– Odpowiedź nie jest prosta. Często go gubiliśmy…
– Od kiedy?
Green spojrzała na Forda. Ponownie skinął głową. Zacisnęła dłonie w pięści.
– Od ukazania się pierwszego artykułu o porwaniach.
Myronowi zaszumiało w głowie jak od krwi. Usiadł prosto. Ta wiadomość nie powinna go zaskoczyć, a jednak zaskoczyła. Przypomniał sobie artykuł Gibbsa – nagłe zniknięcia, koszmarne rozmowy przez telefon, nieustanną, niekończącą się udrękę rodzin ofiar, sielskie, spokojne życie zdruzgotane nagle przez niepojęte, niewytłumaczalne zło.
– Mój Boże, Stan Gibbs napisał prawdę – powiedział.
– Tego nie twierdzimy.
– Rozumiem. Śledzicie go, bo nie podoba się wam jego składnia?
Agentka Green milczała.
– Niczego nie zmyślił. Wiecie o tym od początku.
– Nie pańska sprawa, co wiemy, a czego nie wiemy.
Myron pokręcił głową.
– Nie do wiary – powiedział. – Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem. Jakiś psychopata seryjnie znienacka porywa ludzi i pastwi się nad ich rodzinami. Chcecie to zachować w tajemnicy, bo jeżeli sprawa wyjdzie na jaw, wybuchnie panika. Niestety, psychol zgłasza się do Stana Gibbsa i o porwaniach dowiadują się wszyscy… – Myron urwał, bo wszedł na niepewny grunt. Zmarszczył brwi i drążył dalej. – Nie wiem, jak się mają do tego dawno wydana powieść i oskarżenie o plagiat. W każdym razie wykorzystaliście te fakty i, mszcząc się za utrudnienie śledztwa, skazaliście go na niesławę i wyrzucenie z pracy. Ale o waszej decyzji przesądziła… – nareszcie dostrzegł światło w tunelu – możliwość śledzenia go dalej. Doszliście do wniosku, że skoro ten psychopata nawiązał kontakt z Gibbsem, to, zwłaszcza po kompromitacji z artykułami, skontaktuje się z nim ponownie.
– Myli się pan – oświadczyła Kimberly Green.
– Ale niewiele.
– Bynajmniej.
– Ale opisane przez Gibbsa porwania się zdarzyły, tak?
Green z wahaniem spojrzała na Forda.
– Nie możemy zweryfikować wszystkich faktów, które podał – odparła.
– Chryste, przecież nie składa pani zeznania pod przysięgą! Czy Gibbs napisał prawdę? Tak czy nie?
– Powiedzieliśmy wystarczająco dużo. Kolej na pana.
– Nic mi nie powiedzieliście.
– A pan nam jeszcze mniej.
Negocjacje. Życie jest jak los agenta sportowego – pasmem negocjacji. Liczy się w nich stosowanie nacisków, ale także ustępstwa i uczciwość. Ci, którzy o niej zapominają, zawsze w końcu za to płacą. Najlepszym negocjatorem nie jest ten, kto pożera całe ciastko, zostawiając drugiej stronie nędzne okruszki. Najlepszym negocjatorem jest ten, kto uzyskawszy, co chciał, pozostawia kontrahentów zadowolonych. W zwykłych okolicznościach Myron nieco by ustąpił, w myśl klasycznej reguły „coś za coś”. Ale nie tym razem. Nie był naiwniakiem. Gdyby ujawnił im powód swej wizyty u Gibbsa, jego możliwości wywierania nacisku stopniałyby do zera.
Najlepsi negocjatorzy, tak jak najsilniejsze gatunki zwierząt, umieją dostosować się do warunków.
– Najpierw niech mi pani odpowie na pytanie. Czy Stan Gibbs napisał prawdę? Tak czy nie?
– Nie da się odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Część z tego jest prawdziwa, część nie.
– Na przykład?
– Nowożeńcy byli z Iowa, a nie Minnesoty. Zaginiony ojciec miał troje dzieci, nie dwoje.
Green splotła ręce.
– Ale doszło do porwań?
– Wiemy o tych dwóch. Nie mamy informacji o zaginięciu studentki.
– Ten psychopata pewnie dotarł do jej rodziców. Dlatego nie zgłosili jej zaginięcia.
