— W jakim jesteś wieku? — zapytała pierwszej nocy tuż przed świtem.
— Jestem starszy i młodszy od ciebie.
— Zakichane zagadki. Odpowiedz na pytanie.
Wykrzywił się w ciemność.
— A… jak długo tutaj żyjecie?
— Nie wiem. Osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat?
Musiał sobie przypomnieć, jak długi tu mają rok. Dość zbliżony.
— Więc mam… jakieś dwieście dwadzieścia lat; sto dziesięć; i trzydzieści.
Zagwizdała, przesunęła głowę na jego ramieniu.
— Do wyboru.
— Coś w tym rodzaju. Urodziłem się dwieście dwadzieścia lat temu, przeżyłem sto dziesięć z nich, a fizycznie mam około trzydziestki.
Śmiech brzmiał głęboko w jej gardle. Poczuł, jak jej piersi przesuwają mu się po torsie.
— A więc pieprzę studziesięciolatka? — w głosie jej brzmiało rozbawienie.
Położył jej ręce na krzyżu, gładkim i chłodnym.
— Taa; świetne, prawda? Wszystkie korzyści z doświadczenia bez kon…
Sunęła niżej i całowała go.
Objął dziewczynę mocniej, położył głowę na jej ramieniu. Poruszyła się we śnie, otoczyła go rękami, przyciągnęła do siebie. Czuł zapach jej skóry, oddychał powietrzem, które dopiero co stykało się z jej ciałem, wonne jej wonią, uperfumowane, lecz nie przez perfumy, niosło tylko jej zapach. Zamknął oczy, by skupić się na tym wrażeniu. Otworzył oczy, wchłonął jeszcze raz widok śpiącej, przysunął głowę do jej twarzy, jego język zamigotał pod jej nosem — chciał poczuć przepływ jej oddechu, prąd życia. Koniuszek jego języka i maleńkie wgłębienie między jej wargami i nosem drgnęły i połączyły się ściśle, jakby specjalnie wymodelowane.
Wargi kobiety rozchyliły się, zamknęły, potarły o siebie. Pokręciła nosem. Obserwował to wszystko z tajemną radością, zafascynowany jak dziecko bawiące się z dorosłym, który mówi „a kuku” i znika za ścianką kojca.
Spała dalej. Położył głowę.
Pierwszego ranka, o szarym świcie, leżał tam, a ona drobiazgowo oglądała jego ciało.
— Ile blizn, Zakalwe! — Potrząsała głową, śledząc szramy na jego torsie.
— Ciągle wdaję się w jakieś bójki — przyznał. — Mogłem kazać je wyleczyć do końca, ale… przydają się… żeby pamiętać.
Położyła mu brodę na piersi.
— No, przyznaj, że po prostu lubisz chwalić się przed dziewczynami.
— To również.
— Ta wygląda obrzydliwie, jeśli twoje serce jest w tym samym miejscu co nasze… a wszystko wskazuje na to, że jest. — Przebiegła palcem wokół małej, pomarszczonej szramy obok jednej z brodawek. Poczuła, że mężczyzna się napina, i uniosła głowę. W jego oczach było coś, co sprawiło, że zadrżała. Nagle wyglądał na tyle lat, do ilu się przyznawał, a nawet na więcej. Uniosła się, przeczesała dłonią włosy. — Nadal jest świeża, co?
— To jest… — Z wysiłkiem próbował się uśmiechnąć i przebiegł palcem po małej wypukłej zmarszczce na swym ciele — …to dziwne, ale jest to właśnie jedna z najstarszych. — Nieprzyjemny wyraz zniknął z jego twarzy.
— A ta? — spytała żywo, dotykając jego skroni.
— Kula.
— W wielkiej bitwie?
— Coś w tym rodzaju. W samochodzie, mówiąc ściśle. Kobieta.
— Och, nie! — zakryła dłonią usta, udając przerażenie.
— To było bardzo krępujące.
— Dobrze, nie będziemy tego drążyć… a co z tą?
— Laser… bardzo silne światło — wyjaśnił, gdy zrobiła zaintrygowaną minę. — Znacznie dawniej.
— A ta?
— Hm… różne rzeczy; w końcu owady.
— Owady? — Zadygotała.
