Выбрать главу

W mgnieniu oka unieruchomiłam jej rękę na plecach. Nóż upadł z brzękiem na podłogę.

– A nawet gdyby tak było, nie kazałabym nikogo mordować po to, żeby móc wyjść za kogoś innego. Ponieważ… – Mocno trzymając ją za włosy drugą ręką, pchałam ją w stronę barierki przy ołtarzu -…wierzę, że podstawą udanego związku jest komunikacja. Gdybyś więcej rozmawiała z Jesse'em, do tego, co się teraz dzieje, w ogóle by nie doszło. Chodzi o to, że to jest twój prawdziwy problem, Mario. Ktoś musi mówić. A ktoś inny musi słuchać. Widząc, co chcę zrobić, Maria wrzasnęła:

– Diego!

Za późno. Zdążyłam już grzmotnąć jej buziunią o poręcz przy ołtarzu.

– Rzecz w tym – wyjaśniłam, odchylając jej głowę, żeby ocenić rozmiar zniszczenia – że ty także nie potrafisz słuchać, prawda? Uprzedzałam przecież, żebyś ze mną nie zaczynała. Oraz – pochyliłam się, żeby móc szepnąć jej do ucha – sprecyzowałam, jak sądzę, że masz również zostawić w spokoju mojego chłopaka. Posłuchałaś? Nie… nie… posłuchałaś.

Każdemu słowu towarzyszyło uderzenie o barierkę. Okrutne, wiem, ale spójrzmy prawdzie w oczy: należało jej się. Suka próbowała mnie zabić, i to nie raz, ale dwa razy.

Dziewczyny wychowane w XIX wieku mają to do siebie, że są podstępne. To trzeba im przyznać. Wbić komuś sztylet w plecy, zaatakować we śnie to dla nich bułka z masłem.

Ale co do walki wręcz? No, w tym nie są za dobre. Bez trudu złamałam jej kark. Po prostu nadeptując na szyję. Nie ma to jak sandały od Prady!

Szkoda, że jej kark pozostanie w tym stanie tak krótko.

Gdy udało mi się zakończyć sprawę z Marią, rozejrzałam się, żeby sprawdzić, czy z Jackiem wszystko w porządku…

Jak się okazało, niezupełnie. Och, Jackowi nic się nie stało.

Tyle że pochylał się właśnie nad ojcem Dominikiem, o którym nie można było powiedzieć tego samego. Leżał obok ołtarza jak zmięte ubranie. Przelazłam przez barierkę i podeszłam do niego.

– Och, Suze – zawył Jack – nie mogę go obudzić. Myślę, że on…

W tym momencie ojciec Dominik, z przekrzywionymi okularami na nosie, wydał jęk.

– Ojcze D? – Podniosłam jego głowę, kładąc ją delikatnie na swoich kolanach. – Ojcze D, to ja, Suze. Czy ojciec mnie słyszy?

Ojciec D jęknął ponownie. Poruszył jednak powiekami, a to dobry znak.

– Jack, biegnij do tego złotego pudełka pod krucyfiksem, widzisz je? Wyjmij karafkę z winem. Jest tam pewnie.

Jack szybko wykonał polecenie. Przysunęłam twarz do twarzy ojca Dominika i szepnęłam:

– Wszystko będzie dobrze. Jeszcze trochę, ojcze D. Niech ksiądz się trzyma.

Moją uwagę odwrócił głośny trzask rozłupanego drewna. Rozejrzałam się po kościele, czując jak zamiera we mnie serce. Diego. Gdzieś tu jest. Zupełnie o nim zapomniałam…

Jesse jednak pamiętał.

Nie wiem dlaczego, ale uznałam, że Jesse został tam na górze, w tej niesamowitej krainie cieni. Nie został. Prześlizgnął się ponownie do tego świata – prawdziwego świata – nie zastanawiając się, jak sądzę, nad tym, co traci.

Z drugiej strony tutaj mógł sprać na kwaśne jabłko człowieka, który go zabił, więc może nie tracił aż tak wiele. Wydawał się zdecydowany odpłacić mu pięknym za nadobne, tyle że, oczywiście, nie mógł, jako że Diego już nie żył.

A jednak nigdy dotąd nie widziałam, żeby ktoś z taką determinacją dążył do celu. Byłam pewna, że Jesse nie zadowoli się złamaniem Feliksowi Diego karku. Nie, sądzę, że chciał mu co najmniej wyrwać kręgosłup.

Szło mu nieźle. Diego był wyższy niż Jesse, ale był także starszy i nie tak zwinny. Poza tym, wydaje mi się, że Jesse miał lepszą motywację, żeby rozbić przeciwnika na miazgę. O ile można uznać, że zawziętość, z jaką wywijał najeżonym drzazgami kawałkiem ławki, celując w głowę Feliksa Diego, o tym świadczy.

