Выбрать главу

– Jestem ci winien wyjaśnienie – przyznał.

Esperanza wzruszyła ramionami.

– Przysiągłem ci niejako, że skończyłem z tym.

– Z prywatnymi śledztwami.

– Tak. I miałem szczery zamiar. Chciałem, żeby nasza agencja zajmowała się odtąd tylko sportowcami.

Nie odpowiedziała. Myron zerknął na ścianę za jej plecami. Skąpo przyozdobiona zdjęciami klientów, znów skojarzyła mu się z przeszczepem włosów, który się nie przyjął. Może powinien ją potraktować kilkoma warstwami płynu na porost włosów.

– Pamiętasz telefon Emily? – spytał.

– Dzwoniła wczoraj. W porywach sięgam pamięcią nawet tydzień wstecz.

Przedstawił jej sprawę. Niektórzy mężczyźni – z zazdrością ich podziwiał – tłamsili wszystko w sobie, zatajali tajemnice, ukrywali cierpienie. On robił to rzadko. Nie należał do tych, co chodzą samotnie po niebezpiecznych ulicach, lubił, gdy wspierał go Win. Nie chwytał za flaszkę whisky, by utopić smutki – omawiał je z Esperanzą. Nie po męsku, lecz taki już był.

Wysłuchała go w milczeniu. Gdy doszedł do tego, że jest ojcem Jeremy’ego, jęknęła cicho i zamknęła oczy.

– I co masz zamiar zrobić? – spytała, gdy wreszcie je otworzyła.

– Znajdę dawcę.

– Nie o to pytam.

Wiedział o tym.

– Nie wiem – odparł.

Z niedowierzaniem pokręciła głową.

– Masz syna – powiedziała.

– Na to wygląda.

– I nie wiesz, co zrobić z tym fantem?

– Tak.

– Ale ku czemuś się skłaniasz.

– Win jest stanowczo za tym, żebym milczał.

Prychnęła.

– To do niego podobne!

– Doradza mi z serca.

– Tak jakby je miał

– Nie zgadzasz się z nim?

– Nie. Nie zgadzam.

– Mam powiedzieć o tym Jeremy’emu?

– Przede wszystkim pozbądź się swojego kompleksu Batmana.

– O czym ty, do diabła, mówisz?!

– O tym, że zawsze odrobinę za bardzo starasz się być bohaterem.

– Czy to źle?

– Czasem tracisz jasność myślenia. Heroizm nie zawsze popłaca.

– Jeremy już ma rodzinę. Ma ojca, matkę i…

– I kłamstwo! – wpadła mu w słowo.

Wpatrzyli się w siebie. Telefon, który zwykle często dzwonił, milczał. Milczał za długo. Myron zastanawiał się, jak wytłumaczyć to Esperanzie, żeby zrozumiała. Siedziała bez ruchu i czekała.

– Oboje mieliśmy szczęście do rodziców – przemówił.

– Moi rodzice nie żyją, Myron.

– Ja nie o tym. – Zaczerpnął powietrza. – Czy są dni, że za nimi nie tęsknisz?

– Nie ma – odparła bez wahania.

Skinął głową.

– Ciebie i mnie rodzice kochali bezgranicznie, a my ich.

– No i? – spytała z zamglonymi oczami.

– Czy nie na tym, to słowa Wina, polega macierzyństwo i ojcostwo? Nie na biologicznym przypadku, lecz na wychowaniu i kochaniu swego dziecka?

Esperanza usiadła wygodniej

– Tak powiedział Win? – spytała.

Myron uśmiechnął się.

– Ma swoje dobre chwile – odparł.

– Ma.

– Pomyśl o ojcu, który cię wychował i kochał. Jakby się poczuł w takiej sytuacji?

Oczy wciąż miała zamglone.

– Kochałam go tak bardzo, że zniosłabym prawdę. A ty?

Myron odchylił się do tyłu, jakby jej słowa były ciosami w podbródek.

– Też. Ale ojca by to zraniło.

– Twojego ojca by to zraniło?

– Oczywiście.

– Rozumiem. A więc martwisz się o uczucia biednego Grega Downinga?

