Выбрать главу

Ive zatrzymała się przed drzwiami kajuty admirała, spojrzała na Wernera i położyła mu rękę na ramieniu.

– Co ci jest? – zapytała cichutko, widząc, że Andrew stoi, patrząc sobie pod nogi.

– Wybacz mi – szepnął, unikając jej wzroku. – Po prostu czuję… Nie wiem. Idź sama. Ze mnie nie będzie teraz pożytku.

– Szlachetny pasożyt – rzuciła Linda i odwróciła się.

– Nie mów tak – powiedziała Candy. – Za to też cię kocham.

– Ja też cię kocham. Wybacz mi, proszę.

Ive szybko pocałowała go w policzek i dotknęła przycisku na ścianie. Drzwi się otworzyły, Kendall przekroczyła próg. Werner wsunął ręce w kieszenie i ruszył korytarzem przed siebie.

– Brawo! – zawołała za nim Stanfield.

Ramiona technika w odpowiedzi uniosły się i opadły. Oparta o ścianę Linda zaczęła wściekle ogryzać paznokcie.

– Dzień dobry, driver – tymczasem Candy powiedziała niepewnie. – Ja do pana. Mogę?

– Co się pytasz, skoro weszłaś? – burknął Raszyn. Już nie leżał, a siedział przy biurku, podpierając głowę pięściami.

– W czyim imieniu ta delegacja? – zapytał.

– Przepraszam?

– Kto cię przysłał, pytam… Borowski? Czy Linda?

– Ja…

– Linda – domyślił się admirał. – Niepotrzebnie. Już jestem OK. Względnie. Czy ci twoi popierdoleńcy mają jakiś bimber?

– Nie mam pojęcia – zdziwiła się Ive.

– Przed akcją mieli cały kanister – wyjaśnił Raszyn. – Ale co to jest dziesięć litrów dla pięciu, i to na całą dobę?! Tylko gardło przepłukać…

– Skąd pan wie? – wykrztusiła oszołomiona Kendall.

– Ja na tej balii robię za coś jakby dowodzącego – zauważył admirał. – Czy może już nie?

– Proszę posłuchać, driver, ja…

– Dzięki, że przyszłaś – nieoczekiwanie zmienił temat. Spojrzał na Candy, a ta zdumiała się zapadniętymi oczami i sińcami pod nimi. Raszyn wyglądał na chorego. I nieszczęśliwego.

– Mogłaś się przecież nie zgodzić – ciągnął. – Ale jesteś. Żal ci się zrobiło starego durnia. I-dio-ty.

– Niech pan skończy! – Ive straciła panowanie nad sobą.

– Kończę w nocy i na ścianę! – rzucił admirał z taką złością, że Candy zarumieniła się i wbiła oczy w podłogę. – A na dodatek przychodzą tu gapić się na mnie jak na mumię wodza. Stoją nad moim ciałem i przemawiają. A ja sobie leżę i przewracam się w grobie…

– Mam sobie pójść? – zapytała cicho Kendall.

– W żadnym wypadku – warknął Raszyn. – Jesteś na tej balii jedynym normalnym człowiekiem. Siadaj, siadaj! Komu jeszcze mogę się wypłakać?

– Nic pan jeszcze nie zdecydował – uświadomiła sobie Ive.

– Tfu! – obruszył się. – Czy ty jesteś pierwszy dzień pod moim dowództwem? Ja mam wszystkie warianty już dawno przekalkulowane.

– I? – zapytała z nadzieją.

– I nie widzę nic dobrego. W każdym wypadku co najmniej jedna trzecia grupy idzie pod nóż. I rozwalimy przy okazji tylu policjantów, że przykro myśleć. I nie zapominaj o naszych battleshipach, na których już pewnie zostały wymienione załogi. I jeszcze ten walony „Stark”… Co za szczęście, że cała reszta armii poszła na złom! – zawołał admirał. – Gdyby mi miesiąc temu powiedzieli, że będę się z tego cieszył… A tak mamy jakąś szansę. Ale na samą myśl, że na przykład ty i ja ocalejemy, a cała reszta nie… Wszystkie destroyery można już skasować! A jak tak, to czy to jest wojna? O nie, to morderstwo!

Ive zacisnęła ręce między kolanami i bezradnie patrzyła na dowódcę.

– A ilu naszych już się zastrzeliło? – zapytał Raszyn.

– Proszę posłuchać… – jęknęła Kendall. – Może zawróćmy, co? Polecimy na Marsa. Poddamy się. No?

– Rozumiesz… – powiedział admirał z szaloną goryczą w głosie. – Poddać się możemy wszędzie, to nie problem. Mnie jest wsio rowno, w każdym wypadku zostanę rozstrzelany…

– Jak to?!

