Выбрать главу

To wszystko można przeprowadzić dość prosto. Budując tak stopniowo, można dokładnie odtworzyć rozwój ludzkiego mózgu i można naśladować jego wyjście. Embrion potrafi czuć dźwięk, dotyk i nawet światło wewnątrz macicy — ty możesz wysyłać podobne sygnały do twego elektronicznego odpowiednika. Możesz odtworzyć doświadczenie narodzin i sensoryczną stymulację dowolnego stopnia, by wmówić temu urządzeniu, że czuje dotyk, smak, zapach, że słyszy wszystko, co oryginalny człowiek (oczywiście możesz się zdecydować na niewmawianie mu niczego, lecz na przekazywanie na wejściu zawsze prawdziwych zmysłowych odczuć tej samej jakości co bieżące doznania ludzkiej osobowości).

A teraz moje pytanie brzmi: gdzie mamy różnicę? Mózg jednego stworzenia pracuje zupełnie w taki sam sposób jak mózg drugiego; będą reagowały na bodźce z większą zgodnością, niż ma to miejsce u bliźniaków jednojajowych. Czy można więc nadal nazywać jedno „świadomą jednostką”, a drugie zaledwie „maszyną”?

Pański mózg jest zrobiony z materii, panie Zakalwe, zorganizowany w jednostki przetwarzające, wymieniające i magazynujące informację.

To wynik pańskiego dziedzictwa genetycznego i procesów biochemicznych zachodzących najpierw w ciele pańskiej matki, potem w pańskim ciele, że nie wspomnę o pańskich doświadczeniach od momentu tuż przed pańskim narodzeniem aż do chwili obecnej.

Elektroniczny komputer też jest zrobiony z materii, lecz inaczej zorganizowany. Cóż jest takiego magicznego w pracy ogromnych, wolnych komórek zwierzęcego mózgu, że twierdzą, iż są świadome, lecz odmawiają tej cechy szybszemu, precyzyjniejszemu urządzeniu o tej samej wydajności — lub nawet maszynie okulawionej tak, że pracuje z podobną ociężałością?

No więc? — spytała maszyna, a jej aura błyskała różowo (nauczył się to rozpoznawać jako dronie rozbawienie). — Oczywiście zakładamy, że nie zechce się pan powoływać na przesądy. Czy wierzy pan w bogów?

Uśmiechnął się.

— Nigdy nie miałem takich skłonności — oznajmił.

— W takim razie dobrze — rzekł drona. — Czy maszyna zbudowana na obraz człowieka jest świadoma, czy nie? Co by pan powiedział?

Studiował swe karty.

— Właśnie myślę — odparł i roześmiał się.

Czasami spotykał innych obcych; tych łatwo rozpoznawalnych obcych — był przekonany, że kilka z codziennie widzianych przez niego osób nie było ludźmi z Kultury, choć jeśli się ich nie zapytało, nie dawało się tego stwierdzić; ktoś w stroju dzikusa lub obcego mógł być po prostu przebrany dla zabawy… jednak wokół krążyło również wielu przedstawicieli wyraźnie innych gatunków.

— Tak, młody człowieku? — powiedział obcy. Miał osiem kończyn, dość wyraźną głowę z dwojgiem małych oczu, usta przypominające kwiat i wielkie, prawie kuliste, lekko owłosione ciało zabarwione na czerwono i fioletowo. Jego mowa składała się z cmoków dobiegających z ust i z prawie poddźwiękowych drgań ciała. Mały wisiorek dokonywał tłumaczenia.

Spytał, czy może się przysiąść; obca istota wskazała mu krzesło po drugiej stronie kawiarnianego stołu. Wcześniej usłyszał, jak obcy rozmawia przez chwilę z przechodzącym człowiekiem o Sekcji Specjalnej.

— …To jest uwarstwione — odpowiedział na pytanie obcy. — Mały rdzeń Sekcji Specjalnej, skorupa Służby Kontaktu i rozległa, chaotyczna ekosfera całej reszty. Trochę jak… pochodzisz z planety?

