Выбрать главу

Przewodnikiem Arrena po Szkole był krępy chłopak, którego płaszcz spinała pod szyją srebrna brosza — znak, że zakończył nowicjat i jest promowanym czarodziejem starającym się o laskę. Na imię miał Hazard. — Moi rodzice mieli sześć córek — wyjaśnił — więc siódme dziecko, jak powiedział mój ojciec, to igranie z losem, czysty hazard.

Był miłym towarzyszem, bystrym i wygadanym. Kiedy indziej Arrena cieszyłoby jego poczucie humoru, lecz ten dzień dostarczył mu aż nadto wrażeń. Prawdę mówiąc, niemal go nie słuchał. A Hazard, z naturalnej potrzeby zwrócenia na siebie uwagi, zaczął wykorzystywać roztargnienie gościa. Najpierw opowiadał mu o Szkole różne dziwne rzeczy, potem różne dziwne kłamstwa. A na to wszystko Arren odpowiadał tylko „tak” lub „rozumiem”, aż Hazard pomyślał, że ma do czynienia z wyjątkowym głupcem.

— Oczywiście oni tutaj nic nie gotują — wyjaśnił, oprowadzając Arrena po ogromnej kamiennej kuchni, pełnej życia w blasku miedzianych kotłów, stukocie tasaków i szczypiącym w oczy zapachu cebuli.

— To tylko na pokaz. Zbieramy się w refektarzu i każdy wyczarowuje sobie to, na co ma ochotę. A jaka oszczędność na zmywaniu!

— Tak, rozumiem — odparł grzecznie Arren.

— Oczywiście nowicjusze, którzy nie umieją jeszcze odpowiednich zaklęć, w pierwszych miesiącach pobytu tutaj tracą sporo na wadze, ale w końcu się uczą. Jest tu pewien chłopak z Havnor, który stale próbuje wyczarować pieczone kurczę, lecz wciąż wychodzi mu kasza jaglana. Jakoś nie bardzo może sięgnąć czarami poza tę kaszę. Wczoraj udało mu się z suszonym łupaczem.

Hazard aż ochrypł od wysiłku, z jakim próbował wzbudzić w swym gościu choć odrobinę zdumienia lub niedowierzania, w końcu zrezygnował i zamilkł.

— Skąd… z jakiego kraju pochodzi Arcymag? — zapytał Arren, nawet nie raczywszy rzucić okiem na wspaniałą galerię, którą właśnie szli, miejsce o pięknie rzeźbionych ścianach i łukowym sklepieniu, wyobrażającym Drzewo Tysiąca Liści.

— Z Gont — odparł Hazard. — Był tam wioskowym pastuchem kóz.

Ten prosty i zwyczajny fakt sprawił, że chłopiec z Enlad spojrzał na Hazarda z niedowierzaniem i zarazem potępieniem.

— Pastuchem kóz?

— Większość Gontyjczyków to pastuchy, wyjąwszy piratów i czarodziei. Nie powiedziałem, że jest pastuchem teraz!

— Lecz jak pastuch może zostać Arcymagiem?

— Tak samo jak i książę! Wystarczy, że przybędzie na Roke i przewyższy wszystkich Mistrzów, wykradnie Pierścień z Atuanu, przepłynie Smoczy Szlak i stanie się największym czarodziejem od czasów Errwtha-Akbe — jakże inaczej?

Wyszli z galerii północnymi drzwiami. Zaorane zbocza wzgórz, dachy miasta Thwil i daleka zatoka tonęły w cieple i blasku późnego popołudnia. Zatrzymali się, aby porozmawiać.

— Oczywiście było to już dawno temu — ciągnął Hazard. — Nie zrobił wiele od czasu, kiedy został Arcymagiem. Zresztą oni nigdy nic nie robią. Przypuszczam, że siedzą na Roke i pilnują Równowagi. A poza tym on jest całkiem stary.

— Stary? Ile ma lat?

— Och, czterdzieści lub pięćdziesiąt.

— Widziałeś go?

— Oczywiście, że go widziałem — odpowiedział szorstko Hazard. Wyjątkowy głupiec okazał się również wyjątkowym snobem.

— Czy często go spotykasz?

— Nie. On trzyma się z dala. Lecz w dniu, kiedy przybyłem na Roke, widziałem go na Dziedzińcu Fontanny.