– Proszę – wysapał Jack, podając mi wino w kryształowej karafce.

– Dobrze – powiedziałam. To nie była whisky, którą, jak sądzę, podaje się nieprzytomnym, żeby ich ocucić, ale jednak coś, co zawierało alkohol. – Ojcze D… – Podniosłam jego głowę i zbliżyłam odkorkowaną karafkę do ust. – Niech ksiądz się napije.

Nic z tego nie wyszło. Ksiądz nie wypił ani łyka i całe wino pociekło po jego brodzie.

Tymczasem Maria zaczęła jęczeć. Złamane kręgi jej szyi wróciły na swoje miejsce. Tak to już jest z duchami. Odzyskują pierwotną postać i to o wiele za szybko.

Jack patrzył z gniewem, jak usiłuje podnieść się na kolana.

– Szkoda, że jej nie możemy wyegzorcyzmować – powiedział ponuro.

– Dlaczego nie możemy? – zapytałam. Jack uniósł brwi.

– Nie wiem. Nie mamy krwi kurczaka.

– Nie potrzebujemy krwi kurczaka. Mamy to. – Skinęłam głową w kierunku kręgu świeczek. Jakimś cudem, mimo całej bijatyki odbywającej się dokoła, nie poprzewracały się.

– Ale nie mamy jej zdjęcia – zauważył Jack. – Czy zdjęcie nie jest nam potrzebne?

– Nie – odparłam, delikatnie układając głowę ojca D na podłodze – jeśli nie musimy jej wzywać. A nie musimy. Ona tu jest. Chodź, pomóż mi ją przenieść.

Jack chwycił ją za nogi. Ja za korpus. Jęczała i szarpała się, póki ją nieśliśmy, kiedy jednak położyliśmy ją na ubraniach chóru, poczuła się widocznie tak, jak ja przedtem, było jej wygodnie i przestała walczyć, tylko leżała spokojnie. Krąg otwarty nad jej głową przez ojca Doma pozostał otwarty, dym – a raczej, jak się przekonałam, mgła – kłębiła się na krawędziach, zapuszczając macki do środka.

– Jak to zrobimy, żeby ją wessało? – zapytał Jack.

– Nie wiem. – Zerknęłam w stronę Jesse'a i Diega. Toczyli w tej chwili śmiertelną, na oko, walkę. Gdybym uznała, że Jesse traci przewagę, rzuciłabym się na pomoc, ale raczej sobie radził.

Poza tym, ten facet go zabił. Teraz przyszła pora wyrównywania rachunków, a do tego Jesse nie potrzebował mojej pomocy.

– Książka! – zawołałam ożywiona. – Ojciec Dom czytał z książki. Poszukaj jej. Masz ją?

Jack znalazł małą, czarną, oprawioną w skórę książkę pod pierwszą ławką. Kiedy zaczął przewracać kartki, mina mu się wydłużyła.

– Suze – powiedział – to nawet nie jest po angielsku.

– Nic nie szkodzi – powiedziałam. Wzięłam od niego książkę i otworzyłam na stronie zaznaczonej przez ojca Dominika. – To tutaj.

Zaczęłam czytać.

Nie będę udawała, że znam łacinę. Nie znam. Nie miałam pojęcia, co czytam.

Przypuszczam jednak, że wymowa nie ma znaczenia, kiedy wzywa się ciemne moce, ponieważ macki mgły zaczęły się wydłużać, aż w końcu spłynęły na podłogę, zawijając się wokół nóg i rąk Marii.

Wydawała się nie mieć nic przeciwko temu. Miało się wrażenie, że dotyk mgły na kostkach i nadgarstkach sprawia jej przyjemność.

Nie walczyła nawet wtedy, kiedy czytałam dalej, i macki naprężyły się, a potem powoli uniosły ją znad podłogi.

– Hej – odezwał się oburzony Jack – jak to się stało, że z tobą nie było tak samo? Dlaczego ty musiałaś się wspinać?

Bałam się odpowiedzieć. Kto wie, co by się stało, gdybym przestała czytać?

Więc czytałam. A Maria podnosiła się coraz wyżej, aż…

Tłumiąc krzyk, Diego oderwał się od Jesse'a i skoczył w naszą stronę.

– Ty suko! – ryknął na mnie, patrząc z przerażeniem na ciało żony wiszące w powietrzu. – Ściągnij ją na dół!

Jesse, dysząc ciężko, w podartej koszuli i ze strugą krwi spływającą z rozcięcia na czole, stanął za Diego, mówiąc: