Выбрать главу

Z przepaści wychynęła czarna postać o czerwonych oczach.

— Lecimy do Crastaliera! — wrzasnęła Sma.

Na niebie pojawił się olbrzymi srebrny ludzki osesek otoczony promieniami i tańczącymi postaciami.

— Też mi odpowiedź! — zawołała Hrine. Z kolosalnego niemowlaka wystrzeliła błyskawica w kierunku ziemnej bestii; zagrzmiało. — Crastalier to Otwarte Skupisko; jest w nim z pół miliona gwiazd!

Sma skamieniała.

Hologramy przybrały formę sprzed kataklizmu. Muzyka znów zagrała, teraz jednak ciszej, kojąco. Członkowie załogi stali zaintrygowani. Niektórzy wzruszali ramionami.

Ryba i Skaffen-Amtiskaw wymienili spojrzenia. Statkowy drona, nadal uwięziony w dłoni Smy, przemienił się w hologram rybiego szkieletu. Skaffen-Amtiskaw wytworzył obraz „Ksenofoba” padającego na pokład w pióropuszu dymu. Obaj w mgnieniu oka powrócili do swych poprzednich postaci. Sma odwróciła się powoli i spojrzała na nich.

— Otwarte… Skupisko? — Zdjęła brązowo-żółtą głowę swego kostiumu.

Usta Smy ułożyły się do uśmiechu. Tę minę Skaffen-Amtiskaw już rozpoznawał. Zawsze wzbudzała u niego niesamowitą trwogę.

…Cholera.

…Skaffen, mamy tu chyba do czynienia ze zirytowaną kobietą.

…I ty mi to mówisz! Masz jakiś pomysł?

…Żadnego. Ty to załatw. Zabieram stąd swój rybi tyłek.

…Statku! Nie możesz mi tego zrobić!

…Mogę i zrobię. Jesteś skonstruowany na jej modłę. Porozmawiamy później. Cześć.

Ryba zwiotczała. Sma wypuściła ją z dłoni na mokrą podłogę.

Drona pozbył się statkowego przebrania. Podleciał do Smy, wytworzył pole całkowicie przezroczyste. Pochylił się przed nią nieco.

— Smo, przepraszam — powiedział cicho. — Nie skłamałem, ale wprowadziłem cię w błąd.

— Do kajuty — powiedziała Sma spokojnie po chwili. — Wybaczcie, proszę — zwróciła się do Disgarvego i Hrine.

Odeszła, a za nią drona.

Unosiła się nad łóżkiem w pozycji lotosu. Miała na sobie jedynie szorty. Kostium Kseny’ego rzuciła na podłogę. Syntetyzowała w gruczołach „spokój” i nie była teraz wściekła, lecz smutna. Skaffen-Amtiskaw spodziewał się walki i w obliczu takiego tłumionego rozczarowania czuł się okropnie.

— Sądziłem, że jeśli ci o tym powiem, nie polecisz.

— Drono, to przecież moja praca.

— Wiem, ale tak niechętnie zbierałaś się do drogi…

— Czego oczekiwałeś? Po trzech latach, bez uprzedzenia. Jak długo się ociągałam? Nawet wiedząc o sobowtórze? Daj spokój, drono. Poinformowałeś mnie o sytuacji i przyjęłam to do wiadomości. Niepotrzebnie ukryłeś przede mną, że Zakalwe nam się wymknął.

— Przepraszam — powiedział drona bardzo cicho. — To nie wystarczy jako zadośćuczynienie, ale jest mi naprawdę przykro. Powiedz, proszę, że kiedyś mi wybaczysz.

— Och, nie przesadzaj z tą skruchą. Po prostu w przyszłości mów mi o wszystkim.

— Dobrze.

Sma na moment spuściła głowę, ale zaraz ją podniosła.

— Zacznij od tego, w jaki sposób Zakalwe uciekł. Czym go śledziliśmy?

— Pociskiem nożowym.

— Pociskiem nożowym? — Sma miała zdziwioną minę. Potarła policzek.

— Najnowszy model — dodał drona. — Nanostrzelba, monoliniowe warpy, efektory. Umysł o sprawności zero siedem.

— I Zakalwemu udało się umknąć tej bestii? — Sma prawie się śmiała.

— Nie tylko umknął, ale ją zlikwidował.

— Cholera! — Sma westchnęła. — Nie sądziłam, że Zakalwe jest taki sprytny. Sprytny czy po prostu miał niesamowite szczęście? Co się stało? Jak tego dokonał?

— To bardzo tajne — odparł drona. — Nikomu tego nie opowiadaj.

— Przysięgam — odparła ironicznie i położyła dłoń na sercu.

