Выбрать главу

– Żaden problem.

– I przeprowadzić badanie ogólne.

– Zrobione.

– W porządku. No, to do dzieła.

Na wieść o znalezieniu dawcy, Emily z wyczekiwaniem wpatrzyła się w Myrona. Niczego nie wyjaśnił. Więcej go o to nie spytała.

W przeddzień operacji przeszczepu Myron wpadł do szpitala. Wsunął głowę przez drzwi i zobaczył, że chłopiec śpi. Po chemoterapii Jeremy był całkiem łysy. Skóra połyskiwała mu widmowo, jak u rośliny zmarniałej z braku słońca. Myron przyjrzał się śpiącemu synowi, zawrócił i pojechał do domu. Była to jego ostatnia wizyta w szpitalu.

Powrócił do zajęć w agencji RepSport MB i żył dalej. Odwiedzał rodziców. Spędzał czas z Winem i Esperanzą. Pozyskał kilku nowych klientów i na nowo rozkręcał interes. Wielka Cyndi wycofała się z walk na ringu i zasiadła przy biurku w recepcji. Jego świat chwiejnie i powoli znów zaczął się kręcić wokół swojej osi.

Osiemdziesiąt cztery dni później – wiedział, bo liczył – zadzwoniła do niego Karen Singh i zaprosiła do swojego gabinetu. Gdy przyjechał, nie traciła czasu.

– Udało się – oznajmiła. – Dziś Jeremy wrócił do domu.

Rozpłakał się. Karen Singh wyszła zza biurka, usiadła na poręczy fotela i pogładziła go po plecach.

Myron zapukał do uchylonych drzwi.

– Wejdź – powiedział Greg Downing.

Siedział w fotelu. Podczas długiego pobytu w szpitalu zapuścił brodę. Uśmiechnął się do Myrona.

– Miło cię widzieć.

– Nawzajem. Do twarzy ci z brodą.

– Przypominam drwala Paula Bunyana, co?

– Dla mnie bardziej Sebastiana Cabota w roli pana Frencha.

Greg zaśmiał się.

– W piątek wracam do domu.

– To wspaniale.

Zamilkli.

– Nieczęsto mnie odwiedzałeś – odezwał się Greg.

– Chciałem ci dać czas na wyzdrowienie. I zapuszczenie brody.

Greg bardziej zakrztusił się, niż roześmiał.

– Niestety, koniec z grą w kosza – powiedział.

– Jakoś to przeżyjesz.

– To takie łatwe?

– A kto mówi, że łatwe.

– No, tak.

– W życiu są rzeczy ważniejsze od koszykówki. Choć czasem o tym zapominam.

Greg znów skinął głową i opuścił ją.

– Słyszałem, że znalazłeś dawcę – powiedział. – Nie wiem, jak ci się udało.

– Nieważne.

Greg podniósł wzrok.

– Dziękuję.

Myron, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, milczał. I wtedy Greg zaszokował go pytaniem:

– Wiesz o wszystkim, prawda?

Myronowi zamarło serce.

– Dlatego pomogłeś – dodał Greg bezbarwnym głosem. – Emily powiedziała ci prawdę.

Myron poczuł, jak ściska go w gardle. W głowie mu szumiało.

– Zbadałeś krew? – spytał Greg.

Myron zdołał skinąć głową. Greg zamknął oczy. Myron przełknął ślinę.

– Od dawna…? – zaczął.

– Nie jestem pewien. Ale chyba od razu – odparł Greg.

On wie! Słowa te spadły na Myrona jak krople deszczu i spłynęły po nim, nie przenikając do wnętrza. Zawsze wiedział…

– Przez jakiś czas oszukiwałem się, wmawiałem sobie, że to nieprawda – ciągnął Greg. – Zadziwiające, do czego zdolny jest umysł. Ale kiedy Jeremy miał sześć lat, wycięto mu wyrostek. Zobaczyłem wtedy na jego karcie grupę krwi. I potwierdziło się to, o czym wiedziałem od początku.

Myron nie umiał nic na to powiedzieć. Prawda zwaliła się na niego i zmiotła długie miesiące blokowania uczuć niczym stos dziecięcych zabawek. Istotnie zadziwiające, do czego zdolny był umysł. Spojrzał na Grega i po raz pierwszy zobaczył go we właściwym świetle. To wszystko zmieniało. Jeszcze raz pomyślał o ojcach. O prawdziwym poświęceniu. O bohaterach.

