Po wyjściu Esperanzy Win ustąpił mu miejsca. Stanął na prawo od jego fotela i w pełni rozluźniony skrzyżował ręce. Green i Peck zareagowali nerwowo.
– Nie znamy się – powiedział Myron do Erica Forda.
– Ale wie pan, kim jestem – odparł Ford głosem tak aksamitnym jak prezenter łagodnego rocka.
– Wiem.
– A ja wiem, kim jest pan. Od czego zaczniemy?
Do boju! Myron zerknął na Wina. Win wzruszył ramionami.
Ford skinął głową Kimberly Green. Odchrząknęła.
– Dla porządku, nie uważamy tego za potrzebne.
– Czego?
– Mówić o naszym śledztwie. Wtajemniczać w szczegóły. Przyzwoitość wymaga, żeby pan, jako dobry obywatel, nam pomógł.
– O rany!
Myron spojrzał na Wina.
– Nie możemy ujawnić wszystkich aspektów dochodzenia. Wy, panowie, powinniście rozumieć to lepiej od innych. Powinniście w pełni współpracować z FBI. Powinniście szanować naszą pracą.
– No dobrze, szanujemy. Możemy przeskoczyć ten punkt? Sprawdziliście nas. Wiecie, że nie puścimy pary z gęby. W innym przypadku nie doszłoby do tego spotkania.
Green splotła dłonie i położyła je na kolanach. Peck ze spuszczoną głową robił notatki, Bóg jeden wie, na jaki temat. Może wystroju gabinetu.
– To, co powiem, nie może wyjść poza ten pokój. Jest to informacja tajna o najwyższym…
– Przeskoczmy to, przeskoczmy – wtrącił niecierpliwie Myron, kręcąc dłonią.
Green spojrzała na Forda, a gdy znów skinął głową, wzięła głęboki oddech.
– Obserwujemy Stana Gibbsa – oznajmiła i usiadła głębiej w fotelu.
– A to ci niespodzianka.
Myron odczekał kilka sekund.
– Ta informacja jest tajna.
– W takim razie pominę ją w pamiętniku.
– Nie powinien o niczym wiedzieć.
– Słowa „tajna” i „obserwacja” same się o to proszą.
– Ale, niestety, wie. Gubi nas, kiedy chce. Kiedy jest wśród ludzi, nie możemy podejść do niego za blisko.
– Dlaczego?
– Bo by nas zobaczył.
– Ale przecież wie, że go śledzicie.
– Tak.
– Czy nie tak szedł przypadkiem skecz Abbotta i Costella? – spytał Myron Wina.
– Braci Mara – odparł Win.
– Gdybyśmy śledzili go otwarcie, wszyscy by się o tym dowiedzieli.
– Staracie się to ukryć?
– Tak.
– Od dawna go śledzicie?
– Odpowiedź nie jest prosta. Często go gubiliśmy…
– Od kiedy?
Green spojrzała na Forda. Ponownie skinął głową. Zacisnęła dłonie w pięści.
– Od ukazania się pierwszego artykułu o porwaniach.
Myronowi zaszumiało w głowie jak od krwi. Usiadł prosto. Ta wiadomość nie powinna go zaskoczyć, a jednak zaskoczyła. Przypomniał sobie artykuł Gibbsa – nagłe zniknięcia, koszmarne rozmowy przez telefon, nieustanną, niekończącą się udrękę rodzin ofiar, sielskie, spokojne życie zdruzgotane nagle przez niepojęte, niewytłumaczalne zło.
– Mój Boże, Stan Gibbs napisał prawdę – powiedział.
– Tego nie twierdzimy.
– Rozumiem. Śledzicie go, bo nie podoba się wam jego składnia?
Agentka Green milczała.
– Niczego nie zmyślił. Wiecie o tym od początku.
– Nie pańska sprawa, co wiemy, a czego nie wiemy.
Myron pokręcił głową.
– Nie do wiary – powiedział. – Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem. Jakiś psychopata seryjnie znienacka porywa ludzi i pastwi się nad ich rodzinami. Chcecie to zachować w tajemnicy, bo jeżeli sprawa wyjdzie na jaw, wybuchnie panika. Niestety, psychol zgłasza się do Stana Gibbsa i o porwaniach dowiadują się wszyscy… – Myron urwał, bo wszedł na niepewny grunt. Zmarszczył brwi i drążył dalej. – Nie wiem, jak się mają do tego dawno wydana powieść i oskarżenie o plagiat. W każdym razie wykorzystaliście te fakty i, mszcząc się za utrudnienie śledztwa, skazaliście go na niesławę i wyrzucenie z pracy. Ale o waszej decyzji przesądziła… – nareszcie dostrzegł światło w tunelu – możliwość śledzenia go dalej. Doszliście do wniosku, że skoro ten psychopata nawiązał kontakt z Gibbsem, to, zwłaszcza po kompromitacji z artykułami, skontaktuje się z nim ponownie.
