Выбрать главу

Wiecie. Takie rzeczy.

Otóż niektóre kwestie, które Jesse miałby ochotę ze mną przedyskutować, są trudne do wyjaśnienia. Wolałabym porozmawiać o jego siostrach. Na przykład, czy mieszkanie pod jednym dachem z trzema dziewczynami było dla niego takim samym wyzwaniem, jak dla mnie mieszkanie z trzema chłopakami? Przypuszczam, że nie, choćby ze względu na odwrotność tej sytuacji z sedesem. Czy wtedy w ogóle były sedesy? Czy też chodzili do takich paskudnych budek na zewnątrz jak w Domku na prerii?

Boże, nic dziwnego, że Maria była w takim paskudnym nastroju.

To i do tego ta sprawa z życiem po śmierci.

Tak czy inaczej, mama i Andy pozwolili mi iść na kolację z przyjaciółmi, bo w domu nie było niczego do jedzenia. Posiłki rodzinne i tak nie były już takie fajne bez Profesora. Zdziwiłam się, jak bardzo mi go brakuje. Nie mogłam się doczekać, kiedy wróci do domu. To jedyny z moich braci, który nie doprowadza mnie do pasji.

Mimo że nie mogłam opowiedzieć Cee Cee o Paulu, i tak dobrze się bawiłam. Miło było zobaczyć ją i Adama, który spośród wszystkich chłopców, jakich znam, zachowuje się najmniej po chłopięcemu, chociaż wcale nie jest gejem i złości się na wszelką wzmiankę o tym. Podobnie jak Cee Cee, która kocha się w Adamie od początku świata. Żywiłam wielkie nadzieje, że Adam odwzajemni jej uczucia, ale teraz odniosłam wrażenie, że temperatura tychże raczej spadła.

Kiedy poszedł do łazienki, zapytałam Cee Cee, co jest grane, a ona zaczęła snuć opowieść o tym, jak to prawdopodobnie Adam poznał kogoś w Martha's Wineyard. Muszę stwierdzić, że przyjemnie było dla odmiany posłuchać, jak ktoś inny narzeka. To znaczy, moje życie jest porąbane i w ogóle, ale ja przynajmniej wiem, że Jesse nie używa sobie za moimi plecami z jakąś dziewczyną w znanym kurorcie.

Chyba nie. Kto wie, gdzie znika, kiedy nie ma go w moim pokoju? To mogłaby być, ostatecznie, Martha's Wineyard.

Rozumiecie teraz, dlaczego ten związek nie ma szans?

W każdym razie, z Cee Cee i Adamem nie widzieliśmy się kupę czasu, więc nie brakowało ludzi do obgadania, przede wszystkim Kelly Prescott, toteż kiedy wróciłam do domu, była jedenasta… Późno, skoro miałam następnego dnia stawić się w pracy o ósmej.

A jednak cieszyłam się, że wyszłam, bo to oderwało moje myśli od tego, co, jak podejrzewałam, czekało mnie za parę godzin: kolejna wizyta zachwycającej pani Diego.

Biorąc prysznic, pomyślałam w pewnym momencie, że nie mam powodu ułatwiać życia pannie Marii. Dlaczego miałaby mnie dopaść w moim własnym łóżku?

Nie muszę się na to godzić.

Gasząc światło, odczuwałam pełną satysfakcję. Sądziłam, że zabezpieczyłam się przed wszelkimi sztuczkami w wykonaniu Marii. Pod kołdrą ukryłam arsenał broni, włącznie z siekierą, młotkiem oraz czymś, czego nie potrafiłam nazwać, a co zabrałam z warsztatu Andy'ego, jakimś ostro zakończonym przedmiotem. Ponadto towarzyszył mi Maks. Wiedziałam, że obudzi mnie, jak tylko wyczuje coś nieziemskiego, bo jest bardzo wyczulony na tego typu rzeczy.

A poza tym spałam w pokoju Profesora.

Wiem. Wiem. To tchórzostwo. Dlaczego miałam jednak zostać we własnym łóżku i czekać na nią jak kaczka z przetrąconym skrzydłem, skoro mogłam spać w łóżku Profesora i, być może, zmylić trop? Nie szukam okazji do bójki. Fakt, nie zrobiłam, czego pani sobie życzyła. To mogłoby wskazywać, że jednak szukam. Ale nie aktywnie.

W innych okolicznościach może bym i poszła na grób Marii de Silvy, i wyjaśniła parę spraw na miejscu, ale tym razem było troszeczkę inaczej. Z powodu Jesse'a. Nie pytajcie dlaczego, ale po prostu nie mogłam się zdobyć na to, żeby wytarmosić za kudły jego byłą, co niewątpliwie w przypadku innego ducha bym uczyniła. Nie mogę powiedzieć, żebym była przyzwyczajona do tego, by czekać, aż jakiś duch do mnie przyjdzie…

Ale teraz… Teraz jest inaczej.

