Kiedy państwo S usłyszeli, że ojciec D jest związany z Misją Junipero Serry, stali się bardziej otwarci i zaczęli opowiadać o swojej podróży i wrażeniach. Chyba nie chcieli, by pomyślał, że należą do łudzi, którzy przyjeżdżają do miasta otoczonego skrawkiem Ameryki o historycznym znaczeniu, a następnie spędzają czas wyłącznie na grze w golfa i piciu szampana z sokiem pomarańczowym.
Podczas gdy rodzice gawędzili z ojcem D, Paul zbliżył się do mnie, szepcząc:
– Co robisz dzisiaj wieczorem?
Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mu prawdy: „Och, nic takiego. Zamierzam tylko wyegzorcyzmować swoją duszę, żeby móc się przespacerować po czyśćcu, szukając ducha zmarłego kowboja, który mieszkał kiedyś w moim pokoju”.
Ale to by zabrzmiało trochę nonszalancko albo jak wymówka wymyślona na poczekaniu. Coś w rodzaju: „muszę umyć włosy” zamiast „odczep się”. Wobec tego powiedziałam:
– Mam pewne plany. Na to Pauclass="underline"
– To marnie. Miałem nadzieję, że przejedziemy się nad Big Sur, obejrzymy zachód słońca, a potem może coś przekąsimy.
– Przepraszam – powiedziałam z uśmiechem. – Brzmi wspaniale, ale, jak już mówiłam, mam pewne plany.
Większość chłopaków w tym momencie zmieniłaby temat, ale nie Paul. Wyciągnął nawet rękę i objął mnie obojętnym gestem… jeśli taki gest można wykonać obojętnie. A jednak, w jakiś sposób mu się udało. Może dlatego, że pochodzi z Seattle.
– Suze – powiedział, zniżając głos tak, aby nikt go nie usłyszał. Zwłaszcza młodszy brat, który wyraźnie podsłuchiwał, wyciągając szyję w naszą stronę. – Jest piątek wieczór. Pojutrze wyjeżdżamy. Może nigdy się już nie zobaczymy. Nie daj się prosić. Rzuć pieskowi kość, dobrze?
Niezbyt często uwodzi mnie jakiś chłopak. W każdym razie nie taki przystojniak jak Paul. Większość chłopaków, którym podobałam się od czasu przeprowadzki do Kalifornii… Cóż, miewali poważne problemy rzutujące na naszą znajomość, jak na przykład długoletni wyrok za morderstwo.
No więc to było dla mnie coś nowego. Byłam pod wrażeniem. Choć wcale tego nie chciałam.
A jednak nie byłam kretynką. Nawet gdybym nie kochała innego, Paul Slater nie był stąd. Łatwo chłopakowi, który za parę dni wyjeżdża, zamącić dziewczynie w głowie. Jasna sprawa, że do niczego nie musi się zobowiązywać.
– Rany – mruknęłam. – To takie miłe, ale ja naprawdę mam inne plany.
Wysunęłam się spod jego ramienia i wpadłam w słowo doktorowi Slaterowi, który właśnie opisywał szczegółowo dzisiejsze wyniki gry w golfa:
– Ojcze D, czy może mnie ojciec odwieźć?
Ojciec Dominik zgodził się, naturalnie, po czym wyszliśmy. Zauważyłam, że Paul łypie na mnie krzywo, kiedy się żegnaliśmy, ale uznałam, że jest zły, bo odrzuciłam jego zaproszenie na kolację.
Nie pomyślałam, że powód może być zupełnie inny. W każdym razie nie wtedy. Chociaż, oczywiście, powinnam była. Naprawdę powinnam.
Tak czy inaczej, ojciec Dominik przez całą drogę robił mi wymówki. Gniewał się na mnie bardziej niż kiedykolwiek przedtem, a wiele razy miałam okazję nadużyć jego cierpliwości. Byłam ciekawa, jak się domyślił, że jestem w hotelu, a nie w redakcji, gdzie jak mu wmawiałam, miałam pomóc Cee Cee napisać artykuł. On stwierdził, że to nie było trudne: Cee Cee jest szóstkową uczennicą i nie trzeba jej pomagać w napisaniu czegokolwiek. Zawrócił samochód, a kiedy odkrył, że odjechałam dziesięć minut wcześniej, zastanowił się, dokąd by się udał w podobnych okolicznościach.
– Hotel wydawał się oczywistą opcją – powiedział ojciec Dominik, podjeżdżając pod mój dom. Stwierdziłam z ulgą, że tym razem nie stoją przed nim żadne karetki. Rosły tylko cieniste sosny i słychać było brzęczenie radia, które Andy wyniósł na podwórko. Senny letni wieczór. Nie taki wieczór, z którym kojarzyłoby się słowo „egzorcyzmy”.