– Myli się pan – oświadczyła Kimberly Green.
– Ale niewiele.
– Bynajmniej.
– Ale opisane przez Gibbsa porwania się zdarzyły, tak?
Green z wahaniem spojrzała na Forda.
– Nie możemy zweryfikować wszystkich faktów, które podał – odparła.
– Chryste, przecież nie składa pani zeznania pod przysięgą! Czy Gibbs napisał prawdę? Tak czy nie?
– Powiedzieliśmy wystarczająco dużo. Kolej na pana.
– Nic mi nie powiedzieliście.
– A pan nam jeszcze mniej.
Negocjacje. Życie jest jak los agenta sportowego – pasmem negocjacji. Liczy się w nich stosowanie nacisków, ale także ustępstwa i uczciwość. Ci, którzy o niej zapominają, zawsze w końcu za to płacą. Najlepszym negocjatorem nie jest ten, kto pożera całe ciastko, zostawiając drugiej stronie nędzne okruszki. Najlepszym negocjatorem jest ten, kto uzyskawszy, co chciał, pozostawia kontrahentów zadowolonych. W zwykłych okolicznościach Myron nieco by ustąpił, w myśl klasycznej reguły „coś za coś”. Ale nie tym razem. Nie był naiwniakiem. Gdyby ujawnił im powód swej wizyty u Gibbsa, jego możliwości wywierania nacisku stopniałyby do zera.
Najlepsi negocjatorzy, tak jak najsilniejsze gatunki zwierząt, umieją dostosować się do warunków.
– Najpierw niech mi pani odpowie na pytanie. Czy Stan Gibbs napisał prawdę? Tak czy nie?
– Nie da się odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Część z tego jest prawdziwa, część nie.
– Na przykład?
– Nowożeńcy byli z Iowa, a nie Minnesoty. Zaginiony ojciec miał troje dzieci, nie dwoje.
Green splotła ręce.
– Ale doszło do porwań?
– Wiemy o tych dwóch. Nie mamy informacji o zaginięciu studentki.
– Ten psychopata pewnie dotarł do jej rodziców. Dlatego nie zgłosili jej zaginięcia.
– Przyjęliśmy taką hipotezę. Ale nie wiemy na pewno. A poza tym istnieją duże rozbieżności. Na przykład, rodziny twierdzą, że porywacz się z nimi nie kontaktował. Wiele rozmów telefonicznych i wydarzeń w artykułach Gibbsa kłóci się z faktami.
Światło w tunelu się powiększyło.
– Dlatego spytaliście go o to? O źródła?
– Tak.
– Odmówił ich ujawnienia.
– Właśnie.
– Dlatego go zniszczyliście.
– Nie.
– Jednego nie rozumiem w tej historii z plagiatem. Czy to wy wrobiliście Gibbsa? Tylko jak? Chyba że wymyśliliście tę intrygę z książką… nie, to zbyt naciągany domysł. Więc co tu jest grane?
– Niech pan powie – Kimberly Green pochyliła się w fotelu – po co pan go odwiedził.
– Powiem, ale najpierw…
– Stana Gibbsa szukaliśmy od miesięcy – przerwała mu. – Być może wyjechał z kraju. W domu, do którego teraz się wprowadził, mieszka sam. Jak wspomniałam, czasem go gubimy. Nie przyjmuje żadnych gości. Kilka osób wpadło na jego trop. W tym starzy znajomi. Przyjeżdżają tam albo dzwonią. I wie pan, co się dzieje?
Myronowi nie spodobał się ton jej głosu.
– Odprawia ich. To reguła. Stan Gibbs nie spotyka się z nikim. Pan jest wyjątkiem.
Myron spojrzał na Wina. Win bardzo wolno skinął głową. Myron przyjrzał się Ericowi Fordowi.
– Myślicie, że to ja jestem porywaczem? – spytał, przenosząc wzrok na Kimberly Green.
Agentka lekko wzruszyła ramionami i z wyraźną satysfakcją rozsiadła się w fotelu. Sytuacja się odwróciła.
– Niech pan sam nam powie – odparła.
Win skierował się do drzwi. Myron wstał i ruszył za nim.