– Halo?
– Ojcze Dom – powiedziałam. Nie, nie powiedziałam tego. Przyznaję: wyszlochałam. Byłam roztrzęsiona.
– Susannah? – Ojciec Dominik wydawał się zaszokowany. – Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Czy nic ci nie jest?
– Nie – powiedziałam. W porządku, nie powiedziałam: wyłkałam. – Nie chodzi o mnie. Chodzi o Je – Jesse'a.
– Jesse'a? – W głosie ojca Dominika pojawiła się nutka, którą słyszałam zawsze, kiedy mowa była o Jessie. Trochę to trwało, zanim się do niego przekonał. Chyba wiem dlaczego. Ojciec D jest nie tylko księdzem, ale do tego dyrektorem katolickiej szkoły. Nie może pochwalać takich rzeczy jak dzielenie pokoju przez chłopaka i dziewczynę… nawet jeśli chłopak jest, no wiecie, martwy.
Mogę to zrozumieć, bo z mediatorami jest inaczej niż z pozostałymi ludźmi. Inni ludzie po prostu przechodzą przez duchy. Robią to cały czas i nawet tego nie zauważają. Och, może czują chłodny powiew albo wydaje im się, że zobaczyli coś kątem oka, ale kiedy się odwracają, nikogo nie ma.
Z pośrednikami jest inaczej. Dla nas duchy nie są istotami z mgły, ale z materii. Nie mogłabym przesunąć ręki przez Jesse'a, chociaż wszyscy inni zrobiliby to bez problemu. No, wszyscy z wyjątkiem Jacka i ojca Dominika.
Zrozumiałe więc, dlaczego ojciec Dominik nigdy nie był wobec Jesse'a nastawiony zbyt entuzjastycznie, mimo że chłopak uratował mi życie więcej razy, niż mogę policzyć. Ponieważ bez względu na wszystko, Jesse wciąż jest chłopakiem i mieszka w mojej sypialni, i… no, sami rozumiecie.
Nie o to chodzi, żeby coś się działo między nami. Ku mojemu żalowi.
A teraz już nigdy do niczego nie dojdzie. Nigdy nawet się nie dowiem, czy do czegoś mogłoby dojść. Ponieważ on odszedł.
Oczywiście o tym wszystkim nie wspomniałam ojcu Dominikowi. Opowiedziałam mu tylko, co się stało, o Marii, nożu i robakach oraz o śmierci Clive'a Clemmingsa i zniknięciu portretu, oraz o znalezieniu ciała Jesse'a i o tym, że odszedł.
– A przyrzekł mi – dokończyłam, trochę nieskładnie, bo cały czas płakałam – a przysięgał, że to nie ta sprawa go tutaj trzyma. A teraz odszedł i…
Głos ojca Dominika brzmiał pocieszająco i stanowczo w porównaniu z moją przerywaną łkaniem paplaniną.
– W porządku, Susannah. Rozumiem. Wszystko rozumiem. Jest oczywiste, że działają tu siły, których Jesse nie jest w stanie kontrolować, podobnie jak ty. Cieszę się, że zadzwoniłaś. Dobrze zrobiłaś. Posłuchaj mnie teraz i zrób dokładnie to, co powiem.
Pociągnęłam nosem. Tak dobrze – nie potrafię opisać, jak dobrze – mieć kogoś, kto wie, co robić. Naprawdę. Na ogół ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzę, to żeby mi ktoś mówił, co mam robić. W tym wypadku jednak bardzo, naprawdę bardzo mi to odpowiadało. Przywarłam do telefonu, czekając bez tchu na instrukcje ojca Dominika.
– Przypuszczam, że jesteś w swoim pokoju? – powiedział ojciec Dominik.
Skinęłam głową, uświadomiłam sobie, że mnie nie widzi i powiedziałam: – Tak.
– Dobrze. Obudź swoją rodzinę i powiedz im to, co mnie powiedziałaś. A potem wyjdźcie z domu. Wyjdźcie z tego domu, Susannah, tak szybko, jak możecie.
Odsunęłam słuchawkę od ucha i przyjrzałam się jej, jakby nagle zaczęła beczeć baranim głosem. Poważnie. Tak samo trzymałoby się to kupy, jak słowa ojca Dominika.
Ponownie przyłożyłam słuchawkę do ucha.
– Susannah? – ciągnął ojciec Dominik. – Usłyszałaś, co powiedziałem? Mówię poważnie. Jeden człowiek już nie żyje. Jestem przekonany, że następny będzie ktoś z twojej rodziny o ile ich stamtąd nie wyprowadzisz.
Wiem, że byłam w rozsypce i w ogóle, ale nie do tego stopnia.
– Ojcze D, nie mogę im powiedzieć…
– Owszem, Susannah, możesz – stwierdził ojciec Dominik. – Zawsze uważałem, że to niewłaściwe, że ukrywałaś swój dar przed mamą przez tyle lat. Czas, żebyś jej powiedziała.
