– Musimy porozmawiać – powiedział Myron.
Stan Gibbs kiwnął głową. Odesłał realizatorów programu i wskazał gościom fotele.
– Siadajcie.
Pozostał w swoim fotelu. Usiedli z bardzo dziwnym wrażeniem, że obserwuje ich publiczność. Win zerknął na swoje odbicie w obiektywie kamery i uśmiechnął się. Spodobało mu się to, co zobaczył.
– Czy znaleziono jakiegoś dawcę? – spytał Gibbs.
– Nie.
– W końcu ktoś się zgłosi.
– Tak. Przychodzę do pana po pomoc, Stan – rzekł Myron.
Gibbs splótł palce i ułożył dłonie na biurku.
– Do usług.
– Mam sporo wątpliwości w związku z porwaniem Jeremy’ego?
– Na przykład?
– Domyśla się pan, dlaczego tym razem pański ojciec porwał dziecko? Dotąd tego nie robił, prawda? Porywał tylko dorosłych. Dlaczego tym razem porwał chłopca?
Gibbs przetrawił to pytanie.
– Nie wiem. Nie jestem pewien, czy porywanie dorosłych było regułą – odpowiedział, wolno cedząc słowa. – Mam wrażenie, że swoje ofiary wybierał na chybił trafił.
– Nie tym razem. Jeremy’ego Downinga wybrał nieprzypadkowo.
– Z tym się zgodzę – odparł po namyśle Gibbs.
– Wybrał go ze względu na związek z moimi poszukiwaniami.
– To logiczne.
– Ale jak pański ojciec dowiedział się o Jeremym?
– Nie wiem. Może pana śledził.
– Wątpię. Po naszej wizycie w Waterbury Greg Downing został na miejscu. Obserwował Nathana Mostoniego. Dlatego wiemy, że pański ojciec wyjechał z miasta dopiero w przeddzień porwania.
Win znów spojrzał w kamerę, uśmiechnął się i pomachał ręką – na wypadek, gdyby była włączona.
– Dziwne – powiedział Gibbs.
– Nie tylko to – rzekł Myron. – Także ten telefon, kiedy usłyszeliśmy krzyk Jeremy’ego. W przypadku wcześniejszych porwań pański ojciec żądał od rodzin, żeby nie zawiadamiały policji. Tym razem tego nie zrobił. Dlaczego? Czy pan wie, że porwał Jeremy’ego w przebraniu?
– Tak, słyszałem.
– Dlaczego? Jeśli zamierzał go zabić, to po co się przebierał?
– Porwał chłopca z ulicy – odparł Gibbs. – Ktoś mógłby go rozpoznać.
– No, dobrze, zgoda, to jest wytłumaczenie. Ale dlaczego w furgonetce zawiązał chłopcu oczy? Pozostałe ofiary zabił. Jeremy’ego czekało to samo. Dlaczego więc zależało mu na tym, żeby chłopiec nie widział jego twarzy?
– Nie wiem. Może zawsze tak robił.
– Może. Coś jednak się tu nie zgadza, prawda?
Gibbs chwilę myślał.
– Owszem, dziwi – odparł. – Ale czy na pewno się nie zgadza?
– Właśnie dlatego do pana przyjechałem. W głowie wirowały mi te pytania. I wtedy przypomniałem sobie credo Wina.
Stan Gibbs spojrzał na Wina. Win zamrugał i skromnie spuścił oczy.
– Jakie credo?
– Człowiek broni siebie. Jest nade wszystko samolubem. – Myron urwał. – Zgadza się pan z tym, Stan?
– Do pewnego stopnia. Wszyscy jesteśmy samolubni.
– Nawet pan.
– Oczywiście. Pan z pewnością również.
– Media robią z pana człowieka szlachetnego, który, rozdarty między obowiązkiem a lojalnością wobec rodziny, robi to, co należy. Ale może pan nie jest taki?
– Jaki?
– Szlachetny.
– Bo nie jestem. Nigdy nie twierdziłem, że jestem święty. Pobłądziłem.
Myron spojrzał na Wina.
– Dobry jest – powiedział.
– Diablo dobry – przyznał Win.
Stan Gibbs zmarszczył brwi.
– O co panu chodzi, Myron?