– Tak to. Widziałaś rozkaz z dołu? Nie? No, to wszystko wyjaśnia. Rozkaz otrzymaliśmy obaj, ja i Tyłek. A po dekodowaniu rozkaz wyparował. Nie mogę niczego udowodnić. Wychodzi więc, że jestem zwyczajnym pieprzniętym oficerem, jakich pełno dokoła, i nic więcej. Jak kapitan Reez z „Gorbowskiego”. Jedyna różnica jest taka, że on spalił własne desantowce, a ja zaatakowałem Marsjan.

– No przecież Essex potwierdzi…

– Ależ on nie może wystąpić jako świadek w sądzie! – ryknął Raszyn. – On od roku nie był na dole! Wariatkowo czeka na niego z otwartymi ramionami, łaknie go jak kania dżdżu! To dzięki mnie udało się go wybronić z ostatniej komisji medycznej. Bo uważam, że jest normalniejszy od nas wszystkich. Ale to ja tak uważam, a jak medycy patrzą na tych, co się boją dołu?! Grupa F została kiwnięta w sposób idiotyczny, ale skuteczny! My jesteśmy astronautami, po nas można się spodziewać wszystkiego… Czekaj, co to ja…?

– O tym, że pana rozstrzelają – podpowiedziała Ive i nagle głupio zachichotała. Admirał uśmiechnął się jedną stroną ust, zmrużył oczy i nagle Kendall zobaczyła takiego Raszyna, jakiego znała bardzo dobrze: pewnego siebie, ironicznego, mądrego. Ale ta maska szybko opadła i oto znowu siedział przed nią zmęczony starzec.

– Właśnie – skinął głową. – Ale najgorsze, że ucierpi całe dowództwo. Więzienie gwarantowane. Wszystkim, którzy z jakiegoś powodu byli blisko ze mną, postarają się zamknąć gęby na długo, o ile nie na zawsze. Mogą zwyczajnie izolować. Mogą doprowadzić do szaleństwa. Rozumiesz, że z rozwiązaniem floty wiążą się ogromne pieniądze. Aż wolę nie myśleć, kto z kim się skumał, żeby nas zniszczyć. Gdyby nas tylko skasowali i posłali na dół, to jedno, ale teraz ta kwota może się zwiększyć o cały rząd jednostek.

– Nie rozumiem… – przyznała Candy.

– Wiesz, kto jest w tej chwili najbardziej zainteresowany zatajeniem prawdy? – zapytał Raszyn. – Mars. Red City.

– Ale dlaczego…?

– Kontrybucja, skarbeńku. Mogę się założyć, że w tej nieszczęsnej kopalni było uranu tyle co kot napłakał. Ale w obecnej sytuacji handel z Zi,mią zacznie się odbywać na innych zasadach i za inne pieniądze. Nasza kochana ojczyzna potrzebuje materiału genetycznego jak pijak wódki. A republika, zdecydowanie nie chciała się nim z nami dzielić. Teraz też nie będzie chciała, ale postawi jeszcze twardsze warunki.

– Czyli to wszystko nie nasi zainscenizowali?

– A czy u nas bydlaków mało? – uśmiechnął się admirał. – Generalnie to mam w nosie, kto nam podłożył świnię. Interesuje mnie, jak będziemy się z tego wyplątywali. Bo gdziekolwiek spojrzeć, czeka nas jatka. A ja, szczerze mówiąc, mam dość strzelania do swoich. Już podczas drugiej marsjańskiej miałem tego powyżej uszu. I już więcej nie mogę, rozumiesz?

Ive poczuła, że zaraz się rozpłacze. Żelazna logika dowódcy wcale jej nie przekonała. Ale że Raszyn więcej nie wyda rozkazu Do boju!, to była katastrofa. On – talizman Grupy F, jej szczęśliwa gwiazda i godło. Jeśli przekaże dowództwo, jednostka się rozpadnie. Kendall rozumiała, że to samo wie Essex, Borowski i cała reszta dowódców. W Grupie F służyło wielu znakomitych oficerów, ale Raszyn był jeden.

– Nie mamy żadnych atutów – ciągnął. – Nie mamy z czego zawistować. Tak to jest, mała. Jak mawiał mój dziadek, stary, doświadczony chirurg, kiedy przychodził do niego jakiś nieprzyjemny pacjent: To jest pizdiec, a pizdieca nie leczymy… Hej, dziewczyno, chodź do tatusia na kolana, póki się jeszcze nie rozpłakałaś.

Candy wolno, jak we śnie, wstała i podeszła do admirała. Raszyn objął ją, posadził sobie na kolanach i wcisnął nos w jej włosy.