Naprężył ręce na kołach. Guma tarła z szumem o wyłożoną kamieniami ścieżkę, koła obracały się, ale nigdzie go nie wiozły. Odprężył się, popatrzył w niebo. Przeszła przed niego i znowu przykucnęła.
Westchnął.
— Czego właściwie pani sobie życzy?
— Pana, panie Escoerea. — Uśmiechnęła się pięknym uśmiechem. Głową wskazała kikuty. — Nawiasem mówiąc, odpowiada nam ta wymiana medali na buty. — Wzruszyła ramionami. — Z tym że medale może pan zachować. — Sięgnęła do koszyka, wyjęła sekator i wepchnęła go w ziemię pod rośliny. A potem położyła dłonie z przodu siedzenia. — Niech pan posłucha, panie Escoerea — powiedziała Sma, drżąc — co by pan powiedział na pracę z prawdziwego zdarzenia?