Bruce gestem odwołał zamówienie.
– Wiem, gdzie się ukrywa – odparł.
– Skąd?
– Był moim przyjacielem.
– Był czy jest?
– Chyba jest.
– Lubisz go.
– Tak. Lubię.
– Ale myślisz, że to zrobił.
– Czy ją zabił? Chyba nie. Co do plagiatu… – Bruce wzruszył ramionami. – Jestem cynikiem. To, że ktoś jest moim przyjacielem, nie wyklucza, że popełnia głupstwa.
– Dasz mi jego adres?
– Powiesz po co?
Myron łyknął wody mineralnej.
– Zaraz wygłosisz kwestię, że chcesz wiedzieć, o co biega. A ja odpowiem, że jeszcze nie wiem, ale jak się połapię, dowiesz się o tym pierwszy. Urażony, oznajmisz, że to nie wystarczy, bo jestem ci coś krewny, w końcu jednak pójdziesz na taki układ. Więc może lepiej darujmy sobie to wszystko i podaj mi jego adres.
– Mogę zamówić kanapkę?
– Jasne.
– Dobra. Nieważne. Stan po swojej rezygnacji nie rozmawiał z nikim, nawet z najbliższymi znajomymi. Na jakiej podstawie liczysz, że pogada z tobą?
– Bo jestem wesołym kompanem i pięknie się ubieram.
– Aha. – Bruce spojrzał z powagą na Myrona. – A teraz wygłoszę kwestię, że jeżeli na coś natrafisz, na coś, co by wskazywało, że Stana Gibbsa wrobiono, powiesz mi o tym, bo jestem jego przyjacielem i reporterem żądnym sensacji.
– I kanapki.
Bruce nie uśmiechnął się.
– Zrozumiałeś?
– Zrozumiałem.
– Chcesz mi coś powiedzieć?
– Bruce, na razie mam mniej niż nic. Nikły ślad, który może prowadzić donikąd.
– Znasz Cross River w Englewood?
– Osiedle z połowy lat osiemdziesiątych, które wygląda jak wyjęte z filmu Duch!
– Acre Drive dwadzieścia cztery. Stan z powrotem tam zamieszkał. Wynajął dom.
17
Mieszczący się w zaadaptowanym magazynie w West Side lokal nie nazywał się Poranny Potańc. Zmieniał swoją neonową nazwę wraz z porami dnia. Cały czas paliło się słowo Potańc, ale rano był to Poranny Potańc, po południu (jak w tej chwili) Popołudniowy, a wieczorem Północny.
WSTĘP Z CO NAJMNIEJ CZTEREMA PRZEKŁUCIAMI (W USZACH SIĘ NIE LICZĄ) – głosiła wywieszka przy wejściu.
Myron nie wszedł do środka i zadzwonił z komórki pod numer Potańcu.
– Nawijaj, Kuba – odezwał się głos.
– Proszę z Suzze T.
– Jarzę.
Jarzę?
– Halo? – zgłosiła się po dwóch minutach Suzze.
– Mówi Myron. Czekam na chodniku.
– Wejdź. Nikt tu nie gryzie. Nie licząc gostka, który wczoraj odgryzł nogi żywej żabie. Było super!
– Suzze, spotkajmy się na zewnątrz, dobrze?
– Jak chcesz.
Rozłączył się, czując się staro. Suzze wyszła niespełna minutę później. Miała na sobie zaprzeczające prawu ciężkości spodnie dzwony, które jakimś cudem trzymały się znacznie poniżej bioder, różowy, o wiele za mały top, odsłaniający nie tylko płaski brzuch, ale i to, co tak zainteresowało koneserów z firmy Rack Enterprises, i nosiła zaledwie jeden tatuaż (tenisową rakietę z rączką w kształcie głowy węża), ale żadnych kolczyków, nawet w uszach.
– Nie spełniasz minimalnych wymogów – rzekł, wskazując na napis przy wejściu.
– Ależ spełniam, Myron.
Zaniemówił.
– Aha – rzekł po chwili.
Poszli ulicą. Jeszcze jeden dziwny zakątek Manhattanu. Dzieciaki w towarzystwie bezdomnych. Bary i nocne kluby sąsiadujące z przedszkolami. Nowoczesne miasto. Myron minął wystawę z napisem TATUAŻE NA POCZEKANIU. Przeczytał go jeszcze raz i zmarszczył brwi. Czy można się wytatuować bez czekania?
– Dostaliśmy dziwną ofertę reklamową – powiedział. – Znasz firmę Rack Bars?
– Tę od ekskluzywnego toplessu?
– Tak czy siak toplessu.
– No i co?