– Skądże. Chcesz usłyszeć coś okropnego?

– Chętnie.

– Kiedy Greg mówi o Jeremym „mój syn”, chcę wykrzyczeć mu prawdę. Prosto w jego zadowoloną twarz. Tylko po to, żeby zobaczyć jego reakcję. Żeby ujrzeć, jak wali się jego świat.

– I po twoim kompleksie Batmana.

Myron podniósł ręce.

– Też mam swoje dobre chwile – odparł.

Esperanza wstała i ruszyła do drzwi.

– Dokąd to?

– Nie chcę o tym więcej mówić – powiedziała.

Usiadł prosto.

– Wiesz, że jesteś zablokowany?

Wolno skinął głową.

– Kiedy ci to minie, a minie, porozmawiamy. Na razie ta rozmowa nie ma sensu.

– Tak.

– Nie bądź głupi.

– „Nie bądź głupi”. Przyjąłem.

Uśmiechnęła się na odchodne, ale krótko.

12

Resztę dnia spędził na telefonowaniu, chodząc po gabinecie w minisłuchawkach z mikrofonem. Wypytał trenerów z wyższych uczelni o kandydatów na zawodowych sportowców, którzy nie mieli jeszcze agenta. Skontaktował się z klientami i niczym psychoterapeuta, co należało do jego zadań, wysłuchał ich problemów, prawdziwych i wyimaginowanych. Przekopał się też przez kołonotatnik z adresami firm, próbując załatwić kontrakty reklamowe.

Jeden poważny nawinął się sam.

– Pan Bolitar? Mówi Ronny Angle z Rack Enterprises. Zna pan naszą firmę?

– Prowadzicie kilka barów topless, zgadza się?

– Wolimy określenie „eleganckich egzotycznych klubów nocnych”.

– Ja też wolę być nazywany „niewąskim ogierem”. Czym mogę służyć, panie Angle?

– Ronny. Mogę panu mówić po imieniu?

– Proszę.

– To świetnie, Myron. Rack Enterprises startuje z nowym przedsięwzięciem.

– Aha.

– Pewnie pan o nim słyszał. Z siecią kawiarni o nazwie La, La, Latte.

– Naprawdę?

– Słucham?

– No, obiło mi się o oczy, ale wziąłem to za żart.

– To nie żart, panie Bolitar.

– Naprawdę chcecie otworzyć sieć barów topless?

– „Wyrafinowanych eleganckich barów kawowych”.

– Rozumiem. Ale… baristas będą bez staników?

– Tak jest.

– A czy prośby o mleko nie zabrzmią dwuznacznie?

– Przedni żart, Myron.

– Dzięki, Ronny.

– Otworzymy je z wielką pompą…

– Do mleka?

– Oj, kawalarz.

– Dzięki, Ronny.

– Ale przejdźmy do rzeczy, dobrze? Chcemy Suzze T.

Angle mówił o Suzze Tamirino, wyrobniczce tenisowych turniejów zawodowych.

– W „Sports Illustrated” zobaczyliśmy jej zdjęcie w kostiumie kąpielowym i zrobiła na nas duże wrażenie. Chcielibyśmy zaproponować jej epizod w wielkim otwarciu naszej sieci.

Myron potarł palcami grzbiet nosa.

– Epizod, czyli…

– Krótki występ.

– Jak krótki?

– Góra pięć minut.

– Nie mówię o czasie. Mówię o stroju.

– Wymagamy pełnego negliżu frontalnego.

– Dzięki, że o nas pomyśleliście, ale Suzze to raczej nie zainteresuje.

– Dajemy dwieście tysięcy.

Myron usiadł prosto. Łatwo było odłożyć słuchawkę, lecz do takiej oferty musiał podejść odpowiedzialnie.

– Co powiecie na malutki top?

– Odpada.

– A bikini?

– Odpada.

– Małe, małe, malusieńkie, tycie, tycie, tyciusieńkie.

– Jak w piosence?

– Jak w piosence.

– Ujmę to najprościej, jak się da – odparł Ronny. – Wymagamy ekspozycji sutek.

– Ekspozycji sutek?

– Bezwarunkowo.