— Właśnie tam dzisiaj z nim rozmawiałem — powiedział Arren. Jego ton sprawił, że Hazard spojrzał na niego i udzielił wyczerpującej odpowiedzi.

— To było trzy lata temu. Tak byłem przestraszony, że nawet na niego nie spojrzałem. Oczywiście byłem bardzo młody. A poza tym trudno tam cokolwiek wyraźnie dostrzec. Przede wszystkim pamiętam jego głos i szmer fontanny. Po chwili dodał — ma gontyjski akcent.

— Gdybym umiał rozmawiać ze smokami w ich własnym języku, byłoby mi obojętne, jaki ma akcent — odparł Arren.

Gdy to powiedział, Hazard spojrzał na niego z większą sympatią i zapytał. — Czy przybyłeś tutaj, aby wstąpić do szkoły, książę?

— Nie, przywiozłem Arcymagowi wieści od mego ojca.

— Enlad jest jednym z Księstw Królestwa, czyż nie?

— Enlad, Hien i Way. Niegdyś jeszcze Havnor i Ea, ale linia królewska wygasła na tych wyspach. Hien wywodzi swych panujących od Gemala z Morza Urodzonego Przez Mahariona. Way od Akambara i Rodu Shelieth. Enlad, najstarsze księstwo, od Morreda, przez jego syna Serriadha i Ród Enlad.

Arren recytował te genealogiczne powiązania z rozmarzoną miną ucznia wypowiadającego zadaną lekcję, lecz myślami błądził gdzie indziej.

— Jak sądzisz, czy dożyjemy dnia, kiedy Król znowu zasiądzie na swoim tronie w Havnor?

— Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałem.

— Na Ark, skąd pochodzę, ludzie wiele o tym myślą. Jak wiesz, od czasu, gdy zawarto pokój, jesteśmy częścią Księstwa Hien. Ile to już lat minęło, siedemnaście lub osiemnaście, od czasu kiedy Pierścień Znaku Królewskiego powrócił do Wieży Królów w Havnor? Krótko potem było lepiej, lecz teraz jest znowu gorzej, gorzej niż kiedykolwiek. Najwyższy czas, aby na tronie Ziemiomorza znowu zasiadł król dzierżący Znak Pokoju. Ludzie są zmęczeni wojnami i najazdami, kupcami, którzy żądają zbyt wysokich cen, książętami, którzy nakładają zbyt wysokie podatki i całym tym chaosem, wynikającym z nieudolnych rządów. Roke przewodzi, lecz nie może rządzić. Tu znajduje się ośrodek Równowagi, lecz Władza winna spoczywać w królewskich rękach.

Hazard mówił z prawdziwym przejęciem, odrzuciwszy wszelkie błazeństwa, aż w końcu udało mu się przykuć uwagę Arrena.

— Enlad jest bogatym i spokojnym krajem — rzekł wolno młody książę. — Nigdy nie brał udziału w żadnych realizacjach. Słyszeliśmy o kłopotach na innych wyspach. Lecz trzeba pamiętać, że od ośmiuset lat — od śmierci Mahariona — tron Króla Havnor stoi pusty. I gdyby teraz się pojawił nowy władca, czy wszystkie wyspy uznałyby go?

— Gdyby przybył w pokoju i sile, gdyby Roke i Havnor uznały jego prawo…

— Lecz jeszcze proroctwo, które musi się spełnić, czyż nie? Maharion powiedział, że następny król musi być magiem.

— Mistrz Kantor pochodzi z Havnor, interesuje się tą sprawą i od trzech lat wciąż wbija nam do głów słowa przepowiedni. Maharion powiedział tak: Ten odziedziczy tron mój, kto żywy przemierzy ciemną krainę i dotrze do dalekich brzegów dnia.

— Zatem mag.

— Tak, bowiem tylko czarodziej lub mag może zejść do krainy zmarłych i stamtąd powrócić. Powrócić — tak, lecz nie — przemierzyć. Przecież wszyscy zawsze mówią o niej, że ma tylko jedną granicę, a poza tym nic, żadnego kresu. Więc czym są te dalekie brzegi dnia? Tak brzmi proroctwo Ostatniego Króla, przeto któregoś dnia narodzi się ktoś, kto je wypełni. Roke uzna go i przybędą do niego wszystkie wojska, floty i narody. I znowu w centrum świata, w Wieży Królów w Havnor zapanuje majestat królewski. A ja przybyłbym tam i służył prawdziwemu królowi całym moim sercem i sztuką.