– Zaraz to wyłuszczę. Przypominam o credo Wina. Zacznijmy od początku. Od momentu, gdy skontaktował się z panem ojciec. Po rozmowie z nim postanowił pan opisać historię Siej Ziarna. Czym się pan kierował? Chciał pan dać upust swoim lękom i poczuciu winy? Spełnić dziennikarski obowiązek? A może, odwołajmy się tu do credo Wina, napisał pan ten artykuł, żeby zostać wielką gwiazdą?
Myron utkwił wzrok w Gibbsie i czekał.
– Mam na to odpowiedzieć?
– Proszę.
Stan Gibbs wpatrzył się w przestrzeń i potarł końce palców kciukiem.
– Kierowały mną wszystkie te motywy. Tak, zafascynowała mnie ta historia. Uznałem, że wzbudzi sensację. Jeżeli to samolubstwo, trudno. Przyznaję się do winy.
Myron zerknął na Wina.
– Dobre – powiedział.
– Diablo dobre.
– Podążmy dalej tym torem, Stan, zgoda? Artykuł rzeczywiście wzbudził sensację. Pan również. Zdobył pan rozgłos…
– Już o tym mówiliśmy, Myron.
– Racja. Święta racja. Przejdźmy więc do oskarżenia pana przez federalnych. Zażądali ujawnienia źródła informacji. Odmówił pan. Może być kilka powodów tej odmowy. Oczywiście Pierwsza Poprawka do Konstytucji. Po drugie, ochrona ojca. Po trzecie, kombinacja tych dwu. No, a jaki powód, wróćmy do credo Wina, miałby samolub?
– O czym pan mówi?
– Gdy się pomyśli jak samolub, to wyjście jest tylko jedno.
– Jakie?
– Gdyby uległ pan federalnym i przyznał: macie mnie w ręku, źródłem informacji jest mój ojciec, to jakby to wyglądało?
– Nieładnie – wtrącił Win.
– Bardzo nieładnie. Gdyby dla ocalenia własnego tyłka przed niejasnymi groźbami prawnymi sprzedał pan własnego ojca, a do tego sprzeniewierzył się Pierwszej Poprawce, wątpię, czy byłby pan bohaterem. – Myron uśmiechnął się. – Rozumie pan, do czego piję, przywołując credo Wina?
– Uważa pan, że nie powiedziałem nic FBI z pobudek egoistycznych?
– Niewykluczone.
– A jeżeli egoizm był w tym przypadku jak najbardziej słuszny?
– Tego też nie wykluczam.
– Nigdy nie twierdziłem, że jestem bohaterem tej historii.
– Ale nigdy pan nie zaprzeczył.
Tym razem uśmiechnął się Gibbs.
– A jeżeli nie zaprzeczyłem, bo wyznaję credo Wina?
– Jak to?
– Zaprzeczając, sobie bym zaszkodził. Chełpiąc się tym, również.
– Diablo dobre – skomentował Win, zanim Myron zdążył na niego spojrzeć.
– Nadal nie pojmuję, czemu to wszystko ma służyć – rzekł Gibbs.
– Cierpliwości, a pojmie pan.
Gibbs wzruszył ramionami.
– Na czym skończyliśmy? – spytał Myron.
– Na podaniu pana przez FBI do sądu – podpowiedział Win.
– Dziękuję. Federalni ciągną pana do sądu. Pan staje okoniem. I wtedy pojawia się coś nieprzewidzianego. Oskarżenie o plagiat. Przyjmijmy, że tę książkę przysłali federalnym Leksowie. Chcieli, żeby pan się od nich odczepił. Nie ma na to lepszego środka od zrujnowania komuś opinii. I co pan zrobił? Jak pan zareagował na oskarżenie o plagiat?
Stan Gibbs milczał.
– Zniknął – wtrącił Win.
– Dobra odpowiedź – pochwalił Myron.
Win uśmiechnął się i podziękował skinieniem głowy w stronę kamery.
– Uciekł pan. – Myron wpatrzył się w Gibbsa. – I znów pytanie dlaczego. Na myśl przychodzi kilka odpowiedzi. Być może, żeby chronić ojca. Albo z obawy przed Leksami.
– Co pasuje jak ulał do credo Wina o bronieniu siebie – odparł Gibbs.