— Nie wiem, nie wiem… — Napoerea kręcił głową, podniósł do ust obie dłonie, tarł dolną szczękę i z troską patrzył na mapę.
(Oczywiście, nie wiesz, myślał, obserwując nerwową mowę ciała kapłana. Chłopie, od pokoleń nie wiecie, jak działać).
— Tak trzeba zrobić — oznajmił. — Wycofywanie ma się rozpocząć dzisiaj. — Przeszedł do drugiej mapy. — Lotnictwo. Zaprzestać bombardowania i ostrzeliwania dróg. Dajcie pilotom dwa dni odpoczynku, a potem zaatakujcie rafinerię ropy — pokazał miejsce na mapie. — Atak ma być zmasowany. Wykorzystajcie wszystko, co potrafi latać.
— Ale jeśli przestaniemy atakować drogi…
— Jeszcze bardziej wypełnią się uchodźcami — wyjaśnił kapłanowi. — To spowolni ruchy Armii Cesarskiej bardziej niż nasze samoloty. Trzeba zniszczyć niektóre mosty. — Postukał parę przepraw przez rzekę. Spojrzał zaintrygowany na Napoereę. — A może podpisaliście jakąś ugodę, że nie będziecie bombardować mostów?
— Zawsze uważaliśmy, że niszczenie mostów utrudnia kontratak i jest… marnotrawstwem — stwierdził nieszczęsny kapłan.
— Te trzy należy jednak zlikwidować — postukał w mapę. — Zbombardowanie mostów oraz atak na rafinerię utrudni im zaopatrzenie. — Zatarł dłonie.
— Sądzimy, że Armia Cesarska ma ogromne rezerwy paliwa — odparł Napoerea z bardzo nieszczęśliwą miną.
— Nawet jeśli tak jest, dowódcy będą się poruszali ostrożniej, wiedząc, że przerwano linię zaopatrzenia. To ostrożni faceci. Ale założę się, że mają mniejsze zapasy, niż przypuszczasz. Prawdopodobnie przeceniają twoje rezerwy, a ponieważ ostatnio musieli prowadzić ofensywę… wierzaj mi, przestraszą się, jeśli atak na rafinerię pójdzie po mojej myśli.
Napoerea przygnębiony i zagubiony patrzał na mapy.
— To brzmi bardzo… bardzo… awanturniczo.
Kapłan nadał temu słowu tyle wstrętu i pogardy, że w innych okolicznościach brzmiałoby to zabawnie.
Pokonując poważne protesty, przekonał wysokich kapłanów, że muszą oddać wrogowi swą cenną prowincję razem z wieloma ważnymi miejscami kultu. Zgodzili się na zmasowany atak na rafinerię.
Odwiedził wycofujące się oddziały i bazy lotnicze, które miały uczestniczyć w ataku. Następnie przez kilka dni objeżdżał ciężarówką góry i linie obrony. Była tam dolina zamknięta w górnej części tamą, którą również można by wykorzystać do zastawienia skutecznej pułapki, gdyby Armia Cesarska dotarła aż tutaj (wspomniał betonową wyspę, szlochającą dziewczynę i krzesło). Kiedy wożono go po wyboistych drogach między fortami na wzgórzach, ponad sto samolotów, z bombami przy skrzydłach, huczało w górze, kierując się na wciąż jeszcze spokojne równiny.
Atak na rafinerię okazał się kosztowny. Nie wróciła prawie jedna czwarta samolotów. Lecz dzień później Armia Cesarska powstrzymała swój marsz. Miał nadzieję, że jeszcze trochę się posuną — ich dostawy nie pochodziły bezpośrednio z tej rafinerii, mogli więc przeć naprzód jeszcze tydzień — ale postąpili rozsądnie i zatrzymali się na chwilę.
Poleciał do portu kosmicznego, gdzie ciężkawy statek (w dzień wydawał się bardziej zdezelowany) łatano i reperowano, na wypadek gdyby kiedyś znowu był potrzebny. Porozmawiał z technikami, dokładnie obejrzał to przestarzałe urządzenie. Odkrył, że statek nosi nazwę „Zwycięska Hegemonarchia”.
— To nazywa się dekapitacja — oznajmił kapłanom. — Dwór cesarski udaje się do jeziora Willitice na początku każdej drugiej pory roku. Wysokie dowództwo jedzie tam, by poinformować dwór o postępach. W dniu, gdy przybędzie tam również sztab generalny, spuścimy na nich „Zwycięską”.