(A on ponownie się tam znalazł — w zatopionym wulkanie. Bardzo dawno temu, ale nadal tam jest… i mimo to bezpieczniej o tym myśleć niż o tamtym kraterze nad sercem, gdzie mieszkało inne, dawniejsze wspomnienie. Wspomniał kalderę i znowu zobaczył zastałą kałużę, kamień w centrum i otaczające ściany zatrutego jeziora. Znów czuł długą powolną walkę swego ciała i fizyczną bliskość owadów… Lecz tamta nieubłagana koncentryczność już się nie liczyła; tutaj to tutaj i teraz to teraz).
— Wolałabyś o tym nie słyszeć — uśmiechnął się szeroko.
— Chyba uwierzę ci na słowo. — Powoli kiwnęła głową, a jej długie czarne włosy kołysały się ciężko. — Już wiem: wszystkie je pocałuję.
— To może potrwać — odparł, gdy obróciła się i przesunęła do jego stóp.
— Śpieszy ci się? — spytała, całując go w palec u nogi.
— Wcale nie — odparł z uśmiechem, kładąc się znowu. — Rób to tak długo, jak chcesz. Rób to przez całą wieczność.
Poczuł, że się poruszyła, i spojrzał w dół. Tarła oczy wierzchem dłoni, włosy miała rozpuszczone, klepała swój nos i policzki i uśmiechała się do niego. Patrzył na jej uśmiech. Widział wcześniej kilka uśmiechów, za które mógłby zabić, ale nigdy takiego, za który mógłby umrzeć. Cóż mógł zrobić innego, jak nie odpowiedzieć uśmiechem?
— Dlaczego zawsze budzisz się przede mną?
— Nie wiem — westchnął. Dom zrobił to samo, gdy wiatr poruszył jego podejrzanymi ścianami. — Lubię się przyglądać, jak śpisz.
— Czemu? — Przetoczyła się na plecy i zwróciła głowę ku niemu. Bujne włosy zafalowały. Położył głowę na tym ciemnym, wonnym polu, wspominając zapach jej ramienia. Zastanawiał się głupio, czy obudzona pachnie inaczej niż we śnie.
Trącił nosem jej ramię, a ona zaśmiała się cicho, wzruszyła tym ramieniem i przycisnęła głowę do jego głowy. Pocałował ją w szyję i odpowiedział, zanim zupełnie zapomniał zadane pytanie.
— Kiedy jesteś rozbudzona, poruszasz się, a ja przepuszczam różne rzeczy.
— Jakie rzeczy?
Czuł, że całuje go w głowę.
— Wszystko, co robisz. Gdy śpisz, prawie się nie ruszasz i mogę wszystko wchłonąć… Jest wtedy dosyć czasu.
— To dziwne — powiedziała powoli.
— Rozbudzona pachniesz tak samo jak we śnie, wiedziałaś o tym?
Podniósł głowę i szczerząc w uśmiechu zęby, spojrzał jej w twarz.
— Ty… — zaczęła i opuściła wzrok. Gdy znów go podniosła, jej uśmiech był bardzo smutny. — Uwielbiam słuchać takich nonsensów — rzekła.
Usłyszał nie dopowiedzianą część.
— Masz na myśli: „lubię słuchać takich nonsensów teraz, ale w jakimś nieokreślonym momencie w przyszłości już nie będę lubiła”. (Z obrzydzeniem wypowiedział ten banał, ale ona miała swe własne blizny.)
— Chyba tak — odrzekła, trzymając jego dłoń.
— Za dużo myślisz o przyszłości.
— Może w takim razie nasze obsesje się równoważą.
Zaśmiał się.
— Przypuszczam, że na tę natrafiłem przypadkowo.
Dotknęła jego twarzy, oglądała uważnie jego oczy.
— Na prawdę nie powinnam zakochać się w tobie, Zakalwe.
— Dlaczego?
— Z mnóstwa powodów. Całej przeszłości i przyszłości; ponieważ jesteś, kim jesteś, a ja to ja.
— To szczegóły — oznajmił, machając lekceważąco ręką.
Roześmiała się, potrząsnęła głową i zanurzyła ją we własnych włosach. Wychynęła na powierzchnię i znowu spojrzała na niego.
— Po prostu się niepokoję, że to nie potrwa.
— Nic nie trwa wiecznie, pamiętasz?
— Pamiętam — wolno skinęła głową.
— Myślisz, że to nie przetrwa?
— Akurat teraz… czuję jakby… Nie wiem. Lecz jeśli kiedyś zechcemy zranić się wzajemnie…
— Więc nie róbmy tego — zaproponował.