– Przyjęliśmy taką hipotezę. Ale nie wiemy na pewno. A poza tym istnieją duże rozbieżności. Na przykład, rodziny twierdzą, że porywacz się z nimi nie kontaktował. Wiele rozmów telefonicznych i wydarzeń w artykułach Gibbsa kłóci się z faktami.
Światło w tunelu się powiększyło.
– Dlatego spytaliście go o to? O źródła?
– Tak.
– Odmówił ich ujawnienia.
– Właśnie.
– Dlatego go zniszczyliście.
– Nie.
– Jednego nie rozumiem w tej historii z plagiatem. Czy to wy wrobiliście Gibbsa? Tylko jak? Chyba że wymyśliliście tę intrygę z książką… nie, to zbyt naciągany domysł. Więc co tu jest grane?
– Niech pan powie – Kimberly Green pochyliła się w fotelu – po co pan go odwiedził.
– Powiem, ale najpierw…
– Stana Gibbsa szukaliśmy od miesięcy – przerwała mu. – Być może wyjechał z kraju. W domu, do którego teraz się wprowadził, mieszka sam. Jak wspomniałam, czasem go gubimy. Nie przyjmuje żadnych gości. Kilka osób wpadło na jego trop. W tym starzy znajomi. Przyjeżdżają tam albo dzwonią. I wie pan, co się dzieje?
Myronowi nie spodobał się ton jej głosu.
– Odprawia ich. To reguła. Stan Gibbs nie spotyka się z nikim. Pan jest wyjątkiem.
Myron spojrzał na Wina. Win bardzo wolno skinął głową. Myron przyjrzał się Ericowi Fordowi.
– Myślicie, że to ja jestem porywaczem? – spytał, przenosząc wzrok na Kimberly Green.
Agentka lekko wzruszyła ramionami i z wyraźną satysfakcją rozsiadła się w fotelu. Sytuacja się odwróciła.
– Niech pan sam nam powie – odparła.
Win skierował się do drzwi. Myron wstał i ruszył za nim.
– A wy dokąd? – spytała Green.
Win chwycił klamkę.
– Jestem podejrzanym – odparł Myron, wychodząc zza biurka. – Będę mówił, ale w obecności adwokata. Państwo wybaczą.
– Ej, tylko rozmawiamy – zaprotestowała Kimberly Green. – Nie powiedziałam, że pan jest porywaczem.
– Tak to zabrzmiało. Win?
– On kradnie serca, a nie ludzi – rzekł Win.
– Ma pan coś do ukrycia? – spytała.
– Tylko jego upodobanie do pornografii komputerowej. Ojej! Wygadałem się.
Kimberly Green wstała i zastąpiła Myronowi drogę.
– Jesteśmy niemal pewni, że tę studentkę porwano – powiedziała, patrząc mu twardo w oczy. – Wie pan, jak to odkryliśmy?
Myron nie odpowiedział.
– Za sprawą jej ojca. Porywacz zadzwonił do niego. Nie wiem, co mu powiedział. W każdym razie gość zaniemówił. Przestał kontaktować. Usłyszał od tego pomyleńca coś takiego, że trafił do wariatkowa.
Myron poczuł, że pokój się kurczy, ściany zbliżają się do siebie.
– Wprawdzie nie znaleźliśmy zwłok żadnej z ofiar, ale jesteśmy przekonani, że ten drań je zabija. Porywa je, diabli wiedzą jak, znęca się bez końca nad ich rodzinami i na pewno na tym nie poprzestanie.
– Jak mam to rozumieć? – spytał, cały czas patrząc jej w oczy.
– To nie jest śmieszne.
– Pewnie, że nie. Więc dosyć tych głupich wykrętów.
Nie odpowiedziała.
– Chcę usłyszeć to z pani ust. Sądzi pani, że jestem w to zamieszany? Tak czy nie?
– Nie – odparł za nią Eric Ford.
Kimberly Green opadła na fotel, nie spuszczając oczu z Myrona.
– Usiądźcie, panowie.
Ford szerokim gestem wskazał fotele.
Myron i Win wrócili na poprzednie miejsca.
– Ta powieść istnieje. Tak jak i fragmenty, które splagiatował Stan Gibbs. Przysłano ją anonimowo do naszego biura, a konkretnie, do agentki specjalnej Green. Przyznaję, z początku byliśmy zdezorientowani. No, bo z jednej strony Gibbs wiedział o porwaniach. Z drugiej jednak strony nie wiedział wszystkiego i posłużył się fragmentami przepisanymi ze starej powieści kryminalnej, której nakład został wyczerpany.