Kseny przecisnął się przez drzwi i przycupnął w rogu.
— Przepraszam, Skaffen-Amtiskaw.
— Drobiazg — odparła druga maszyna.
— Pani Smo, chciałem tylko porozmawiać o…
Kseny zamilkł zaledwie na sekundę. Tak naprawdę nastąpiła dość długa, szczegółowa i ożywiona wymiana myśli między droną a Umysłem statku, lecz Sma zauważyła jedynie, że Kseny przerwał swą wypowiedź.
— …przygotowywanym dziś wieczór na twą cześć balu kostiumowym — improwizował statek.
— Dziękuję, Kseny. Cudowna idea, statku — odparła Sma z uśmiechem.
— To dobrze. Postanowiłem przekonać się najpierw, czy ci się spodoba. Masz jakiś pomysł na kostium?
— Tak, pójdę przebrana za ciebie. Zrób mi takie okrycie, jakie ty nosisz.
— Ach, tak, dobry pomysł. W zasadzie to dość typowy strój, ale ustalimy, że nie może być dwóch jednakowych kostiumów. Dobrze. Porozmawiamy później.
Kseny niezgrabnie wytoczył się z kajuty i zasunął drzwi. Sma wyszła z łazienki, nieco zaskoczona nagłym odejściem gościa, ale tylko wzruszyła ramionami.
— Wizyta krótka, lecz dostarczająca wielu wrażeń — zauważyła, przebierając w skarpetkach, które Skaffen-Amtiskaw ułożył kolorystycznie.
— Ta maszyna sfiksowała.
— A co myślałaś? Przecież to statek — odparł drona.
…Mogłeś mnie poinformować (Mózg statku komunikował Skaffen-Amtiskawowi), że trzymasz przed nią w tajemnicy to, iż cel naszej podróży jest aż tak nieokreślony.
…Mam nadzieję (odparł drona), że nasi ludzie już znaleźli faceta, którego szukamy, i przekażą nam dokładną pozycję, a wtedy Sma w ogóle nie musi się dowiedzieć, że mieliśmy jakieś problemy.
…Istotnie. Ale dlaczego nie powiedzieć jej szczerze wszystkiego?
…Ha, nie znasz Smy!
…Czy to oznacza, że jest wybuchowa?
…A jak myślisz? Przecież to człowiek.
Statek przygotował ucztę; do potraw i napitków dodał substancje zmieniające chemię mózgu człowieka, użył jednak takich ilości, że nie musiał dołączać ostrzegawczych tabliczek do mis, talerzy i dzbanków.
Zawiadomił załogę o imprezie, przemeblował pomieszczenia klubowe, wstawił tam lustra i pola odwracające. Ponieważ miało być tylko dwudziestu jeden gości — nie licząc samego statku — jednym z głównych problemów była aranżacja przestrzeni tak, by stworzyć wrażenie tłoku ułatwiającego dobrą zabawę.
Po śniadaniu oprowadzono Smę po statku. Niewiele było do oglądania: prawie wyłącznie silnik. Przez resztę dnia Sma przypominała sobie wiadomości z historii i polityki skupiska Voerenhutz.
Statek wysłał zaproszenia do wszystkich członków załogi, zaznaczając, że podczas przyjęcia zabronione są rozmowy na tematy zawodowe.
Miał nadzieję, że dzięki temu zakazowi oraz obfitości narkotyków w jedzeniu ludzie nie zaczną dyskutować o tym, dokąd właściwie ten statek zmierza. Myślał nawet, żeby otwarcie powiedzieć załodze, na czym polega problem, i poprosić o zachowanie tajemnicy, ale wiedział, że przynajmniej dwie osoby potraktowałyby zalecenie jako wyzwanie dla swej uczciwości i przy pierwszej okazji zaczęłyby o tym dyskutować. „Ksenofob” w podobnych okazjach zwykł się zastanawiać, czyby nie zmienić swego statusu na statek bezzałogowy. Tęskniłby jednak za nimi — dostarczali mu przecież tyle przyjemności.
Statek puścił głośną muzykę, pokazywał ekscytujące hologramy ekranowe i stworzył bajeczny holograficzny krajobraz, gdzie na tle intensywnego błękitu wyrastały soczyście zielone zarośla, a w koronach wysokich drzew skakały ośmioskrzydłe ptaki; dalej połyskiwała biała warstwa mgieł, wśród których przepływały leciutkie obłoki, przechodząca w wysokie urwisko pastelowych skał, przybrane małymi chmurami i biało-złocistymi wodospadami; na szczycie stały bajkowe miasta z wieżami i smukłymi mostami. Generowane przez statek soligramy znanych postaci historycznych przechadzały się między gośćmi, powiększając wrażenie tłumu, i chętnie wdawały się w rozmowę z przebranymi załogantami. W dalszej części przyjęcia zapowiedziano poczęstunek i niespodzianki.
