypełniać polecania Daniel nie poruszył się jednak. Powiedział — powinienem wyjaśnić, że moim pierwszym obowiązkiem jest cię chronić. Jest dla mnie oczywiste tak w świetle moich instrukcji, jak i doświadczenia, że szkodzi ci znalezienie się na otwartej przestrzeni. Nie mogę ci na to pozwolić.
Baley poczuł, że krew uderza mu do głowy i jednocześnie uświadomił sobie, że gniew nie miałby sensu. To był robot, a Baley Wiedział co mówi Pierwsze Prawo Robotyki.
Brzmiało ono: „Robot nie może wyrządzić krzywdy człowiekowi ani przez swą bezczynność dopuścić do wyrządzenia mu krzywdy”.
Wszystko inne w pozytronowym mózgu robota — jakiegokolwiek robota, na którymkolwiek ze światów Galaktyki, musiało przed tym ustąpić.
Robot musiał oczywiście słuchać rozkazów, z tym jedynym Wszakże wyjątkiem. Posłuszeństwo rozkazom było Drugim z kolei Prawem Robotyki.
Brzmiało ono: „Robot mysi wykonywać rozkazy człowieka, z wyjątkiem tych, które są sprzeczne z Pierwszym Prawem”.
Baley zmusił się do zachowania spokoju — Sądzę, że jakiś czas wytrzymam, Danielu.
— Mam wrażenie, że nie, Eliaszu.
— Pozwól, że sam to osądzę, Danielu.
— Jeśli to rozkaz, Eliaszu, nie mogę mu być posłuszny.
Baley opadł z rezygnacją na wyściełane oparcie siedzenia. Nie mógł zmusić robota siłą. Daniel był o wiele silniejszy. Zdołałby Unieruchomić Baleya, nie robiąc mu krzywdy.
Baley był uzbrojony, mógł zagrozić Danielowi blasterem, ale nic osiągnąłby niczego, poza chwilowym poczuciem przewagi. Nie było sensu grozić robotowi. Troska o siebie była Trzecim dopiero Prawem.
Brzmiało ono: „Robot powinien dbać o własne bezpieczeństwo, dopóki nie jest to sprzeczne z Pierwszym i Drugim Prawem”.
Daniel pozwoliłby się zniszczyć ,gdyby alternatywą miało być złamanie Pierwszego Prawa a Baley absolutnie nie życzył sobie zniszczenia Daniela.