– Jeremy to dobry dzieciak – dodał Greg.

– Wiem.

– Pamiętasz mojego ojca? Gdy krzyczał przy liniach jak wariat?

– Tak.

– W końcu stałem się taki jak on. Kropla w kroplę podobny do mojego starego. Miałem go we krwi. Nie znałem bardziej okrutnego drania – rzekł Greg. – Pokrewieństwo nigdy dla mnie wiele nie znaczyło – dorzucił.

Pokój wypełnił się dziwnym echem. Odgłosy w tle ścichły. Zostali sami i patrzyli na siebie z dwóch brzegów osobliwej przepaści.

Greg ruszył do łóżka.

– Zmęczyłem się, Myron – powiedział.

– Powinniśmy o tym pomówić.

– Tak. – Greg położył się i trochę za mocno zacisnął powieki. – Może później. W tej chwili naprawdę jestem zmęczony.

Pod koniec dnia Esperanza weszła do gabinetu Myrona i powiedziała:

– Nie za bardzo znam się na wartościach rodzinnych ani na tym, od czego zależy szczęście rodzinne. Nie wiem, jak należy wychować dziecko, jak zapewnić, żeby było szczęśliwe i „dobrze przystosowane”, cokolwiek to znaczy, do życia społecznego. Nie wiem, czy lepiej być jedynakiem, czy mieć mnóstwo rodzeństwa, być wychowanym przez oboje rodziców czy przez jednego, a może przez parę gejów, lesbijek albo otyłego albinosa. Ale wiem jedno.

Myron wpatrzył się w nią i czekał.

– W życiu nie skrzywdziłbyś dziecka.

Wstała i pojechała do domu.

Kiedy Myron i Win zatrzymali się na podjeździe, Stan Gibbs bawił się właśnie na podwórku z synkami. Jego żona – Myron domyślał się, że to żona – przyglądała im się z leżaka. Jeden chłopczyk dosiadał ojca jak konia, drugi pokładał się ze śmiechu na trawie.

Win zmarszczył brwi.

– Sielanka jak z obrazka Rockwella – powiedział.

Wysiedli z samochodu. Koń Stan podniósł wzrok. Na ich widok jego uśmiech zwiądł co nieco na brzegach. Gibbs zdjął synka z pleców i powiedział do niego coś, czego Myron nie dosłyszał. „Oooch, tato” – westchnął chłopczyk. Gibbs zerwał się na nogi i zmierzwił mu czuprynę. Win znowu zmarszczył brwi. Stan podbiegł do nich, a jego uśmiech zanikł jak koniec piosenki.

– Co panowie tu robią? – spytał.

– Wróciliśmy do żony? – spytał Win.

– Próbujemy.

– Wzruszające.

– O co chodzi?

– Niech pan powie dzieciom, żeby weszły do domu – odparł Myron.

– Słucham?

Na podjeździe zatrzymał się drugi wóz, prowadzony przez Ricka Pecka. Obok niego siedziała Kimberly Green. Gibbs pobladł. Spojrzał na Myrona.

– Zawarliśmy umowę! – powiedział.

– Powiedziałem, że po odkryciu tej powieści miał pan dwa wyjścia. Pamięta pan?

– Nie jestem w nastroju…

– Uciec albo wyznać prawdę.

Maska spokoju Gibbsa opadła i po raz pierwszy Myron zobaczył na jego twarzy gniew.

– Nie wspomniałem o trzecim. O wyjściu, które wymienił pan, kiedy się poznaliśmy. Mógł pan powiedzieć oskarżycielom, że porywacz Siej Ziarno jest naśladowcą. Że przeczytał tę powieść. Mogłoby to panu pomóc. Nieco ostudzić emocje.

– Nie mogłem tego zrobić.

– Bo to doprowadziłoby FBI do pańskiego ojca?

– Tak.

– Ale pan nie wiedział, że to on ją napisał. Prawda? Nie miał pojęcia o jej istnieniu. Zapamiętałem to z naszej pierwszej rozmowy. To samo powiedział pan w telewizji. Stwierdził pan, iż nie miał pojęcia, że ojciec jest jej autorem.