— No więc — zaczął drona z westchnieniem — zabrało mu to rok. Na planecie, gdzie go zrzuciliśmy, po tym jak wykonał dla nas ostatnią robotę, miejscowe humanoidy mieszkały z wielkimi morskimi ssakami o zbliżonej do nich inteligencji. Dość udana symbioza, rozbudowane kontakty międzykulturowe. Zakalwe wykorzystał gotówkę, którą zapłaciliśmy mu za robotę, kupił firmę produkującą lasery medyczne i sygnalizacyjne. Jego pułapka zawierała kompleks szpitalny, który humanoidy postawiły na wybrzeżu, by leczyć tamte ssaki wodne. Jednym z urządzeń szpitalnych był bardzo wielki jądrowy skaner rezonansu magnetycznego.

— Co takiego?

— Bardzo prymitywny sposób zaglądania do wnętrza przeciętnej istoty wodnej. Istnieją tylko trzy sposoby prymitywniejsze.

— Mów dalej.

— Ten proces wykorzystuje bardzo silne pola magnetyczne. Podczas dnia wolnego, gdy nikogo w pobliżu nie było, Zakalwe testował prawdopodobnie laser przyłączony do urządzenia i jakoś udało mu się przekonać pocisk, by wleciał do wnętrza skanera. A potem włączył zasilanie.

— Wydawało mi się, że pociski nożowe nie są magnetyczne.

— Nie są, ale zawierają dość metalu, by wzbudzić niszczące prądy wirowe, jeśli pocisk usiłuje poruszyć się zbyt szybko.

— Ale przecież nadal się mógł poruszać?

— Jednak zbyt wolno, by uciec z drogi lasera, który przy wlocie skanera umieścił Zakalwe. Miał on tylko oświetlać, pomagać w wytworzeniu hologramu ssaków, lecz Zakalwe w gruncie rzeczy skonstruował wydajny sprzęt wojskowy. I upiekł pocisk nożowy.

— Nieźle. — Sma patrzyła w podłogę. — Ten człowiek zawsze potrafi zadziwić. — Spojrzała na dronę. — Widocznie Zakalwe bardzo chciał się od nas uwolnić.

— Na to wygląda — potwierdził drona.

— Może więc nigdy już nie zechce dla nas pracować. Może nawet nie chce, byśmy mu posyłali jakieś wiadomości.

— Tego się obawiam.

— Nawet jeśli go odszukamy.

— Właśnie.

— A wiemy jedynie, że to gdzieś w Otwartym Skupisku o nazwie Crastalier? — pytała z niedowierzaniem.

— Miejsce jest określone trochę dokładniej — odparł Skaffen-Amtiskaw. — Jeśli Zakalwe opuścił tamtą planetę natychmiast po utrupieniu pocisku nożowego i wsiadł na najszybszy dostępny statek, to jest gdzieś w jednym z dziesięciu czy dwunastu układów. Na szczęście poziom techniki w tamtej metacywilizacji nie jest zbyt wysoki… — Po chwili wahania drona ciągnął dalej: — Prawdę mówiąc, mogliśmy go dogonić, gdybyśmy natychmiast szybko i zdecydowanie ruszyli. Myślę jednak, że trik Zakalwego zrobił duże wrażenie na Umysłach sterujących i doszły do wniosku, że zasługuje on na osiągnięcie powodzenia w ucieczce. Bardzo ogólnie obserwowaliśmy tamten obszar przestrzeni. Dopiero przez ostatnich dziesięć dni prowadzimy naprawdę poważne poszukiwania. Zewsząd zwołujemy statki i ludzi. Znajdziemy go na pewno.

— Dziesięć albo dwanaście układów? — Sma kręciła głową.

— Dwadzieścia kilka planet, może trzysta większych habitatów kosmicznych… statków oczywiście nie liczę.

Sma przymknęła powieki.

— Nie do wiary.

Skaffen-Amtiskaw wolał tego nie komentować.

Kobieta otworzyła oczy.

— Czy chciałbyś przekazać kilka moich sugestii?

— Naturalnie.

— Szkoda tracić czasu na habitaty. Oraz na planety, które nie są zbyt standardowe. Sprawdźcie pustynie, strefy wysokich temperatur, lasy, ale nie dżungle… i zostawcie w spokoju miasta. — Wzruszyła ramionami, potarła usta dłonią. — Jeśli bardzo zależy mu na ukryciu się, nigdy go nie znajdziemy. Jeśli natomiast chciał się tylko wycofać, by prowadzić własne życie, bez obserwatorów, mamy szansę. A, i należy oczywiście rozejrzeć się za wojnami, zwłaszcza niewielkimi… i ciekawymi. Wiesz, co mam na myśli?