– To absurd.
– Pewnie tak.
– Kłamie!
– Pewnie tak – powtórzyła Terese.
– Znajdziemy go – dodał Englehardt. – Zbadamy mu krew i udowodnimy oszustwo.
– Tylko kiedy?
– Słucham?
– Kiedy to zrobicie? Jutro? Za tydzień? Miesiąc? Do tego czasu zdąży wam zaszkodzić. Dziś pojawi się na konferencji prasowej Grega Downinga. Opadną was hurmem media. Nawet jeśli pomówienia okażą się fałszywe, nikt nie będzie pamiętał, że je wycofano. Pamiętać się będzie tylko zarzuty.
– Boże!
Englehardt usiadł prosto.
– Będę szczera, Billy. Część moich kolegów mu wierzy. Ja nie. Ten człowiek szuka rozgłosu. Zagoniłam moich najlepszych dziennikarzy śledczych do przekopania jego przeszłości. Na razie nic nie wykryli, a czas ucieka.
– Co mogę zrobić?
– Nie mogę go powstrzymać tylko dlatego, że mu nie wierzę. Muszę się upewnić, że kłamie.
– Jak?
Terese przygryzła dolną wargę. Głęboko się zamyśliła.
– Dzięki waszej sieci komputerowej.
Englehardt potrząsnął głową.
– Wszystkie informacje są poufne. Już to wyjaśniłem. Nie mogę zdradzić pani…
– Nie muszę znać nazwiska dawcy.
Pochyliła się do przodu. Żeby nie stwarzać poczucia zagrożenia, Myron odsunął się jak najdalej od miejsca akcji.
– Ale muszę mieć pewność, że nie jest nim ten oszczerca.
Englehardt najwyraźniej się wahał.
– Siedzę tu – podkreśliła. – Nie widzę monitora. Malachi jest przy drzwiach. Wyłączyłeś kamerę, Malachi? – spytała Myrona.
– Tak – odparł i dla wzmocnienia tych słów odłożył kamerę.
– Oto, co proponuję – powiedziała. – Zajrzy pan do danych Jeremy’ego Downinga. Będzie tam lista dawców. Podam panu nazwisko, a pan powie mi, czy ono na niej figuruje. Proste?
Englehardt ciągle się wahał.
– Nie pogwałci pan zasady poufności – zapewniła. – Nie widzimy ekranu komputera. Możemy nawet wyjść z pokoju, jak pan będzie sprawdzał dane.
Englehardt milczał. Terese również. Wyczekiwała. Ideał dziennikarki.
– Bierz sprzęt – powiedziała wreszcie do Myrona.
– Chwileczkę. – Englehardt powiódł oczami w lewo, w prawo i je opuścił. – Chłopiec nazywa się Jeremy Downing?
– Tak.
Englehardt znów kilka razy przesunął oczami tam i z powrotem. Gdy uznał, że nic mu nie grozi, pochylił się nad klawiaturą i zastukał w nią palcami.
– Jak się nazywa domniemany dawca? – spytał po kilku sekundach.
– Victor Johnson.
Englehardt spojrzał na monitor i uśmiechnął się.
– To nie on.
– Na pewno?
– Absolutnie.
Terese odwzajemniła uśmiech.
– To wszystko, co chciałam wiedzieć.
– Powstrzyma go pani?
– Nie dojedzie na tę konferencję.
Myron zabrał kasetę i kamerę i pośpieszyli korytarzem.
– Malachi Throne? – zagadnął ją, gdy wyszli z budynku.
– Wiesz, kto to?
– Grał Fałszywą Twarz w Batmanie.
– Doskonale.
Terese uśmiechnęła się.
– Powiedzieć ci coś?
– Co?
– Rąjcujesz mnie, kiedy mówisz o Batmanie.
– I nie tylko wtedy.
– Pijesz do czegoś?
Pięć minut potem obejrzeli w wozie telewizyjnym taśmę z ukrytej kamery.
