W każdym razie weszłam do środka, a nad głową miałam kopułę lśniącą czerwienią w słońcu i błękitną przy księżycu, tę samą, którą widziałam z okien sypialni. Przede mną zaś majaczyło prezbiterium, w którym pobłyskiwał bielą ołtarz.
Ojciec Dom zabrał się poważnie do dzieła. Tuż przy poręczy przed ołtarzem ustawił w szerokim kręgu świece. Mamrocząc pod nosem o potrzebie opieki kogoś dorosłego, ojciec Dominik pochylił się i zaczął zapalać knoty.
– To tutaj ksiądz to… to jest, my to zrobimy? – zapytałam. Ojciec Dominik wyprostował się, patrząc krytycznie na swoje dzieło.
– Tak – powiedział i mylnie odczytując moją minę, dodał nadąsany: – Niech cię nie martwi brak krwi kurczaka, Susannah. Zapewniam cię, że obrzęd katolickiego egzorcyzmu jest niezwykle skuteczny.
– Nie – powiedziałam szybko – tylko że…
Spojrzałam na podłogę w kręgu świec. Wyglądała na twardą, dużo twardszą niż podłoga w hotelowej łazience. Tam były kafelki. Tutaj marmur. Przypominając sobie słowa Jacka, zapytałam:
– A jak się przewrócę? Mogę znowu rąbnąć się w głowę.
– Na szczęście będziesz leżała – oznajmił ojciec Dominik.
– Czy mogę wziąć jakąś poduszkę? Podłoga jest na pewno zimna. – Zerknęłam na kapę na ołtarzu. – A to? Czy mogłabym się położyć na tym?
Ojciec Dominik wydawał się mocno zaszokowany, jak na kogoś, kto właśnie zabierał się do wyegzorcyzmowania dziewczyny, która nie była ani opętana, ani martwa.
– Na Boga, Susannah – wykrzyknął – to by było świętokradztwo!
Przyniósł mi w końcu jakieś stroje używane przez chórzystów. Umościłam sobie wygodne posłanie na podłodze i położyłam się. Było mi nawet dość wygodnie.
Serce za to biło mi tak mocno, że nie byłabym w stanie się zdrzemnąć.
– W porządku, Susannah – powiedział ojciec D. Nie był zadowolony. Nie był ze mnie zadowolony już od jakiegoś czasu. Uginał się jednak przed koniecznością.
Postanowił udzielić mi na koniec jeszcze jednego upomnienia.
– Pomogę ci spełnić twój niestosowny zamiar tylko dlatego, że inaczej spróbujesz zrobić to sama albo, Boże broń, z pomocą tego chłopca. – Ojciec D patrzył na mnie surowo. – Ale nie myśl sobie ani przez chwilę, że pochwalam to, co robisz.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale ojciec Dominik uniósł dłoń.
– Nie. Pozwól, że skończę. To, co zrobiła Maria de Silva, było złe, a ty, jak rozumiem, chcesz tylko to zło naprawić. Obawiam się jednak, że to nie może się dobrze skończyć. Zgodnie z moim doświadczeniem, Susannah, a mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną, że moje doświadczenie jest znacząco większe od twojego, wyegzorcyzmowana dusza nie ma drogi powrotu.
Ponownie otworzyłam usta i ponownie ojciec Dominik mnie uciszył.
– Tam, dokąd się udasz – ciągnął – będzie coś w rodzaju poczekalni dla duchów, które opuściły wymiar astralny, ale nie dotarły jeszcze do miejsca właściwego przeznaczenia. Jeśli Jesse jeszcze tam przebywa, a ty zdołasz go odnaleźć – zdajesz sobie sprawę, że dla mnie to sprawa niezwykle wątpliwa – nie bądź zaskoczona, jeśli zdecyduje się tam pozostać.
– Ojcze D… – zaczęłam, opierając się na łokciu, ale on tylko pokręcił głową.
– To może być jego jedyna szansa przejścia dalej – powiedział ponuro.
– Nie, to nieprawda. Jest jakiś powód, dla którego tak długo pozostawał w moim domu. Musi tylko odkryć, co to za powód, a wtedy będzie mógł odejść z własnej woli…
– Susannah – przerwał mi ojciec Dominik – jestem pewien, że to nie takie proste.
– On ma prawo decydować o sobie – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
– Zgadzam się. To właśnie próbuję ci powiedzieć. Jeśli go znajdziesz, musisz pozwolić mu zdecydować. I nie wolno ci… nie możesz próbować uciekać się do, eee…
Zamrugałam zdziwiona.
