Выбрать главу

Zastanawiające, ale przez chwilę rozważałam wbicie tych specjalnych szczypiec, którymi Clive Clemmings kazał mi przewracać listy Jesse'a, prosto w jego oczy. Gdybym tylko zdołała dostać się za szkła tych jego grubaśnych okularów.

Zamiast tego wzięłam się w garść i z całą godnością, na jaką było mnie w tym momencie stać, mimo iż byłam odziana w szorty z zakładkami, powiedziałam:

– Czy pan naprawdę, z głębi serca wierzy, że osoba, która napisała te listy, mogła zrobić coś podobnego? Odejść bez słowa? Nie żegnając się ze swoimi siostrami, które najwyraźniej kochał, i o których pisał z taką czułością? Czy naprawdę sądzi pan, że te listy znalazły się na moim podwórku, ponieważ to on je tam zakopał? Czy nie dopuszcza pan takiej możliwości, że powodem, dla którego zakopano je właśnie tam, jest fakt, że on również jest tam gdzieś pochowany i jeśli mój ojczym będzie kopał dalej, to może natknąć się na jego ciało? – Mój głos wzniósł się do pisku. Chyba wpadłam w lekką histerię. – Czy to pana przekona, że pański pradziadek miał w stu procentach rację? – zapiszczałam. – Kiedy mój ojczym znajdzie gnijące zwłoki Hektora de Silvy?

Clive Clemmings wydawał się bardziej zdumiony niż przedtem.

– Droga panno Ackerman! – zawołał.

Przypuszczam, że powiedział to, ponieważ – zauważył w tej samej chwili co ja, że płaczę.

Co było dość dziwne, bo do płaczliwych nie należę. To znaczy, pewnie, płaczę, kiedy walnę głową o drzwiczki kuchennej szafki albo oglądam jedną z tych beznadziejnych reklam Kodaka Ale, no wiecie, nie płaczę ot, tak sobie.

Ale teraz siedziałam w gabinecie doktora Clive'a Clemmingsa, wypłakując sobie oczy. Świetnie ci idzie, Suze. Co za profesjonalizm. A dla Jacka świetny przykład mediatorskiej roboty.

– Cóż – powiedziałam drżącym głosem, ściągając lateksowe rękawiczki i wstając z krzesła – pozwoli pan, Clive, że zapewnię pana, iż bardzo pan się myli. Jesse, to jest, Hektor, nigdy by czegoś takiego nie zrobił. To ona chce, żeby pan tak uważał. – Skinęłam głową w stronę portretu na ścianie, portretu, do którego poczułam nagle pełną pasji nienawiść. – Ale to nieprawda. Jesse, to jest, Hektor, nie jest… nie był taki. Jeśli chciałby „wybrać wolność” – zrobiłam ten sam głupi znak w powietrzu – wszystko by odwołał. Owszem, jego rodzina czułaby się zakłopotana, ale z pewnością wybaczyliby mu, ponieważ jest jasne, że kochali go tak samo, jak on kochał ich, i…

Dalej nie byłam w stanie mówić, przeszkadzały mi łzy. Straszne. Nie do wiary. Płakałam. Płakałam w obecności tego pajaca.

Zakręciłam się na pięcie i wypadłam jak burza z pokoju.

Niezbyt dostojnie, jak sądzę, zważywszy, że ostatnią rzeczą, jaką doktor nauk Clive Clemmings zobaczył, było moje siedzenie, które w tych kretyńskich szortach musiało się wydawać ogromne.

Ale chyba do niego dotarło.

Tak myślę.

W końcu to i tak okazało się bez znaczenia. Wtedy jednak nie mogłam o tym wiedzieć.

Podobnie jak nieszczęsny doktor Clive Clemmings.

5

Boże, nienawidzę płakać. To takie upokarzające. Przysięgam, że rzadko to robię. Podejrzewam jednak, że w końcu odbił się na mnie stres związany z napaścią nocną. Nie przestałam płakać, dopóki zrozpaczony Jack nie kupił mi jojo w sklepiku u Jimmiego, po drodze na plażę.

To oraz batonik mars sprawiły, że znowu poczułam się sobą, a wkrótce potem skakaliśmy z Jackiem na falach, żartując z turystów i robiąc groszowe zakłady o to, który surfiarz pierwszy spadnie z deski. Bawiliśmy się tak znakomicie, że dopiero kiedy słońce zaczęło zachodzić, przypomniałam sobie, że powinnam odprowadzić chłopca do hotelu.

