Выбрать главу

Zamiast zachwycić się moimi nadzwyczajnym talentem detektywistycznym, Jesse zapytał zaszokowany:

– Skąd o nim wiesz? O Diego?

– Powiedziałam ci już. – Boże, jakie to denerwujące. Kiedy przejdziemy wreszcie do całowania? – To z książki, którą Profesor pożyczył z biblioteki. Moje Monterey pułkownika Clemmingsa.

– Ale Profesor… to jest, David… jest, jak sądzę, na obozie…

Ja na to zgnębiona:

– To było dawno temu. Kiedy tu przyjechałam. W styczniu. Jesse nie puścił mnie, ale miał bardzo dziwny wyraz twarzy.

– Chcesz powiedzieć, że wiedziałaś… jak umarłem… przez cały czas?

– Tak – powiedziałam odrobinę niepewnie. Zaczynałam podejrzewać, że jego zdaniem mogłam zachować się niestosownie, węsząc wokół sprawy jego śmierci. – Jesse, to moja praca. Tym się zajmują pośrednicy. Nie mogę nic na to poradzić.

– No to dlaczego ciągle pytałaś mnie, jak umarłem, skoro i tak wiedziałaś?

Odparłam, nadal niezbyt pewnie:

– Cóż, nie wiedziałam. Nie na pewno. Nadal nie wiem. Ale Jesse… – Chciałam się upewnić, że wie, o co chodzi, więc cofnęłam się (niestety, puścił mnie, ale co mogłam zrobić?), usiadłam na piętach i powiedziałam bardzo wolno i wyraźnie: – Jeśli znajdą tam twoje ciało, to nie tylko Maria będzie wściekła, ale ty… ty przeniesiesz się gdzieś dalej. Rozumiesz? Pójdziesz sobie stąd. Ponieważ to jest to, co cię tutaj trzyma. Tajemnica twojej śmierci. Kiedy jednak znajdą twoje ciało, tajemnica zostanie rozwiązana. A ty odejdziesz. Dlatego nie mogłam ci powiedzieć, rozumiesz? Bo nie chcę, żebyś odszedł. Ponieważ cię k…

O mój Boże. O mało tego nie powiedziałam. Niewiarygodne, jak byłam blisko tego. Powiedziałam „k” i już miałam powiedzieć „o”…

Jednak w ostatniej chwili się zreflektowałam. Zamieniłam to na:

– …konkretnie, to lubię mieć cię w pobliżu i byłoby mi strasznie przykro, gdybym cię miała już nigdy więcej nie zobaczyć.

Sprytne, co? A byłam tak blisko.

Ponieważ to, co wiem o chłopakach z całą pewnością, oprócz tego, że nie potrafią używać szklanki, opuszczać klapy od sedesu ani zalewać wodą opróżnionej tacki na lód, to fakt, że nie potrafią sobie dać rady ze słowem „kochać”. To znaczy, tak twierdzą w każdym niemal artykule, który czytałam na ten temat.

A przypuszczalnie to dotyczy wszystkich chłopaków, również tych, którzy urodzili się sto pięćdziesiąt lat temu.

Chyba opłaciło się nie używać tego słowa, bo Jesse pogładził mój policzek czubkami palców, tak samo jak wtedy w szpitalu.

– Susannah, znalezienie mojego ciała niczego nie zmieni.

– Hm – mruknęłam. – Wybacz, Jesse, ale sądzę, że wiem, co mówię. Jestem pośredniczką od lat.

– Susannah – odparł. – Ja nie żyję od stu pięćdziesięciu lat. To raczej ja wiem, o czym mówię. I zapewniam cię, tajemnica mojej śmierci, o której wspomniałaś… to nie jest powód, który, jak to ujęłaś, mnie tu trzyma.

Wtedy stało się coś dziwnego. Zupełnie jak w gabinecie Clive'a Clemmingsa wybuchnęłam płaczem. Poważnie. Tak po prostu.

Och, nie rozszlochałam się jak małe dziecko, czy coś, ale łzy napłynęły mi do oczu i poczułam takie jakby kłucie w okolicach nosa i ból w gardle. Niesamowite, bo dopiero co, no wiecie, próbowałam udawać, że płaczę, a teraz naprawdę się rozbeczałam.

– Jesse – odezwałam się tym okropnym zduszonym głosem (udawanie płaczu jest dużo wygodniejsze niż prawdziwy płacz, bo nie ma tyle glutów) – przykro mi, ale to niemożliwe. To znaczy, ja to wiem. Przeżyłam to sto razy. Kiedy znajdą ciało, już po wszystkim. Odejdziesz.