– Nie jesteś – ciągnął ojciec D – całkiem nieprzewidywalna, Susannah.
Może i jestem przewidywalna, ale to zdaje się podziałało na moją korzyść, ponieważ zanim wysiadłam z samochodu, ojciec D powiedział jeszcze:
– Wrócę o północy, żeby cię zabrać do Misji. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Do Misji?
– Jeśli mamy przeprowadzić egzorcyzmy – oznajmił cierpko – zrobimy to należycie, w domu Bożym. Wielebny jak wiesz, z pewnością nie byłby zadowolony z takiego wykorzystania kościelnej własności, więc chociaż nie podoba mi się, że muszę uciekać się do podstępu, w tym wypadku nie ma innego wyjścia. Chcę mieć pewność, że nie zaskoczy nas siostra Ernestyna ani nikt inny. Tak więc, musimy się spotkać o północy.
No więc spotkaliśmy się o północy.
Nie jestem w stanie powiedzieć, co robiłam do tego czasu. Za bardzo się denerwowałam, żeby zająć się czymś poważnie. Na kolację zjedliśmy jakieś danie na wynos. Nie wiem, co to było. Ledwie spróbowałam. Byliśmy tylko z mamą i z Andym, ponieważ Śpiący miał randkę z Caitlin, a Przyćmiony też gdzieś polazł.
Jedno, co wiedziałam na pewno, to że Cee Cee dzwoniła z wiadomością, iż historia dysfunkcyjnej rodziny de Silva/Diego ukaże się w niedzielnym wydaniu.
– Przeczyta ją trzydzieści pięć tysięcy ludzi – zapewniła Cee Cee. – Gazeta w niedzielę ukazuje się w dużo większym nakładzie, bo prenumeruje ją więcej ludzi ze względu na strony z krzyżówkami.
Koroner, jak mnie poinformowała, potwierdził wstępnie moją wersję: szkielet znaleziony na podwórku miał od stu pięćdziesięciu do stu siedemdziesięciu pięciu lat i należał do mężczyzny między dwudziestym a dwudziestym piątym rokiem życia.
– Rasę – ciągnęła Cee Cee – trudno jest ustalić ze względu na uszkodzenie czaszki przez łopatę Brada. Wiadomo jednak jaka była przyczyna śmierci.
Przyciskałam słuchawkę do ucha, świadoma, że mama i Andy słyszą każde słowo.
– Och? – Starałam się mówić lekkim tonem. Czułam jednak, jak mróz przechodzi mi po kościach, zupełnie jak w pomieszczeniu ksero dzisiaj po południu.
– Uduszenie – oznajmiła Cee Cee. – Można to stwierdzić po jakiejś kości w szyi.
– A więc…
– Został uduszony. Hej, a tak przy okazji, co robisz wieczorem? Chcesz wyjść? Adam ma jakieś spotkanie rodzinne, na które musi pójść. Mogłybyśmy pożyczyć film…
– Nie. Nie, nie mogę. Dzięki, Cee Cee. Bardzo dziękuję. Rozłączyłam się.
Uduszony Jesse zmarł na skutek uduszenia. Przez Feliksa Diego. Dziwne, zawsze sobie wyobrażałam, że zginął od kuli. Uduszenie jednak wydawało się bardziej logiczne: ktoś usłyszałby strzał i sprawdził, co się dzieje. A wtedy nie zastanawiano by się nad tym, gdzie podział się Hektor de Silva.
Duszenie. To robi się po cichu. Feliks mógł bez trudu udusić Jesse'a we śnie, zanieść ciało na podwórko i tam je zakopać, razem z rzeczami. Nikt by na to nie wpadł…
Musiałam stać przez chwilę, wpatrując się w telefon, bo mama zawołała:
– Suze? Wszystko w porządku, kochanie? Aż podskoczyłam.
– Tak, mamo. W porządku.
Ale wtedy nie było w porządku. Ani teraz.
Po zapadnięciu ciemności byłam w Misji tylko parę razy i za każdym razem było tak samo strasznie i niesamowicie… Wydłużone cienie, obszary całkowitej ciemności, dziwne odgłosy – echo naszych kroków w nawie między ławkami. Tuż przy drzwiach stoi figura Marii Dziewicy. Adam powiedział mi kiedyś, że jeśli przechodzi ktoś, kto ma nieczyste myśli, rzeźba płacze krwawymi łzami.
Cóż, moje myśli, kiedy wchodziłam do bazyliki, nie były nieczyste, zauważyłam jednak, że Maria Dziewica miała bardziej płaczliwą minę niż zwykle. Ale tylko tak mi się wydawało?