Nie to, żeby ktoś za nami tęsknił, jak stwierdziliśmy po powrocie. Kiedy odstawiłam Jacka do apartamentu, jego mama wysunęła głowę przez drzwi na taras, gdzie z doktorem Puckiem raczyli się koktajlami i powiedziała:

– Och, to ty, Jack? Pośpiesz się i przebierz do kolacji, dobrze? Umówiliśmy się z Robertsonami. Dziękuję, Susan, i do zobaczenia jutro rano.

Pomachałam i poszłam sobie, szczęśliwa, że udało mi się uniknąć spotkania z Paulem. Po niespodziewanie wstrząsającym popołudniu nie sądziłam, żebym dobrze zniosła konfrontację z Panem Tenisistą Nieskazitelnym.

Ulga okazała się jednak przedwczesna, ponieważ kiedy siedziałam na przednim siedzeniu land rovera, czekając, kiedy Śpiący wyrwie się Caitlin, która musiała pilnie coś z nim przedyskutować akurat wtedy, kiedy odjeżdżaliśmy, ktoś zapukał w zasunięte okno samochodu. Obejrzałam się. Paul. Do tego w krawacie i ciemnoniebieskiej sportowej marynarce.

Wcisnęłam guzik, opuszczając szybę.

– Eee – wybąkałam. – Cześć.

– Cześć. – Uśmiechał się miło. Resztki słonecznego światła wydobywały z jego kręconych brązowych włosów błyski złota. Był naprawdę przystojny. Kelly Prescott zjadłaby go łyżeczką.

– Przypuszczam, że masz już jakieś plany na dzisiejszy wieczór – odezwał się.

Nie miałam, naturalnie, ale powiedziałam szybko:

– Mam.

– Tak myślałem. – Nie przestał się uśmiechać. – A co z jutrzejszym wieczorem?

Posłuchajcie, wiem, że jestem dziwaczką, jasne? Nie musicie mi tego powtarzać. Ten niesamowicie przystojny chłopak chciał się ze mną umówić, a ja myślałam tylko o kimś, kto, spójrzmy prawdzie w oczy, nie żyje. To głupie – głupie, głupie, głupie – odrzucać zaproszenie na randkę z żywym chłopakiem, podczas gdy mężczyzna mojego życia jest martwy.

A jednak dokładnie tak postąpiłam. Powiedziałam:

– Eee, przykro mi, Paul. Na jutro wieczór też mam plany. Nie dbałam o to, czy nie zabrzmiało to fałszywie. Taka jestem pokręcona. Po prostu nie obchodziło mnie to absolutnie nic a nic.

Sądzę jednak, że popełniłam poważny błąd. Sądzę, że pan Paul Slater nie przywykł do tego, żeby dziewczyna odrzucała jego zaproszenie na kolację czy gdziekolwiek. Ponieważ jego odpowiedź brzmiała (już bez miłego, ani też żadnego w ogóle, uśmiechu):

– Cóż, szkoda. Zwłaszcza że teraz chyba będę musiał zawiadomić twoją przełożoną o tym, jak to wyprowadziłaś dzisiaj mojego braciszka poza teren hotelu, nie pytając moich rodziców o zgodę.

Gapiłam się na niego przez otwarte okno. Początkowo nie mogłam zrozumieć, o czym mówi. Potem przypomniałam sobie hotelowy autobus, Towarzystwo Historyczne i plażę.

Omal nie wybuchnęłam śmiechem. Poważnie. No Jeśli Paul Slater uważa, że najgorszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić, było wpadnięcie w tarapaty z powodu wyprowadzenia dziecka poza teren hotelu bez wiedzy rodziców – najgorszą, która zdarzyła mi się choćby dzisiaj – to się grubo, grubo mylił. Rany boskie, niecałe dwadzieścia cztery godziny temu kobieta nieżyjąca od blisko stu lat trzymała mi nóż na gardle w mojej własnej sypialni. Czy on naprawdę myślał, że reprymenda Caitlin zrobi na mnie wrażenie?

– No, dalej – zachęciłam. – A kiedy jej to powiesz, nie zapomnij dodać, że twój brat po raz pierwszy w życiu świetnie się bawił.

Nacisnęłam guzik, zasuwając okno, ale Paul wsadził rękę do środka, kładąc palce na szybie. Puściłam guzik. Chciałam, żeby sobie poszedł, a nie żeby został kaleką do końca życia.

– Taak – powiedział. – Chciałem cię o coś zapytać. Jack twierdzi, że powiedziałaś mu, że jest medium.

– Mediatorem – sprostowałam, zanim zdołałam się powstrzymać. No, to na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie przez Jacka tej sprawy w tajemnicy, o co go prosiłam. Kiedy ten dzieciak się nauczy, że opowiadanie o tym, jak rozmawia z duchami, nie jest sposobem na pozyskanie przyjaciół?