Выбрать главу

– Istnieją podstawy, by sądzić, że admirał Uspienski jest lekko trącony – oświadczył generał. – Wygląda, że jest przemęczony. Traci kontakt z realnością. Mamy za chwilę rozwiązać flotę i admirał może w związku z tym wykręcić jakiś gorący numer. Rozumiesz, poruczniku, admirał ma poważne problemy osobiste. Rodzina nie wybaczyła mu, że walczył, i takie tam… Krótko mówiąc, on nie ma powodu, żeby wrócić na dół. Nikt na Ziemi go nie potrzebuje, więc coraz częściej mówi publicznie, że nie należy likwidować floty. Uspienski chce zachować swój wewnętrzny świat. A sercem jego wewnętrznego świata jest cruiser „Paul Atrydes”. Może admirał wpadnie na pomysł porwania okrętu albo coś w tym stylu? Jak sądzisz, czy to możliwe?

Zaskoczony Andrew podniósł z podłogi opadniętą szczękę. Kto jak kto, on wiedział, że Raszyn jest w stanie porwać nie tylko swój okręt, ale też zbuntować połowę floty. Oczywiście o ile ci durnie z dołu ukąszą go boleśnie demilitaryzacją. Admirał, mający zdaniem Wernera duszę artysty, i tak był nie do pogodzenia z armią. Nie służył jak inni, tylko starał się wycisnąć ze służby maksimum zadowolenia. Oczywiście kontrwywiad robił z muchy słonia. Ale Andrew dawno już nie widział Uspienskiego i wszystko to wydało mu się nader prawdopodobne.

– Nie chcemy, by admirał miał jakieś nieprzyjemności – powiedział generał. – Ty przecież też nie życzysz mu źle, prawda?

Werner wymruczał w odpowiedzi, że oczywiście nie życzy.

– Kiedy człowiek przez całe życie lata w kosmosie… – Pranie mózgu trwało. -…i chcą mu nagle odebrać okręt, bardzo łatwo jest przekroczyć linię i powiedzieć wszystkim, żeby spierdalali. Ale z tej drogi nie ma już odwrotu. Można tylko posuwać się do przodu. A to oznacza najpierw grozić bronią, potem się ostrzeliwać, a potem… A my bardzo nie chcemy, żeby admirał sfiksował. Nie uważasz, że postępujemy słusznie?

Andrew tylko prychnął, ponieważ to pytanie nie wymagało odpowiedzi.

– Najgorsze jest to, że Uspienski został przez wszystkich zdradzony – wtrącił się major. – Admirał floty König usiłuje go utopić, cywile chcą wykiwać, syn się odżegnał… I wszyscy bardzo chcą, żeby nie wytrzymał, żeby coś zmalował, narobił głupstw. Nie można też powiedzieć, że wrogowie Uspienskiego nie mają powodów do nienawiści. Sam wiesz, że to nie jest dobry chłopiec. On jest taki… Rosyjski wojownik. A teraz osamotniony jak nigdy. I bardzo zły. Nadszedł więc czas, by się o niego zatroszczyć. Nie będę ukrywał, nie robimy tego z zadowoleniem. Nacierpieliśmy się przez niego… Ale bardziej racjonalne jest okazać Uspienskiemu współczucie, niż doprowadzić go do wybuchu. A ty jesteś jego przyjacielem, poruczniku. Byłeś w każdym razie.

– Ale ja… – wymamrotał Werner. – No, oczywiście. Nie, no jasne… tylko mam nadzieję, że nie będę musiał nic takiego… Rozumie pan, sir?

– Wiemy wszystko o waszych stosunkach – powiedział major. – Nie miej złudzeń. I nie jesteśmy firmą asenizacyjną, tylko kontrwywiadem wojskowym. Nie zaproponujemy ci nic niehonorowego. Po prostu pomożesz człowiekowi, który wpadł w tarapaty.

– Aha, rozumiem, sir! – nie zrozumiał Andrew. – A w jaki sposób? To znaczy zgoda, tak, ale jeśli…

– No to wspaniale! – ucieszył się generał. – W takim razie zapoznaj się z sytuacją. Aktualnie nasi ludzie montują na okręcie flagowym i na kilku jeszcze okrętach blokadery, żeby w razie czego… No, rozumiesz chyba. Blokady reaktorów i sterowników ognia. Tak więc, jeśli nawet Uspienski zechce się urwać z choinki, to nic z tego nie wyjdzie. Jak ochłonie, będzie mógł nawet powiedzieć, że nic złego nie miał na myśli. Widzisz, jak dobrze się dla niego wszystko układa?

