Выбрать главу

– Wiem. Nie mówiłam, że to będzie łatwe. Tak naprawdę, widzę tylko jeden sposób, a jest to sposób ryzykowny. Jednak z księdza pomocą, ojcze D, to się może udać.

– Moją pomocą? – Ojciec Dominik się zmieszał. – Pomocą w czym?

– Ojcze D, chcę, żeby ojciec mnie wyegzorcyzmował.

12

Po raz ostatni, Susannah – powiedział ojciec Dominik. Tym razem stuknął w kierownicę dla podkreślenia wagi tego, co mówi. – To, o co prosisz, jest niemożliwe. Przewróciłam oczami.

– Zaraz, zaraz, a co się stało z wiarą? Myślałam, że jak się wierzy, to wszystko jest możliwe.

Ojciec Dominik nie lubił, kiedy jego własne słowa obracano przeciwko niemu. Wskazywał na to grymas na jego twarzy, kiedy spoglądał w tylne lusterko.

– Zatem pozwól sobie powiedzieć, że to, co chcesz zrobić, ma bardzo niewielkie szanse powodzenia.

Prowadzenie samochodu w Carmelu to nie żarty, ponieważ domy nie są oznakowane numerami i turyści w żaden sposób nie mogą dojść, jak się poruszać. A ruch uliczny składa się, oczywiście, w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach z przyjezdnych. Ojciec D był już wystarczająco sfrustrowany, usiłując dotrzeć tam, dokąd się wybieraliśmy. Moje oświadczenie, że chcę, aby mnie wyegzorcyzmował, nie wpłynęło na poprawę jego nastroju.

– Nie wspominając już o tym, że jest to nieetyczne, niemoralne i prawdopodobnie bardzo niebezpieczne – zakończył, dając ciężarówce znaki ręką, żeby nas wyprzedziła.

– Zgadza się – powiedziałam. – Ale nie jest niemożliwe.

– Chyba o czymś zapominasz. Nie jesteś duchem, ani też nie zostałaś przez ducha nawiedzona.

– Wiem. Ale mam ducha, prawda? To jest, duszę. Więc dlaczego nie mógłby ksiądz jej wyegzorcyzmować? Wtedy, no wie ksiądz, mogłabym pójść, rozejrzeć się, spróbować go znaleźć i jeśli mi się uda, sprowadzić z powrotem. – Po chwili dodałam: – O ile, oczywiście, będzie chciał wrócić.

– Susannah. – Ojciec Dom miał mnie absolutnie dosyć, to było widać. W domu, kiedy płakałam i w ogóle, było w porządku. A potem wpadłam na ten niesamowity pomysł.

Tylko że ojciec Dominik nie uważał, że ten pomysł jest taki fantastyczny. Dla mnie był genialny. Nie mogłam uwierzyć, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Przypuszczam, że miałam trochę obity mózg po tym całym upadku.

Nie było jednak powodu, dla którego mój plan miałby się nie powieść. Żadnego.

Tylko że ojciec Dominik nie chciał brać w tym udziału.

– Nie. – Powtarzał to, odkąd wspomniałam o swoim planie po raz pierwszy. – Tego, co proponujesz, Susannah, nikt dotąd nie robił. Nie ma najmniejszej gwarancji, że się uda. Albo, jeśli się uda, że będziesz w stanie powrócić do swojego ciała.

– Dlatego właśnie – stwierdziłam ze spokojem – przyda się lina.

– Nie! – krzyknął ojciec Dominik.

W tej samej chwili musiał gwałtownie zahamować, ponieważ nie wiadomo skąd wyskoczył autokar, a ponieważ w centrum Carmelu nie ma świateł, istnieje niekiedy niezgodność opinii co do pierwszeństwa przejazdu na skrzyżowaniu. Usłyszałam, jak zachlupotała woda święcona w słoiku w czarnej torbie na tylnym siedzeniu.

Nie spodziewałam się, że coś zostanie po prysznicu, jaki ojciec D urządził w naszym domu. Woda pryskała na wszystkie strony. Miałam nadzieję, że nie myli się co do tego, że Maria i Feliks, jako żarliwi katolicy, nie odważą się przekroczyć progu nowo pobłogosławionego domu. Bo jeśli się mylił, to tylko zbłaźniłam się niepotrzebnie wobec Przyćmionego.

– Po co ksiądz to robi, ojcze D? – dopytywał się Przyćmiony, kiedy ojciec Dominik dotarł do jego pokoju z aspergillum, bo tak, jak się okazało, nazywał się ten dziwaczny przedmiot do kropienia.

– Ponieważ twoja siostra prosiła mnie o to – odparł ojciec Dom, spryskując ławkę do ćwiczeń. Była to zapewne jedyna chwila, kiedy ten mebel został poddany zabiegowi zbliżonemu do mycia.