Sma wystąpiła jako Kseny, Skaffen-Amtiskaw — jako model „Ksenofoba”, a sam statek wytworzył nowego zdalnego dronę, brązowożółte stworzenie przypominające wielkooką rybę, pływającą w wodnej kuli utrzymywanej przez pole, dryfującej w powietrzu jak dziwny balon. Mówiąc, bulgotał.
— To jest Ais Disgarve. Spotkałaś go już przedtem — statkowy drona przedstawił Smie mężczyznę, z którym poprzedniego dnia witała się w hangarze. — A to jest Jetart Hrine.
Sma z uśmiechem skinęła obojgu. Starała się nie zmieniać w myślach nazwiska Disgarve na Disgarb.
— Witaj ponownie. Jak się masz?
— Cześć — odparł Disgarve, zakutany w futra niczym starożytny badacz zimnych krain.
— Cześć — rzekła Jetart Hrine. Niewysoka, pulchna, wyglądała bardzo młodo. Skórę miała czarną, aż granatową. Ubrana była w starożytny, niezwykle barwny mundur wojskowy, przez ramię zadziornie przewiesiła karabin o gładkiej lufie. Pociągała teraz drinka. — Wiem, pani Smo, że nie prowadzi się tu rozmów zawodowych, ale ja i Ais zastanawialiśmy się, dlaczego kier…
— Ach! — zakrzyknął statkowy drona. Jego akwarium nagle pękło i woda rozlała się u stóp Smy, Hrine i Disgarvego. Wszyscy odskoczyli do tyłu. Rybie stworzenie miotało się po podłodze. — Wody! — krakało.
Sma podniosła je za ogon.
— Co się stało? — spytała.
— Pole się popsuło. Wody, szybko!
Sma spojrzała na Disgarvego i Hrine — mieli zaskoczone miny. Przebrany za statek Skaffen-Amtiskaw prześlizgnął się ku nim między gośćmi.
— Wody! — wołał statkowy drona, rzucając się gwałtownie.
Sma, w brązowo-żółtym kostiumie, spojrzała na przebraną za żołnierza kobietę.
— Co chciała pani powiedzieć, pani Hrine? — spytała, marszcząc czoło.
— Właśnie… ojej!
Model statku „Ksenofob”, w skali jeden do pięciuset dwunastu, wpadł na kobietę, która gwałtownie się cofnęła i wypuściła z dłoni szklankę.
— Uważaj! — krzyknął Disgarve, odpychając nacierającego Skaffen-Amtiskawa. Nieco zdenerwowana Hrine rozcierała sobie ramię.
— Przepraszam. Niezdara ze mnie — rzekł głośno Skaffen-Amtiskaw.
— Wody! Wody! — wołał statkowy drona, szamocząc się w futrzastej łapie Smy.
— Cisza! — rozkazała Sma. Podeszła do Hrine, zasłoniła ją od Skaffen-Amtiskawa. — Pani Hrine, proszę dokończyć pytanie.
— Chciałam po prostu wiedzieć, dlaczego…
Podłoga zatrzęsła się, krajobraz zadrżał, światła zamigotały; w blednącym powoli świetlnym kwieciu znikały bajkowe miasta na szczycie urwiska, zostawiając za sobą ruiny, rozbite wieże i zerwane mosty. Potężny klif rozstąpił się, ze szczeliny wypłynęła kilometrowa fala skwierczącej lawy oraz ciemnoszare kłęby dymu i popiołu. Wszystko to zalewało drżącą scenerię w dolinie, obłoki koziołkowały w dół, ośmioskrzydłe ptaki kręciły się tak szybko, że aż odpadały im skrzydła, a same ptaki pikowały w niebieskozielone gałęzie, lądując tam w fontannie piór i liści.
Jetart Hrine patrzyła na to z niedowierzaniem. Sma chwyciła ją jedną łapą za kołnierz i potrząsnęła.
— Odciąga twą uwagę! — krzyknęła. — Natychmiast przestań! — zwróciła się do ryby, którą trzymała w drugiej łapie. Nadal potrząsała kobietą. Disgarve usiłował uwolnić Hrine, ale Sma go odtrąciła. — Co chciałaś powiedzieć?
— Dlaczego nie wiemy, dokąd lecimy? — zawołała Hrine prosto w jej twarz, przekrzykując hałas trzeszczącej, zalewanej ogniem ziemi.