W każdym razie, ledwie zakopałam się w pościeli Profesora (świeżo wypranej – nie chciałam ryzykować. Nie wiem, co się dzieje w łóżkach dwunastoletnich chłopców, i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć) i mrugałam w ciemności, przyglądając się dziwnym rzeczom, które Profesor powiesił na suficie modelowi Układu Słonecznego i temu podobnym, kiedy Maks zaczął warczeć.

Zawarczał tak cicho, że z początku go nie usłyszałam. Ponieważ jednak wciągnęłam go do łóżka obok siebie (dużo miejsca to tam nie było, zwłaszcza nie z siekierą, młotkiem i tym czymś ostrym), czułam drżenie wydobywające się z psiej piersi.

Warczenie nasiliło się, a sierść na grzbiecie zjeżyła. Stąd wiedziałam, że albo jest trzęsienie ziemi, albo wizytę złożyła nam dawna miss hrabstwa Salinas.

Usiadłam, chwytając przedmiot z ostrym końcem i trzymając go jak kij bejsbolowy. Rozglądałam się gorączkowo, szepcząc do Maksa:

– Dobry piesek. W porządku, piesku. Wszystko będzie dobrze, piesku.

Sama starałam się w to uwierzyć.

Wtedy właśnie zmaterializowała się przede mną jakaś postać. Zamachnęłam i uderzyłam ostrym przedmiotem z całej siły.

6

– Susannah! – krzyknął Jesse, uskakując przed ciosem. – Co ty wyprawiasz?

Omal nie upuściłam mojej broni, tak mi ulżyło na jego widok.

Maks wył i warczał jak oszalały. Biedak wyraźnie przechodził jakieś psie załamanie nerwowe. Nie chcąc ryzykować postawienia wszystkich w domu na nogi, a następnie wyjaśniania, dlaczego śpię w łóżku przyrodniego brata z kupą narzędzi Andy'ego, wypuściłam go z pokoju. Wówczas Jesse wziął ode mnie ten ostry przedmiot, przyglądając mu się.

– Susannah – powiedział, kiedy zamknęłam drzwi za Maksem – dlaczego śpisz w pokoju Davida uzbrojona w kilof?

Uniosłam brwi, okazując zdziwienie większe, niż wymagała tego sytuacja.

– To tak to się nazywa? Właśnie się nad tym zastanawiałam. Jesse pokręcił głową.

– Susannah, powiedz mi, co się dzieje. Natychmiast.

– Nic – odparłam głosem, który brzmiał zbyt piskliwie nawet w moich własnych uszach. Podbiegłam i wskoczyłam z powrotem do łóżka Profesora, uderzając się palcem o młotek, ale znosząc ból w milczeniu, bo nie chciałam, żeby Jesse odkrył, że on tam jest. Znaleźć mnie w łóżku przyrodniego brata z kilofem to jedno. Znaleźć mnie w łóżku przyrodniego brata z kilofem, siekierą i młotkiem to zupełnie co innego.

– Susannah! – Jesse wydawał się wściekły, a on nie wścieka się tak znowu często. Chyba że, oczywiście, łapie mnie na tym, jak ładujemy sobie jeżyki do gardła z jakimś obcym chłopakiem na podjeździe pod domem. – Czy to siekiera?

Cholera! Wsunęłam ją pod kołdrę.

– Wyjaśnię ci to.

Oparł kilof o bok łóżka i skrzyżował ręce na piersi.

– Chętnie posłucham.

– No… – Wzięłam głęboki oddech. – Chodzi o to, że… – Nie mogłam wymyślić żadnego wyjaśnienia poza prawdziwym.

Ale przecież nie mogłam powiedzieć mu prawdy.

Jesse wyczytał widocznie z mojej twarzy, że męczę się nad jakimś kłamstwem, bo nagle rozłożył ramiona, pochylając się do przodu i kładąc dłonie na oparciu łóżka za moją głową, więżąc mnie w ten sposób w swoich ramionach, chociaż mnie nie dotykał. To było bardzo denerwujące i spowodowało, że osunęłam się na poduszki.

To mi wiele nie pomogło, bo twarz Jessa nadal znajdowała się w odległości zaledwie kilku centymetrów od mojej.

– Susannah – syknął. Teraz był naprawdę wściekły. – Co tu się dzieje? Zeszłej nocy mógłbym przysiąc, że czułem… czyjąś obecność w twoim pokoju. A dzisiaj śpisz tutaj, z kilofem i siekierą? Czego nie chcesz mi powiedzieć? I dlaczego? Dlaczego nie możesz mi powiedzieć?