Выбрать главу

— I jeszcze jedno robią ci ludzie, niosąc raczej życie niż śmierć.

W pewnych społeczeństwach, poniżej pewnego poziomu technicznego, proponują przywódcom coś, czego nie może im dostarczyć bogactwo i władza: powrót młodości.

Etnarcha wpatrywał się w młodego człowieka, bardziej teraz zaintrygowany niż przerażony. Czyżby tamten miał na myśli kurację odmładzającą?

— Ach, wszystko zaczyna się układać na swoim miejscu, prawda? — uśmiechnął się młodzieniec. — Nie myli się pan, chodzi właśnie o ten proces, któremu pana poddano, etnarcho Kerian. Za który pan płacił przez ostatni rok. Za który obiecał pan — jeśli pan sobie przypomina — zapłacić nie tylko platyną. Przypomina pan sobie, co?

— Ja… Nie jestem pewien. — Etnarcha Kerian się zająknął. Kątem oka widział panel w wezgłowiu, za którym leżał pistolet.

Dwa

— Obiecał pan powstrzymać zabijanie w Youricam, pamięta pan?

— Może mówiłem, że zrewiduję naszą politykę segregacji i przesiedleń w…

— Nie. — Młody człowiek machnął ręką. — Mam na myśli zabijanie, etnarcho. Chodzi o pociągi śmierci, pamięta pan? Pociągi, gdzie spaliny nie wychodzą z lokomotywy, lecz po pewnym czasie z ostatniego wagonu. — Młody człowiek uśmiechnął się szyderczo samymi ustami. Potrząsnął głową. — Czy budzi to w panu jakieś wspomnienia? Zupełnie nic?

— Nie mam pojęcia, o czym pan mówi — oznajmił etnarcha. Dłonie miał spocone, zimne i śliskie. Wytarł je o kołdrę. Kiedy już pochwyci pistolet, nie może go wypuścić. Broń intruza leżała nadal na wierzchu deski w nogach łóżka.

— Och, myślę, że pan wie. Jestem tego pewien.

— Jeśli ktoś z sił bezpieczeństwa wywołał jakieś ekscesy, zostanie to dokładnie…

— To nie konferencja prasowa, etnarcho.

Młody mężczyzna odchylił się nieco na krześle, oddalił od swego pistoletu. Etnarcha czekał, drżąc z napięcia.

— Sęk w tym, że zawarł pan układ, ale go nie dotrzymał. Przybyłem więc zainkasować kary umowne. Został pan ostrzeżony, etnarcho. Wszystko, co dane, może być również odebrane. — Intruz jeszcze bardziej przechylił się na krześle, rozejrzał po ciemnych apartamentach i kiwnął do etnarchy głową, zakładając na kark splecione dłonie. — Pożegnaj się z tym wszystkim, etnarcho Kerian. Jesteś…

Etnarcha obrócił się i walnął łokciem w ukrytą część wezgłowia, która opadła. Wyrwał pistolet z zacisków, z zamachem wycelował w mężczyznę, pociągnął za spust.

Bez efektu. Młodzieniec, z dłońmi nadal na karku, obserwował go, kołysząc się rytmicznie na krześle.

Etnarcha jeszcze kilka razy szczęknął spustem.

— Lepiej działa razem z tym — rzekł mężczyzna. Wydobył z kieszeni kilkanaście kul i rzucił na łóżko w nogi etnarchy.

Błyszczące pociski z brzękiem potoczyły się i zebrały w załamaniu kołdry. Etnarcha Kerian patrzył na nie.

— …dam ci, co zechcesz — powiedział grubym, wyschniętym językiem. Czuł, jak puszczają mu zwieracze. Ścisnął je rozpaczliwie. Nagle był jak dziecko, jak gdyby odmłodzenie przeniosło go wstecz dalej, niż należało. — Wszystko. Wszystko. Dam ci więcej, niż widziałeś w najśmielszych snach. Mogę…

— Nie jestem zainteresowany. — Młody mężczyzna potrząsnął głową. — Nie skończyłem jeszcze opowieści. Widzi pan, ci ludzie, ci mili, uprzejmi ludzie, tak łagodni, że wolą zajmować się życiem… kiedy ktoś łamie umowy, nawet jeśli ten ktoś zabija, choć obiecał, że przestanie zabijać… mimo to ci ludzie nie lubią mordować w odwecie. Raczej wykorzystają swą magię i współczucie, by wybrać metodę łagodniejszą, a tylko odrobinę mniej skuteczną. Tak więc ludzie znikają.