– Czyżby?
– Susannah. Insekty to dopiero początek. Jeśli ta kobieta, de Silva, weźmie w swoje demoniczne posiadanie twój dom, zaczną dziać się… straszne rzeczy, jakich ani ty ani ja nie potrafimy sobie nawet wyobrazić.
– Mój dom w demoniczne posiadanie? – Ścisnęłam słuchawkę. – Posłuchaj, ojcze D, mogła odebrać mi chłopaka, ale domu nie dam.
W głosie ojca Dominika brzmiało zmęczenie.
– Susannah, proszę, zrób, co powiedziałem. Zabierz z domu rodzinę, zanim komuś stanie się coś złego. Rozumiem, że jesteś przygnębiona z powodu Jesse'a, ale faktem jest, że on nie żyje, a ty, przynajmniej na razie, należysz do świata żywych. Trzeba zrobić wszystko, żeby tak zostało. Zaraz wyjeżdżam, ale będę dopiero za jakieś sześć godzin. Przyrzekam, że przyjdę do ciebie rano. Staranne skropienie wodą święconą powinno wygnać resztę złych duchów, ale…
Szatan przebiegł przez pokój w moją stronę. Myślałam, że mnie ugryzie jak zwykle, ale nie zrobił tego. Przytruchtał blisko i wydał długie, straszliwie żałosne miauknięcie.
– Dobry Boże – zawołał ojciec Dominik do telefonu. – Czy to ona? Już tam jest?
Wyciągnęłam rękę i podrapałam Szatana za jedynym uchem, zdumiona, że pozwala się dotykać.
– Nie – powiedziałam. – To Szatan. Tęskni za Jesse'em. Ojciec Dominik na to:
– Susannah, wiem, jakie to dla ciebie bolesne, ale musisz wiedzieć, że gdziekolwiek Jesse teraz przebywa, ma się lepiej niż przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat, tkwiąc w zawieszeniu pomiędzy tym światem a następnym. Wiem, że to trudne, ale spróbuj cieszyć się ze względu na niego i bądź świadoma, że on chciałby, żebyś na siebie uważała. Chciałby, żebyście wszyscy byli bezpieczni…
Słuchając ojca Doma, uświadomiłam sobie, że ma rację. Tego właśnie chciałby Jesse. A ja siedzę sobie w pidżamce, zamiast wziąć się do roboty.
– Ojcze D – przerwałam mu – czy na cmentarzu, tam koło Misji, są pochowani jacyś de Silva?
Ojciec Dominik, zaskoczony zmianą tematu, powiedział: – Ja… de Silva? Doprawdy, Susannah, nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby…
– Och, chwileczkę – zawołałam. – Ciągle zapominam, że ona wyszła za Diego. Tam jest krypta Diegów, prawda? – Usiłowałam przypomnieć sobie rozkład cmentarza. Jest niewielki, otoczony wysokim murem i znajduje się bezpośrednio za bazyliką na terenie Misji, gdzie pracuje ojciec Dominik i gdzie ja chodzę do szkoły. Jest tam mało grobów, głównie mnichów, którzy działali wspólnie z Junipero Serrą, założycielem Misji w Carmelu na początku XVIII wieku.
Jednak paru zamożnych właścicieli ziemskich w XIX wieku zdołało wcisnąć tam jedno czy dwa mauzolea, przekazując, rzecz jasna, pokaźną część swoich majątków Kościołowi.
A na drzwiach największego – o ile dobrze pamiętam z wycieczki po cmentarzu, na którą zabrał nas nauczyciel historii pan Walden – wygrawerowano nazwisko Diego.
– Susannah – zaczął ojciec Dominik i po raz pierwszy w jego głosie zabrzmiało coś innego niż ponaglanie. Wydawał się przerażony – Susannah, wiem, o czym myślisz ja… zabraniam ci tego! Nie wolno ci pokazywać się w pobliżu tego cmentarza, rozumiesz? Nie wolno ci zbliżać się do tej krypty! To zbyt niebezpieczne…
To mnie właśnie kręci.
Ale tego głośno nie powiedziałam.
– W porządku, ojcze D. Ojciec ma rację. Obudzę mamę. Powiem jej wszystko. I wyprowadzę całą rodzinę z domu.
Ojciec Dominik ze zdumienia nie odzywał się przez minutę. W końcu odzyskał głos:
– Dobrze… Cóż, to dobrze. Tak. Wyprowadź wszystkich z domu. Nie rób niczego głupiego, Susannah, nie wzywaj ducha tej kobiety, dopóki nie przyjadę. Przyrzeknij.
Przyrzec. Jakby przyrzeczenia coś jeszcze znaczyły. Choćby taki Jesse. Przyrzekł, że nie odejdzie i gdzie jest teraz?