10
Pan Davis Taylor
North End Ave 221
Waterbury, Connecticut
Był też numer ubezpieczenia społecznego i numery telefonów. Myron wyjął komórkę i zadzwonił. Włączył się mechaniczny głos z sekretarki i po rutynowym powitaniu kazał zostawić wiadomość po sygnale. Myron podał nazwisko, numer komórki i poprosił pana Taylora o oddzwonienie.
– Co zamierzasz? – spytała Terese.
– Pojadę tam i spróbuję porozmawiać z panem Davisem Taylorem.
– Czy ośrodek tego nie próbował?
– Pewnie tak.
– Masz większy dar przekonywania?
– Wątpliwe.
– Dziś wieczorem pracuję w Waldorfie.
– Wiem. Pojadę sam. A może z Winem.
W dalszym ciągu nie patrzyła mu w twarz.
– Ten chłopiec, który potrzebuje przeszczepu… Nie jest ci całkiem obcy, co? – spytała.
– Chyba tak – odparł, nie bardzo wiedząc, jaką dać odpowiedź.
Z jej skinienia głową wyczytał, że nie musi nic dodawać. I nie dodał. Wziął telefon i zadzwonił do Emily. Odezwała się, zanim wybrzmiał pierwszy sygnał.
– Halo?
– O której Greg ma tę konferencję? – spytał.
– Za dwie godziny.
– Muszę się z nim skontaktować.
Usłyszał pełne nadziei westchnienie.
– Znalazłeś dawcę szpiku?
– Jeszcze nie.
– Ale coś już masz.
– To się okaże.
– Przestań mnie zbywać, Myron.
– Wcale cię nie zbywam.
– Chodzi o życie mojego syna!
„I mojego!” – pomyślał.
– Złapałem trop, Emily. To wszystko.
Podała mu numer telefonu Grega.
– Myron, proszę, zadzwoń, jeśli…
– Natychmiast jak się czegoś dowiem.
Rozłączył się i zadzwonił do Downinga.
– Chcę, żebyś odwołał konferencję prasową – powiedział.
– Dlaczego? – spytał Greg.
– Daj mi czas do jutra.
– Trafiłeś na coś?
– Może.
– Może na nic! Więc masz coś czy nie?!
– Nazwisko i adres. Chcę sprawdzić, czy to on, zanim wystąpisz z apelem o szpik.
– Gdzie mieszka? – spytał Greg.
– W Connecticut.
– Jedziesz tam?
– Tak.
– W tej chwili?
– Wkrótce.
– Chcę pojechać z tobą.
– To nie jest dobry pomysł.
– To mój dzieciak, do jasnej cholery!
Myron zamknął oczy.
– Rozumiem cię.
– Więc zrozumiesz jeszcze jedno: ja nie proszę cię o pozwolenie. Jadę. Przestań strugać detektywa i powiedz, gdzie po ciebie wpaść.
Prowadził Greg. Miał jedną z tych terenówek z napędem na cztery koła, będących ostatnim krzykiem mody wśród mieszkańców New Jersey, dla których „przeszkodą terenową” jest garb spowalniający na dojeździe przed centrum handlowym. Klawa kolaska! Przez dłuższy czas jechali w milczeniu. Ciężkiej atmosfery w powietrzu nie rozbiłbyś nawet siekierą. Parła na szyby, przygniatała Myrona, męczyła go i gnębiła.
– Jak zdobyłeś jego nazwisko? – spytał Greg.
– Nieważne.
Greg nie drążył tematu. Przejechali kawałek w milczeniu. W radiu Jewel zaklinała się, że wie, iż jej dłonie są małe, za to własne i należą tylko do niej. Myron zmarszczył brwi. Blowing in the Wind to nie było.
– Złamałeś mi nos – odezwał się Greg.
Myron milczał.
– I pogorszył mi się wzrok. Niewyraźnie widzę kosz.
– Obwiniasz mnie, że miałeś kiepski sezon, Greg? – spytał Myron, nie wierząc własnym uszom.
– Mówię tylko…
– Starzejesz się. Masz za sobą czternaście sezonów ligowych, no a grzanie ławy też ci pomogło.