Kapłani byli zaintrygowani.
— Z czym spuścimy, jaśnie panie Zakalwe? Z komandosami? „Zwycięska” pomieści tylko…
— Nie, nie — odparł. — Mówiąc „spuścimy” miałem na myśli to, że ich zbombardujemy. Umieścimy ją w przestrzeni i ściągniemy na ich Jeziorny Pałac. Waży dobre czterysta ton. Nawet jeśli będzie się poruszała z szybkością tylko dziesięciokrotnie większą od dźwięku, uderzy jak mała jądrówka. Jednym pociągnięciem zlikwidujemy cały dwór i sztab generalny. Natychmiast zaproponujemy pokój parlamentowi ludowemu. Przy odrobinie szczęścia wywołamy ogromne zaburzenia społeczne. Prawdopodobnie parlament ludowy dostrzeże szansę zagarnięcia prawdziwej władzy. Armia będzie chciała sama przejąć rządy, a może nawet wycofa się i rozpocznie wojnę domową. Niższa arystokracja zacznie współzawodniczyć o zwolnione pozycje, co nieźle skomplikuje sytuację.
— Ale to oznacza zniszczenie „Zwycięskiej”, prawda? — zauważył Napoerea.
Inni kapłani potrząsali głowami.
— Cóż, podejrzewam, że zderzenie z prędkością pięciu kilometrów na sekundę zostawi na niej jakieś wgniecenia.
— Ależ Zakalwe! — zaryczał Napoerea, sam jak wybuchająca mała jądrówka. — To absurd! Nie możesz tego zrobić! „Zwycięska” to symbol naszego… to nasza nadzieja! Wszyscy ludzie patrzą na naszą…
Dał się mu wykrzyczeć. Był pewien, że kapłani traktowali „Zwycięską Hegemonarchię” jako środek ucieczki, gdyby wydarzenia przybrały zły obrót.
Poczekał, aż Napoerea skończy.
— Rozumiem — rzekł. — Ale, panowie, statek ledwo dyszy. Rozmawiałem z technikami i pilotami: to śmiertelna pułapka. Tylko dzięki nadzwyczajnemu szczęściu udało mu się przywieźć mnie tu w całości. — Przerwał i obserwował, jak mężczyźni z niebieskimi kołami na czołach spoglądają po sobie szerokimi oczyma i mamroczą. Miał ochotę się uśmiechnąć. Jego stwierdzenie musiało rzeczywiście wzbudzić w nich bojaźń bożą. — Niestety, to jedyna rzecz, do której nadaje się „Zwycięska”. I rzeczywiście może przynieść zwycięstwo.
Zostawił ich, by przetrawili te kwestie: naddźwiękowy atak nurkujący (nie, obejdzie się bez pilota-samobójcy — komputery pokładowe potrafią wyprowadzić statek w górę i skierować prosto w dół); pomiatanie symboli (nie, wieśniakom i robotnikom będzie zupełnie obojętne, że zniszczy się ich zaawansowaną technicznie ozdóbkę); dekapitacja (prawdopodobnie najbardziej niepokojąca myśl wysokich kapłanów: a co będzie, jeśli Imperium zastosuje to samo w stosunku do nich?). Zapewnił, że Imperium nie zdoła się odegrać. A kiedy zaproponują pokój, kapłani stwierdzą, że wykorzystali nie statek, lecz jeden ze swoich pocisków sterowanych, i będą udawać, że w zapasie mają ich znacznie więcej. Choć pojawią się kontrargumenty, zwłaszcza jeśli któreś z bardziej rozwiniętych społeczeństw na planecie poinformuje Imperium, co w zasadzie zaszło, nadal fakt ten będzie niepokoił strategów przeciwnika.
(Ponadto zawsze mogą po prostu opuścić miasto). Tymczasem pojechał wizytować dalsze jednostki wojskowe.
Armia Cesarska znowu rozpoczęła ofensywę, posuwała się jednak wolniej niż przedtem. Wycofał swoje wojska prawie do pogórza, pozostawiając za sobą kilka spalonych nie zżętych pól i zrównane z ziemią miasta. Za każdym razem gdy porzucali jakieś lotnisko, zostawiali miny pod pasami startowymi z zapalnikami nastawionymi na wybuch po kilku dniach oraz kopali dołki w taki sposób, by sugerowały, że są w nich bomby.