– Susannah – powtórzył. Tym razem nie dotknął zwyczajnie mojego policzka, położył całą dłoń.

Jakkolwiek romantyczny efekt został częściowo zrujnowany faktem, że się ze mnie śmiał. Aby oddać mu sprawiedliwość, muszę stwierdzić, że równie mocno starał się nie śmiać, jak ja starałam się nie płakać.

– Przyrzekam, Susannah – powiedział, akcentując każde słowo – że nigdzie nie odejdę, bez względu na to, czy twój ojczym znajdzie moje ciało, czy nie. W porządku?

Nie uwierzyłam mu, rzecz jasna. Chciałam, ale prawda jest taka, że on nie wiedział, o czym mówi.

Co jednak miałam zrobić? Nie miałam wyboru, tylko zachować się dzielnie. To znaczy, nie mogłam przecież tak sobie siedzieć i wypłakiwać oczu. Nie chciałam wyjść na kretynkę.

Powiedziałam więc, siąkając nosem, bo łzy ciekły mi już jak groch:

– Naprawdę? Przyrzekasz?

Jesse uśmiechnął się szeroko i odsunął dłoń od mojej twarzy. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął małą, obszytą koronką szmatkę, jaką już przedtem widziałam. Chusteczka Marii de Silvy. Używał jej poprzednio do opatrywania rozmaitych skaleczeń i zadrapań, jakie odniosłam w służbie pośredniczej. Teraz wytarł nią łzy z mojej twarzy.

– Przysięgam – powiedział, śmiejąc się. Ale tylko trochę. W końcu przekonał mnie, żebym wróciła do swojego łóżka.

Zapewnił, że dopilnuje, żeby jego była dziewczyna nie zjawiła się u mnie tej nocy. Tylko że nie nazwał jej swoją byłą dziewczyną. Nazwał ją po prostu Marią. Korciło mnie, żeby zapytać, co mu odbiło, żeby chodzić z taką suką o twarzy łasicy, ale moment, jak zwykle, nie wydawał się odpowiedni.

Czy jest w ogóle odpowiedni moment, żeby zapytać, dlaczego ktoś zamierzał poślubić osobę, która kazała go zabić?

Pewnie nie.

Nie miałam pojęcia, w jaki sposób Jesse zamierzał powstrzymać Marię, gdyby ta jednak wróciła. Prawda, nie żył dłużej niż ona, znał więc więcej różnych sztuczek. Maria, żeby mnie nawiedzić, po raz pierwszy wróciła do tego świata z obszaru pozaziemskiego, który zamieszkiwała od czasu swojej śmierci. Im dłużej jest się duchem, tym większej nabywa się mocy.

Chyba że ktoś, podobnie jak Maria, jest pełen złości.

Jednak ja i Jesse mieliśmy już okazję bić się z duchami równie wściekłymi jak Maria, i wygrywaliśmy. Nie miałam wątpliwości, że i tym razem nam się uda, o ile będziemy trzymali się razem.

Dziwnie było położyć się do łóżka ze świadomością, że ktoś będzie siedział obok i czuwał przy mnie. Kiedy jednak przyzwyczaiłam się do tej myśli, było mi przyjemnie, że jest tam razem z Szatanem, na ławie, i czyta książkę znalezioną w pokoju Profesora, zatytułowaną Tysiąc lat, przyświecając sobie własnym spektralnym światłem. Byłoby romantyczniej, gdyby po prostu siedział, wpatrując się tęsknie w moją twarz, ale żebracy nie kapryszą, a ile dziewcząt może się pochwalić chłopakiem, który gotów jest czuwać w ich sypialni, by chronić je przed złymi mocami przez całą noc? Założę się, że nie potrafilibyście wymienić ani jednej.

Przypuszczam, że w końcu zasnęłam, bo kiedy otworzyłam oczy, było rano, a Jesse wciąż siedział na ławie. Przeczytał Tysiąc lat i zabrał się do książki znalezionej u mnie na półce, Co się wydarzyło w Madison County, która zdawała. się mocno go bawić, chociaż starał się tłumić śmiech, żeby mnie nie obudzić.

Boże, jakie to żenujące.

Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że widzę go już po raz ostatni.

7

Od tej chwili sprawy miały się coraz gorzej. Mam wrażenie, że podczas gdy Maria nie była zainteresowana odnowieniem znajomości z eksnarzeczonym, nadal żywo interesowała się obrzydzaniem mi życia. Pierwszą wskazówkę otrzymałam, kiedy otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam nowy karton soku pomarańczowego, kupiony w miejsce tego wypitego poprzedniego dnia przez Przyćmionego i Śpiącego.