Выбрать главу

Winda stanęła, drzwi się otworzyły.

— Choć z drugiej strony, co za wspomnienia — westchnął drona. — To nienasycenie i energia przynoszą zaszczyt twemu gatunkowi. Tak myślę.

Sma zanurzyła się w mniejszym basenie; wypływając, chlapnęła wodą na maszynę, która zrobiła unik i wycofała się do windy.

— Idę sobie. Sądząc po ostatniej nocy, nawet niewinny drona, model zaczepny, musi się mieć przed tobą na baczności, gdy się do czegoś przyssiesz, że tak powiem.

Sma znów na niego chlapnęła.

— Wynoś się, ty obleśny nocniku.

— A czułe słówka też nie po… — zaczął drona, ale winda się zamknęła.

Sma nie zdziwiłaby się, gdyby po przyjęciu panowało na statku zakłopotanie, ale członkowie załogi traktowali całą sytuację zupełnie naturalnie. Doszła do wniosku, że to nieźli kumple. Na szczęście moda na przeziębienie szybko minęła. Sma zajęła się Voerenhutz. Usiłowała dociec, w której z tych powiązanych cywilizacji mógł przebywać Zakalwe.

Oddawała się również rozrywce… choć bez tej żarliwości i nie na taką skalę, jak pierwszej nocy na pokładzie.

Po dziesięciu dniach „Tylko sprawdzam” przesłał wiadomość, że Gracja powiła bliźniaki; matka i maleństwa czują się dobrze. Sma przygotowała sygnał, żeby jej sobowtór serdecznie ucałował hralzsa, ale potem uświadomiła sobie, że urządzenie, które ją ucieleśniało, niewątpliwie już to zrobiło. Poczuła smutek i wysłała jedynie formalne potwierdzenie przyjęcia wiadomości.

Zasięgała informacji na temat ostatnich wydarzeń na Voerenhutz.

Najnowsze prognozy Służby Kontaktu były coraz bardziej ponure.

Tlące się na kilkunastu planetach lokalne konflikty mogły przerodzić się w pełną wojnę. Sma nie miała danych bezpośrednich, opierała się więc na intuicji. Uważała, że nawet jeśli natychmiast po wylądowaniu znajdą Zakalwego, przekonają go i zabiorą na pokład „Ksenofoba”, statek rozwinie swą największą szybkość, to i tak szansę, że Zakalwe zdąży do Voerenhutz na czas, by jego interwencja odniosła skutek, wynosiły najwyżej pięćdziesiąt procent.

— A niech mnie! — powiedział drona pewnego dnia, gdy Sma w swej kabinie przeglądała umiarkowanie optymistyczne raporty na temat konferencji pokojowej u siebie w domu (tak w duchu określała tamto miejsce).

— Co takiego? — Odwróciła się do maszyny.

Drona spojrzał na nią.

— Zmienili właśnie rozkład jazdy statku „Jakie są zastosowania cywilne?”

Sma czekała.

— To jest Wszechstronny Pojazd Systemowy klasy Kontynent, podklasa Śmigły, specjalizowany — wyjaśnił drona.

— Powiedziałeś, że wszechstronny, a teraz mówisz, że specjalizowany. Zdecyduj się.

— Chodziło mi o to, że wyprodukowano specjalną serię. Model przystosowany do zwiększonych szybkości. Jak zacznie pruć, jest szybszy od tego potwora. — Drona podleciał do Smy, pola zabarwił na oliwkowo i fioletowo, co, jak pamiętała Sma, oznaczało pełen czci zachwyt.

Nigdy przedtem nie widziała takich uczuć u Skaffen-Amtiskawa.

— Zmierza do Crastaliera — oznajmiła maszyna.

— Po nas? Po Zakalwego? — zaniepokoiła się Sma.

— Nikt tego nie mówi wyraźnie, ale na to mi wygląda. Cały WPS tylko dla nas. Ho, ho!

— Ho, ho — przedrzeźniała go Sma z kwaśną miną. Nacisnęła ekran monitora, by uzyskać widok przestrzeni przed „Ksenofobem”, prującym przez układy gwiezdne do Crastaliera. W nierealistycznej wizualizacji ekranu gwiazdy jaśniały niebieskobiałym światłem i przy odpowiednim powiększeniu wyraźnie widoczna była cała struktura Otwartego Skupiska.

Sma potrząsnęła głową i wróciła do studiowania raportów z konferencji pokojowej.

— Zakalwe, ty dupku — mamrotała do siebie — ujawnij się jak najszybciej, do cholery.