Skinął głową. Osobnik spojrzał na amulet, by zobaczyć tłumaczenie gestu użytego przez człowieka — nie był to gest potakiwania używany w Kulturze — a potem powiedział:

— No cóż, to jest jak planeta, tylko rdzeń jest drobny, drobniusieńki. A ekosferę ma bardziej różnorodną i mniej wyraźną niż płaszcz atmosferyczny wokół globu; czerwony gigant byłby lepszym porównaniem. Ale ostatecznie nigdy ich nie poznasz, ponieważ tak jak ja będziesz w Sekcji Specjalnej i będziesz ich tylko czuł jako wielką, niepokonaną siłę gdzieś za sobą; tacy ludzie jak ty i ja jesteśmy ostrzem; z czasem się poczujesz jak ząb największej piły w Galaktyce, mój panie. — Obcy zamknął oczy, bardzo energicznie zamachał kończynami i zapstrykał częściami ust. — Cha, cha, cha! — powiedział amulet sztucznie i pedantycznie.

— Skąd wiedziałeś, że rzeczywiście mam coś wspólnego z Sekcją Specjalną? — zapytał obcego, odchylając się w fotelu.

— Ach! Chciałbym w swojej próżności twierdzić, że po prostu zgadłem, taki ze mnie zdolniacha… ale słyszałem, że na pokład przybył nowy zwerbowany — wyjaśnił obcy. — I że jest to samiec podstawowego typu ludzkiego. Ty… pachniesz właściwie, jeśli mogę się posłużyć tą formą idiomu. I… zadawałeś przed chwilą właściwe pytania.

— A ty też jesteś w Sekcji Specjalnej?

— Od dziesięciu standardowych lat.

— Sądzisz, że powinienem dla nich pracować?

— O, tak. Wyobrażam sobie, że to lepsze niż to, co zostawiłeś, nie? — spytała domyślnie obca istota.

Wzruszył ramionami, wspominając zawieję i lód.

— Chyba tak.

— Lubisz… walkę, prawda?

— Czasami — przyznał. — Powiadają, że jestem w tym dobry. Co nie znaczy, że akurat się z nimi zgadzam.

— Nikt nie wygrywa za każdym razem, mój panie — odparło stworzenie. — W każdym razie nie dzięki swym umiejętnościom, a Kultura nie wierzy w szczęście — przynajmniej nie wierzy, że da się ono przekazywać. Musiała im się spodobać twoja postawa, to wszystko. Hi, hi. — Obcy zaśmiał się cicho. — Myślę czasami, że być dobrym w żołnierskim rzemiośle to wielkie przekleństwo. Praca dla tych ludzi zwalnia przynajmniej z części odpowiedzialności. Nigdy nie miałem powodu do narzekań. — Obcy podrapał się, spojrzał w dół, podniósł coś z włosów w okolicy, w której najprawdopodobniej miał brzuch, i zjadł to. — Oczywiście nie możesz oczekiwać, że cały czas będą ci mówili prawdę. Możesz się tego domagać i oni się zastosują, ale wtedy nie będą zbyt często korzystać z twoich usług. Czasami nie chcą, żebyś wiedział, iż walczysz po niewłaściwej stronie. Ja osobiście doradzam robienie dokładnie tego, o co proszą. To znacznie bardziej podniecające.

— A ty robisz to dla podniety?

— Po części tak, a po części ze względu na honor rodziny. Sekcja Specjalna zrobiła kiedyś coś dla moich ludzi i nie mogliśmy im pozwolić, by skradli nasz honor, nie przyjmując nic w zamian. Będę pracował, aż dług zostanie spłacony.

— Ile lat to potrwa?

— Och, całe moje życie — odpowiedziała istota, sadowiąc się w geście… zdziwienia? Jej rozmówca uznał takie tłumaczenie gestu za dość rozsądne. — Aż umrę. Ale kto by się tym przejmował? Tak jak powiadam: to dobra zabawa. Hej, tutaj! — Uderzył w swoją stojącą na stole miseczkę do picia, by przyciągnąć uwagę przepływającej tacy. — Weźmy następnego drinka. Zobaczymy, kto pierwszy się upije.