Młody człowiek, teraz pochylony w przód, oparł się o nogi łóżka.

Etnarcha patrzył na niego i dygotał.

— Mili ludzie usuwają złych ludzi — wyjaśnił młodzieniec. — Wysyłają innych, by zabrali precz tamtych brzydali. I ci wysłannicy lubią napędzać draniom strachu o własne życie i lubią się ubierać… — wskazał swój kolorowy strój błazna — nieformalnie. I dzięki czarom nigdy nie mają oczywiście problemu z dostaniem się do najlepiej nawet strzeżonego pałacu.

Etnarcha przełknął i trzęsącą się dłonią odłożył bezużyteczny pistolet.

— Poczekaj — powiedział, próbując zapanować nad głosem. Jego pot moczył prześcieradła. — Czy chcesz powiedzieć…

— Zbliżamy się do końca historyjki — przerwał mu młody mężczyzna. — Ci mili ludzie, których nazwałby pan łagodnymi, usuwają brzydali i odwożą ich daleko, tam gdzie nie mogą już szkodzić. Nie jest to raj, ale nie jest to również więzienie. I ci brzydale muszą niekiedy słuchać miłych ludzi, którzy im przypominają brzydkie postępki, i nigdy już nie dostają szansy na zmienianie historii, choć prowadzą wygodne, bezpieczne życie i umierają w spokoju… dzięki tym miłym ludziom. Wprawdzie niektórzy uznaliby, że mili ludzie są zbyt łagodni, ale ci łagodni, mili ludzie odrzekliby, że okropna jest zbrodnia brzydali i ich cierpienia byłyby i tak milion razy mniejsze, więc odwet nie ma sensu. Zabicie tyrana stałoby się kolejną nieprzyzwoitością. — Młody człowiek zasępił się na chwilę, a potem wzruszył ramionami. — Jak już mówiłem, ktoś mógłby to określić jako nadmierną łagodność.

Zdjął pistolecik z deski i schował go do kieszeni pantalonów.

Wstał powoli. Serce etnarchy nadal waliło, lecz oczy miał pełne łez.

Młody człowiek schylił się, podniósł jakieś ubrania i rzucił etnarsze, który złapał je i przycisnął do piersi.

— Moja propozycja jest nadal aktualna — rzekł etnarcha Kerian. — Mogę ci dać…

— Satysfakcję z wykonanej pracy — westchnął młody człowiek, oglądając swe paznokcie. — Tylko to może mi pan dać, etnarcho. Nic innego mnie nie interesuje. Proszę się ubierać. Wyjeżdża pan.

Etnarcha zaczął naciągać koszulę.

— Czy jesteś pewien? Wymyśliłem kilka nowych występków, których chyba nie znało nawet stare Imperium. Z chęcią się nimi podzielę.

— Nie, dziękuję.

— No a kim są ci ludzie, o których mówisz? — Etnarcha zapinał guziki. — I czy mogę poznać twą godność?

— Niech się pan ubiera.

— Myślę, że moglibyśmy dojść do porozumienia. — Etnarcha majstrował przy kołnierzyku. — To wszystko jest dość dziwne, ale chyba powinienem być wdzięczny za to, że nie jest pan zabójcą.

Młody człowiek uśmiechnął się, skubał coś pod paznokciem. Włożył ręce do kieszeni, etnarcha tymczasem kopnięciem odrzucił kołdrę i podniósł swe bryczesy.

— Tak — przyznał młodzieniec. — Okropna musi być świadomość, że za chwilę czeka cię śmierć.

— Rzeczywiście, niezbyt przyjemne doświadczenie — odrzekł etnarcha, wkładając w spodnie najpierw jedną nogę, potem drugą.

— Ale, jak sobie wyobrażam, wielka ulga, gdy dostaje się odroczenie.

— Hmmm. — Etnarcha zaśmiał się półgębkiem.

— To trochę tak, jakby spędzono kogoś w wiosce wraz z innymi mieszkańcami i ta osoba myślałaby, że zaraz ją zastrzelą… — zadumał się młody człowiek, obserwując etnarchę z końca łoża — …a potem by usłyszała, że czekają najwyżej przesiedlenie.

Uśmiechnął się. Etnarcha przerwał ubieranie.

— Przesiedlenie. Pociągiem. — Młodzieniec wyjął czarny pistolecik z kieszeni. — Pociągiem, który wiezie rodzinę, sąsiadów, całą wioskę…