– Suze prosiła, żeby ojciec pobłogosławił mój pokój? – Słyszałam głos Przyćmionego z drugiego końca korytarza. Jestem pewna, że żaden nie zdawał sobie sprawy, że słucham.

– Prosiła, żebym pobłogosławił dom – wyjaśnił ojciec Dominik. – Bardzo poruszyło ją znalezienie szkieletu na podwórku, jak z pewnością zauważyłeś. Byłbym, Bradley, niezmiernie wdzięczny, gdybyś przez następnych parę dni okazywał jej nieco więcej serdeczności.

Bradley! O mało nie parsknęłam śmiechem. Bradley! Co to za imię?

Nie wiem, co Przyćmiony odpowiedział na sugestię ojca Doma, żeby traktować mnie serdeczniej przez parę dni, ponieważ wykorzystałam okazję, żeby wziąć prysznic i przebrać się w przyzwoite ubranie. Uznałam, że dwanaście godzin chodzenia w dresie to dość. Jeszcze trochę, a zupełnie bym się rozłożyła psychicznie. Jesse nie życzyłby sobie, aby moja żałoba po nim odbiła się na moim powszechnie podziwianym wyczuciu stylu.

Poza tym miałam plan.

Tak więc, wypucowana, umalowana i wystrojona w to, co uważałam za szczyt elegancji u mediatorów – obcisłą sukienkę i sandały – czułam się przygotowana, by brać się za bary nie tylko ze sługami szatana, ale także pracownikami „Carmelowej Sosnowej Szyszki”, gdzie ojciec D zgodził się mnie podrzucić. Widzicie, wymyśliłam nie tylko sposób, jak odzyskać Jesse'a, ale także jak pomścić śmierć Clive'a Clemmingsa, nie wspominając już o jego pradziadku. O, tak. Wiedziałam, co robić.

– To nie wchodzi w grę – orzekł ojciec Dominik. – Wybij to sobie z głowy. Gdziekolwiek Jesse przebywa, jest to lepsze miejsce niż to tutaj. Pozwól mu tam zostać.

– Świetnie – mruknęłam. Zatrzymaliśmy się przed niskim budynkiem, zasłoniętym przez sosny.

– Świetnie – powiedział ojciec Dominik, wjeżdżając na parking. – Poczekam tutaj na ciebie. Chyba będzie lepiej, jeśli nie wejdę.

– Chyba tak – przyznałam. – I nie ma potrzeby, żeby ksiądz czekał. Sama wrócę do domu. – Odpięłam pas bezpieczeństwa.

– Susannah…

Uniosłam okulary przeciwsłoneczne, zerkając na niego. – Tak?

– Poczekam na ciebie. Nadal mamy mnóstwo pracy, ty i ja. Skrzywiłam się.

– Mamy?

– Maria i Diego – przypomniał łagodnie ojciec D. – W domu teraz nic ci z ich strony nie grozi, ale oni nadal grasują na swobodzie i sądzę, że będą bardzo źli, kiedy się przekonają, że nie zginęłaś… – Złamałam się w końcu i wyjaśniłam mu, co się stało z moją głową. – Musimy się przygotować na ich przyjęcie, ty i ja.

– Och… O to chodzi.

Oczywiście, zdążyłam o tym zapomnieć. Nie dlatego, żebym nie sądziła, że Marią i jej mężem nie należy się zająć, ale ponieważ wiedziałam, że mój pomysł na zajęcie się nimi niekoniecznie współgra z pomysłami ojca D. Księża na ogół nie starają się przerobić przeciwnika na krwawą miazgę. Skłaniają się raczej ku łagodnej perswazji.

– Pewnie. Taak. Powinniśmy się do tego zabrać.

– No i oczywiście… – Ojciec D miał naprawdę dziwną minę. Uświadomiłam sobie dlaczego, kiedy dokończył myśclass="underline" -… musimy zdecydować, co zrobić ze szczątkami Jesse'a.

Szczątki Jesse'a. Te słowa były jak podwójny cios w żołądek. Szczątki Jesse'a. O, Boże.

– Myślałem – mówił ojciec Dominik, bardzo starannie dobierając słowa – żeby złożyć podanie do biura koronera w sprawie pochowania szczątków na cmentarzu w Misji. Czy zgadzasz się ze mną, że to byłoby właściwe?

Coś twardego urosło mi w gardle. Usiłowałam to przełknąć.

– Tak. – Mój głos zabrzmiał dziwnie. – A co z nagrobkiem?

– Cóż, to może być trudne, jako że mocno wątpię, żeby koroner zdołał zidentyfikować ciało.

Prawda. W czasach, kiedy Jesse żył nie robiono rentgena zębów.

– Może zwykły krzyż…