– Otwierają sieć toplessowych kawiarni.
Suzze kiwnęła głową.
– Super! – powiedziała. – Świetny chwyt: wykorzystanie popularności kawiarni Starbucks w połączeniu z atrakcjami barów sieci Score i Goldfinger.
– No, tak. W każdym razie urządzają wielkie otwarcie, w związku z czym szykują atrakcje, żeby ściągnąć uwagę mediów itepe. Dlatego chcą, żebyś dała… hm, gościnny występ.
– Topless?
– Jak powiedziałem ci przez telefon, to oferta do odrzucenia.
– Całkiem topless?
Myron skinął głową.
– Upierają się, że musi być widać sutki.
– A ile dają?
– Dwieście tysięcy.
Suzze stanęła jak wryta.
– Jaja sobie robisz?
– Nie robię jaj.
Gwizdnęła.
– Kupa kasy!
– Owszem, ale…
– Zaproponowali to z mety?
– Tak.
– Nie wydusiłbyś z nich więcej?
– Nie, zostawiam to tobie.
Spojrzała na niego. Wzruszył przepraszająco ramionami.
– Powiedz im, że się zgadzam.
– Suzze…
– Dwieście patyków za pokazanie cycków? Wczoraj zrobiłam to za darmo!
– To co innego.
– Widziałeś, w czym byłam na zdjęciu w „Sports Illustrated”? Równie dobrze mogłam wystąpić na golasa.
– To również co innego.
– Chodzi o Rack, Myron, a nie jakiś zapluty bar w stylu sieci Buddy’ego. O ekskluzywny topless.
– „Ekskluzywny topless” brzmi jak „dobra peruka”.
– Co?
– Może być dobra, ale nie zastąpi prawdziwych włosów.
Suzze przechyliła głowę.
– Mam dwadzieścia cztery lata, Myron – powiedziała.
– Wiem.
– W żeńskim tenisie to jak sto siedem lat. W tej chwili jestem sklasyfikowana na trzydziestym pierwszym miejscu na świecie. Dwieście kawałków? To więcej, niż zarobiłam przez dwa lata na turniejach. Dla mnie to duża okazja, Myron. A jak zmieni to mój wizerunek!
– Nie wątpię.
– Posłuchaj: tenis szuka sposobów na zwiększenie atrakcyjności. Będę kontrowersyjna. Będę magnesem. Z dnia na dzień stanę się sławna. Moje startowe wzrośnie czterokrotnie.
Startowe płaci się znanym sportowcom za sam udział w turnieju, niezależnie od wygranych meczów. Większość graczy zarabia znacznie więcej za udział w zawodach niż za ich wygranie. Właśnie na tym można zarobić dużo dineros, zwłaszcza jeśli tenisistka jest sklasyfikowana na trzydziestej pierwszej pozycji w świecie.
– Być może – odparł.
Przystanęła i chwyciła go za rękę.
– Lubię grać w tenisa – zapewniła.
– Wiem – rzekł cicho.
– To przedłuży moją karierę. Wiele dla mnie znaczy, rozumiesz?
Mój Boże, była taka młoda.
– To wszystko, być może, prawda. Ale w końcu wylądujesz w barze topless. Bo co się stało, to się nie odstanie. Zapamiętają cię na zawsze jako tenisistkę, która obnażyła piersi.
– Są gorsze rzeczy.
– Pewnie. Ale nie po to zostałem agentem sportowym, żeby zajmować się striptizem. Zrobię, co zechcesz. Jesteś moją klientką. Życzę ci jak najlepiej.
– Ale wątpisz, czy to dobry wybór.
– Trudno mi doradzać młodej kobiecie występ w stroju topless.
– Nawet gdy ma sens?
– Nawet gdy ma sens.
Suzze uśmiechnęła się.
– Wiesz, Myron? Rozbrajasz mnie tą świętoszkowatością.
– Tak, jestem rozkoszny.
– Powiedz im, że się zgadzam.
– Przemyśl to sobie przez najbliższe dni.
– Nie ma się co zastanawiać. Zrób, co umiesz najlepiej.
– Czyli?
– Zadzwoń do nich i powiedz tak.
18
Cross River należało do osiedli wyglądających jak filmowa dekoracja. Miałeś wrażenie, że jeżeli oprzesz się o jakąś ścianą, zwalisz cały budynek. Rozsiane ciasno domy były podobne do siebie jak krople wody. Wędrówka po osiedlu przywodziła na myśl Alicję w krainie czarów, jedna ulica była bliźniaczym odbiciem drugiej, tak że w końcu dostawałeś kręćka. Wystarczyło za dużo wypić, żeby wsadzić klucz do zamka cudzych drzwi.