– O czym ksiądz mówi?
– No, chodzi o to, że… – Nigdy dotąd nie widziałam ojca Dominika tak zakłopotanego. Nie mogłam dojść, co się z nim dzieje. – Widzę, że się przebrałaś…
Spojrzałam na swoje ubranie. Zamieniłam różową sukienkę na ramiączkach na czarną, wyszywaną w maleńkie różyczki. Do tego włożyłam absolutnie szałowe sandały od Prady. Namęczyłam się, dobierając to ubranie. No bo jak się ubrać na egzorcyzmy? Nie miałam ochoty słuchać uwag na temat mojego wyglądu.
– Co takiego? – zapytałam niepewnie. – Co jest nie tak? Za bardzo pogrzebowo, tak? Wiedziałam, że czarny nie będzie dobry na tę okazję…
– Ubranie jest w porządku – zapewnił ojciec Dominik. – Tylko że… Susannah, nie powinnaś używać swojego seksapilu, żeby wpłynąć na decyzję Jesse'a.
Szczęka mi opadła.
– Ojcze Dominiku! – wrzasnęłam, siadając. Zabrakło mi jednak słów. Nie mogłam wymyślić niczego poza:
– Coś takiego!
– Susannah – powiedział surowo ojciec Dominik. – Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi. Wiem, że zależy ci na Jesse'em. Proszę tylko, żebyś nie używała – odchrząknął – swoich kobiecych wdzięków, aby manipulować…
– Jakby to było możliwe – jęknęłam.
– Tak. – W głosie ojca Dominika brzmiała stanowczość. – Możliwe. Proszę tylko, żebyś tego nie robiła. Dla dobra was obojga. Nie rób tego.
– W porządku. Nie będę. Nie miałam takiego zamiaru.
– Miło mi to słyszeć – mruknął ojciec Dominik. Otworzył małą, oprawioną w skórę książeczkę i zaczął przerzucać strony. – Zaczynamy?
– Chyba tak. – Nadal lekko obrażona, położyłam się. Nie mogłam uwierzyć, że ojciec D powiedział to, co powiedział. Ha! Ojciec Dominik przeoczył dwie istotne rzeczy: po pierwsze, nie jestem przekonana, że posiadam jakiś seksapil, a po drugie, jeśli nawet go mam, to Jesse z pewnością nigdy nie zwrócił na to uwagi.
A jednak ojciec Dominik poczuł się zobowiązany coś na ten temat powiedzieć, co musi oznaczać, że coś zauważył. To pewnie ta sukienka. Niezła, jak na pięćdziesiąt dziewięć dziewięćdziesiąt pięć.
Zaczęłam się mimo woli uśmiechać. Ojciec D użył określenia „seks”. W stosunku do mnie!
Cudownie!
Ojciec D zaczął czytać z małej książeczki. Czytając, kołysał metalową kulą, z której wydobywał się dym. Dym pochodził z palącego się wewnątrz kadzidła. Mówię wam, śmierdziało jak nie wiem.
Nie rozumiałam, co ojciec D mówi, bo to było po łacinie. Brzmiało przyjemnie. Leżałam sobie w czarnej sukience i zastanawiałam się, czy nie powinnam była włożyć spodni. Kto wie, co mnie tam czeka? A jeśli będę musiała się gdzieś wspinać? Ktoś może zobaczyć moje majtki.
Można by się spodziewać, że moje myśli skierują się ku poważniejszym sprawom, z przykrością jednak donoszę, że najgłębszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, podczas gdy ojciec Dominik egzorcyzmował moją duszę, było to, że kiedy będzie po wszystkim, Jesse wróci do domu, a Maria i Feliks zostaną zamknięci w swojej krypcie, gdzie ich miejsce, a ja wygrzeję się porządnie w saunie, którą Andy instaluje, ponieważ czułam się naprawdę obolała.
A potem nad moją głową zaczęło się coś dziać. Fragment kopuły zniknął, ustępując dymowi. Uświadomiłam sobie, że to dym z kadzielnicy, którą wymachuje ojciec D. Wił się w górze jak tornado.
A później w środku tego tornada ujrzałam nocne niebo. Naprawdę. Jakby kopuła nad bazyliką nagłe zniknęła. Widziałam zimny blask gwiazd. Nie rozpoznałam żadnych konstelacji, mimo że Jesse usiłował mnie ich nauczyć. Na Brooklynie gwiazd nie było widać tak wyraźnie, z powodu świateł miasta. Poza Wielkim Wozem, który widać zawsze, innych gwiazdozbiorów nie potrafię nazwać.