Выбрать главу

– Po południu przyjeżdża Lamar Richardson – przypomniała mu Esperanza.

– Wiem.

– Dobrze się czujesz?

– Niczego sobie.

– Życie toczy się dalej?

– Pewnie.

Kilka minut później wpadła w podskokach sprężysta agentka specjalna Kimberly Green.

– Sprawa dobiega końca – oznajmiła, po raz pierwszy z uśmiechem.

Myron usiadł prosto.

– Zamieniam się w słuch – powiedział.

– Edwin Gibbs, jako Dennis Lex alias Davis Taylor, pozostawił w pracy szafkę. Znaleźliśmy w niej portfele dwóch ofiar, Roberta i Patrycji Wilsonów.

– Tych nowożeńców?

– Tak.

Zamilkli na chwilę, zapewne przez wzgląd na zamordowanych. Myron wyobraził sobie młodą zdrową parę, rozpoczynającą wspólne życie. Przyjechali do Nowego Jorku obejrzeć kilka przedstawień, trochę się obkupić i pochodzić pod rękę po rojnych ulicach, odrobinę bojąc się przyszłości, lecz gotowi jej zaufać. El fin.

Kimberly chrząknęła.

– Na kartę kredytową Davisa Taylora Gibbs wynajął białego forda windstara – powiedziała. – Rezerwacji dokonuje się automatycznie. Wystarczy zadzwonić, pójść do wypożyczalni i odjechać samochodem. Nikt cię nie widzi.

– Skąd wziął tę furgonetkę?

– Z lotniska w Newark.

– Domyślam się, że to ją znaleźliśmy w Bernardsville.

– Tak jest.

– Pysznie – rzekł, używając słowa Wina. – Co jeszcze?

– Ze wstępnej sekcji zwłok wynika, że wszystkie ofiary zabito z trzydziestkiósemki. Dwoma strzałami w głowę. Innych ran nie było. Wątpimy, czy je torturował. Jego modus operandi to najpierw zmuszenie ofiar do krzyku, a potem zabicie ich.

– Dla porwanych jego siew trwał krótko, ale nie dla ich rodzin.

– Właśnie.

– Trwoga ofiar byłaby zbyt realna. A on dążył do wzbudzenia jej w umysłach. – Myron potrząsnął głową. – Co powiedział wam Jeremy?

– Nie rozmawiał pan z nim o tym, co przeżył?

Myron poprawił się w fotelu.

– Nie.

– Edwin Gibbs był w tym samym przebraniu co w pracy – w blond peruce, przyklejonej brodzie i okularach. Zaraz po wsadzeniu chłopca do furgonetki zawiązał mu oczy i zawiózł do tego domku. Tam kazał mu krzyknąć do słuchawki. Przedtem zresztą dla pewności to z nim przećwiczył. Po telefonie przykuł go do ściany i zostawił samego. Resztę pan zna.

Myron skinął głową. Znał resztę.

– A co z oskarżeniem o plagiat i powieścią?

Kimberly Green wzruszyła ramionami.

– Było tak, jak powiedzieliście pan i Stan Gibbs. Edwin przeczytał tę powieść zapewne tuż po śmierci żony. Wywarła na niego wpływ.

Myron wpatrzył się w nią.

– O co chodzi? – spytała.

– Po otrzymaniu tej książki domyśliliście się, że Stan nie jest plagiatorem. I że zainspirowała ona mordercę.

Kimberly potrząsnęła głową.

– Nie.

– Do kogo ta mowa. Przecież wiedzieliście o porwaniach. Wywieraliście na Stana nacisk, żeby zmusić go do mówienia. A przy okazji uprzykrzyć mu trochę życie.

– Nieprawda – zaprzeczyła. – Przyznaję, część z nas miała osobiste powody, żeby go nie lubić, z drugiej strony jednak byliśmy pewni, że to on jest porywaczem Siej Ziarno. Wymieniłam już panu niektóre z poszlak. Teraz wiemy, że wiele z dowodów wskazywało na jego ojca.

– Jakich dowodów?

Potrząsnęła głową.

– To już bez znaczenia. Wiedzieliśmy, że rola Stana Gibbsa w tej historii nie sprowadza się do roli dziennikarza. I mieliśmy rację. Podejrzewaliśmy nawet, że celowo zniekształca fakty i używa szczegółów z książki, żeby nas zmylić.