Pięć dni później, ciągle oddalona od nich o pięć dni, Wszechstronna Jednostka Kontaktowa „Naprawdę minimum powagi” zasygnalizowała z głębin Otwartego Skupiska Crastalier, że natknęła się na ślad Zakalwego.

Cztery

Niebiesko-biały glob wypełnił ekran; moduł nachylił dziób i zanurkował w atmosferę.

— Mam wrażenie, że to będzie całkowita klapa — powiedział drona.

— Tak, ale ty tu nie dowodzisz — odparła Sma.

— Mówię poważnie — rzekła maszyna. — Zakalwe się wyprztykał. Nie chce, by go znaleziono, namawiano, a nawet jeśli jakimś cudem się uda, nie powtórzy już tego samego numeru z Beychaem. Facet jest skończony.

W pamięci Smy zamigotał nagle obraz: brzeg morza od horyzontu do horyzontu; obok niej przysiadł na chwilę mężczyzna; obserwuje fale oceanu bijące o połyskliwą piaszczystą plażę.

Sma przepędziła wizję.

— Nadal jednak jest w na tyle dobrej formie, by utrupić pocisk nożowy — rzekła do drony. Cały czas obserwowała zamglone, przykryte chmurami morze, sunące pod opadającym modułem. Docierali do wierzchołków chmur.

— Zrobił to dla siebie. Dla nas to będzie kolejna robota w stylu Pałacu Zimowego. Czuję to.

Pokręciła głową, zahipnotyzowana widokiem chmur i wypukłego oceanu.

— Nie wiem, co tu się stało. Dostał się w oblężenie i po prostu nie wyszedł z niego. Ostrzegaliśmy go przecież, ale on jakby… nie potrafił tego zrobić. Nie wiem, co się z nim stało. Nie był sobą.

— Stracił głowę na Fohls. A może nie tylko głowę. Może całkiem się pogubił na Fohls. Może niezupełnie zdążyliśmy z pomocą.

— Zdążyliśmy dotrzeć do niego na czas — odparła Sma, przypominając sobie teraz Fohls. Zanurzali się właśnie w skłębione chmury i na monitorze zapanowała szarość. Sma nie wyregulowała długości fal, wystarczał jej widok połyskującego, bezkształtnego wnętrza cumulusów.

— To było jednak traumatyczne przeżycie — stwierdził drona.

— Jestem tego pewna, ale… — wzruszyła ramionami.

Na ekran znów wdarł się widok oceanu i chmur. Moduł przechylił się jeszcze bardziej i pędził ku falom. Mignęło zbliżające się szybko morze; Sma wyłączyła ekran. Spojrzała zawstydzona na Skaffen-Amtiskawa.

— Nie lubię na to patrzeć — wyznała.

Drona milczał. W module panowała cisza. Po chwili Sma zapytała:

— Nadal w tym jesteśmy?

— Udajemy łódź podwodną — odparł drona dziarsko. — Lądowanie za kwadrans.

Sma ponownie włączyła ekran, nastawiła na przekaz dźwięków.

Obserwowała przesuwające się szybko morskie dno. Moduł wykonywał rozmaite manewry: zakręcał, nurkował, gwałtownie przyśpieszał, omijał podwodne zwierzęta; cały czas wznosił się po szelfie w kierunku brzegu. Obraz na ekranie niepokoił Smę, więc go wyłączyła.

— Będzie w doskonałej formie i pójdzie z nami — powiedziała do drony. — Wiemy, gdzie jest ta kobieta.

— Pogardliwa Livueta? — prychnął drona. — Ostatnio dała mu odprawę. Gdyby mnie tam nie było, odstrzeliłaby mu głowę. Dlaczego Zakalwe chce się z nią znowu spotkać?

— Nie wiem. — Sma się nachmurzyła. — Nie powiedział, a Służba Kontaktu nie zakończyła pełnej procedury w miejscu, skąd, jak sądzimy, Zakalwe pochodzi. Chyba idzie o jakieś sprawki z jego przeszłości, nim jeszcze o nim usłyszeliśmy. Nie wiem. Może on ją kocha albo kochał i nadal mu się tak wydaje. Albo chce…

— Czego chce? No, mów.

— Przebaczenia.

— Uwzględniając wszystkie czyny Zakalwego, od kiedy go znamy, trzeba by stworzyć specjalnego boga, tylko dla niego, by zaczął mu przebaczać.

Sma odwróciła się i spojrzała na pusty ekran.

— Te mechanizmy działają zupełnie inaczej — powiedziała do Skaffen-Amtiskawa.