Myron nie zaoponował, choć jej słowa nie zabrzmiały prawdziwie. Przesunął wzrokiem po ścianie ze zdjęciami klientów agencji, próbując się skupić na spotkaniu z Lamarem Richardsonem.

– A więc sprawa zamknięta – rzekł.

– Jak pas cnoty – odparła Green z uśmiechem.

– Sama pani to wymyśliła?

– Tak.

– Dobrze, że jest pani uzbrojona. No, to co, czeka panią duży kopniak w górę?

Kimberly Green wstała.

– Pewny awans na superekstratajną agentkę specjalną.

Myron uśmiechnął się. Uścisnęli sobie ręce i Kimberly wyszła. Jakiś czas spędził sam. Potarł oczy i zastanawiając się nad tym, co mu powiedziała, a czego nie, doszedł do wniosku, że w tej sprawie wciąż wiele się nie zgadza.

Bejsbolista Lamar Richardson, łapacz doskonały, zjawił się punktualnie, i to – co za miły szok! – sam. Spotkanie przebiegło dobrze. Myron wygłosił standardową mowę reklamową, ale dobrą. Co tam dobrą, świetną. Biznesmeni muszą dobrze nawijać. Dobra nawijka pomaga w interesach. Esperanza dorzuciła swoje. Własną gadkę reklamową. Doszlifowaną. Świetnie uzupełniającą przemowę Myrona. Coraz lepiej ze sobą współdziałali.

Zgodnie z planem na krótko wpadł Win. Gdyby pozyskiwanie klientów porównać z meczem bejsbolu, można rzec, że Win przesądzał o jego wyniku. Jego nazwisko było znane. Sprawdzano, co jest wart, to znaczy wart w biznesie. Na wieść, że ich pieniędzmi zajmie się sam Windsor Horne Lockwood III i że żąda, by spotykać się z nim w sprawach finansowych co najmniej pięć razy w roku, na twarzach potencjalnych klientów wykwitał uśmiech. Punkt dla małej agencji.

Lamar Richardson trzymał karty przy orderach. Często kiwał głową. Zadawał pytania, ale nie za wiele. Dwie godziny później uścisnął im ręce i obiecał, że się skontaktuje.

– I co myślisz? – spytała Esperanza Myrona, gdy odprowadzili go do windy i pożegnali.

– Mamy go.

– Skąd wiesz?

– Jestem wszechwidzący – odparł. – Wszechwiedzący.

Wrócili do jego gabinetu i usiedli.

– Jeżeli Lamar wybierze nie IMG i TruPro, tylko nas – urwała i uśmiechnęła się – wracamy do interesu!

– Jak najbardziej.

– To oznacza powrót Wielkiej Cyndi.

– Co za fart.

– Widzę, że czujesz do niej miętę.

– Jasne, tylko mi tego nie wypominaj.

Uważnie mu się przyjrzała. Robiła to często. Myron nie bardzo wierzył, że można coś wyczytać z ludzkich twarzy. Esperanza przeciwnie. Zwłaszcza gdy chodziło o jego twarz.

– Co się stało w kancelarii? – spytała. – Z Chase’em Laytonem.

– Raz oberwał w uszy i dostał siedem ciosów.

Wciąż się w niego wpatrywała.

– Powinnaś powiedzieć: „Ale przecież ocaliłeś życie Jeremy’emu” – dodał.

– Nie, tak powiedziałby Win.

Poprawiła się w fotelu i zwróciła twarzą do niego. Nie miała dziś bluzki. Była w granatowym kostiumie, tak mocno wyciętym, że aż dziw, jak Lamar był w stanie skupić się na czymkolwiek. Myron przywykł do swojej partnerki, lecz i tak jej wygląd oszałamiał. Tyle że on patrzył na jej wdzięki pod innym kątem.

– Skoro wspomniałeś o Jeremym…

– Tak?

– Wciąż masz opory?

Myronowi przypomniało się, jak objął chłopca w domu w lesie.

– Większe niż dotąd – odparł.

– I co dalej?

– Przyszły wyniki badań. Jestem jego ojcem.

Na twarzy Esperanzy pojawiło się jakieś uczucie – może żal – ale szybko znikło.