– No tak – powiedział Werner bez szczególnego entuzjazmu.

– Właśnie! – skinął głową generał. – Ale tu powstał pewien problem. Nasz admirał zaczyna się domyślać, że jego starszy technik prowadzi podwójną grę. Lada dzień Uspienski pośle tego człowieka na dół. I będzie szukał kogoś na jego miejsce. Potrzebuje wykwalifikowanego technika, któremu zaufa jak sobie. Czyli komu, jak nie tobie?

– Niestety, nie – odparował Andrew. – Przecież wiecie, że po wybuchu na „Wigginie”, jak tylko mnie pocerowali, poszedłem do Raszyna… znaczy admirała Uspienskiego, żeby mnie przyjął do załogi. A tak naprawdę powinienem był iść do sanatorium dla nerwowo chorych. Gdzie w sumie znalazłem się już po tygodniu… Admirał zapewne nie uwierzy, że wyszedłem, bo było ze mną naprawdę krucho.

– Nie, chłopcze – powiedział major niemal czule. – Nie doceniasz go. Uwierz mi na słowo: Uspienski będzie cię szukał. I znajdzie. I zaprosi. A ty mu nie odmówisz.

Werner udawał przez kilka minut, że się waha, choć wewnątrz wył z radości. Potem oczywiście przystał na plan kontrwywiadu.

– Dobrze – usłyszał. – Na początek gratulujemy ci, poruczniku, z powodu otrzymania piętnastu lat w zawiasach. A właśnie, znowu jesteś porucznikiem i masz, z powrotem swoje medale. A teraz wypieprzaj stąd.

– To znaczy co? – zdziwił się Andrew. – To co mam robić tam, na górze?

– Co chcesz – padła obojętna odpowiedź. – Co ci serce podpowie.

– Jak to? – znów zdumiał się Werner. – A jeśli, przypuśćmy, opowiem Raszynowi wszystko o blokaderach?

– Proszę bardzo. Ale mamy prośbę: nie od razu. Najpierw się rozejrzyj, popatrz, co i jak. A potem decyduj sam. Naszkicowałem ci sytuację. Masz ustrzec Uspienskiego przed samym sobą. Obronić go. Pięć lat temu nie widział tego, że potrzebujesz pomocy. A teraz ty możesz zrobić dla niego to, czego on nie zrobił dla ciebie… Pomyśl o tym, jak będziesz miał wolną chwilę, poruczniku. No, powodzenia.

Do swojej obozowej klitki Andrew wrócił cywilnym krokiem i bezsilnie zwalił się na łóżko. Nie przypuszczał, że tak sprytnie go załatwią, to on miał wykiwać kontrwywiad, a okazało się, że spętali mu ręce i nogi. Kazali decydować samemu.

No i właśnie nadeszła chwila decyzji!

Obijał się teraz w nieważkości przypięty liną asekuracyjną do ściany i gryzł wargi, nie wiedząc, co ma zrobić.

Wiedział za to, w jakim stanie był dowódca, i Werner spodziewał się po nim raczej rozwiązań siłowych. Raszyn miał pod ręką wspaniałe narzędzie do przywrócenia sprawiedliwości – okręty Grupy F z wiernymi załogami. Najmniejsza różnica zdań między nim a oficerami zmusiłaby admirała do dokonania wyboru. Znalazłby jakieś pokojowe wyjście z kryzysu, zawsze szanował ludzi i ich opinie. Ale teraz nie było o czymś takim mowy – Grupa F pałała żądzą skopania dupy swoim krzywdzicielom. Innych opinii Andrew nie słyszał. Tak więc admirał mógł w każdej chwili zmieść policyjną eskadrę, żeby mieć posprzątane na tyłach, a potem ruszyć ku Ziemi i przedstawić swoje ultimatum.

Werner nie miał też wątpliwości, że walka z eskadrą Rabinowicza nie przyniesie większych strat. Ale potyczka z ziemskim systemem obronnym mogła wyjść Grupie F bokiem. Wielu fajnych ludzi zginęło z rąk innych fajnych ludzi tylko dlatego, że finansiści łaknęli pieniędzy, a politycy władzy. Jeśli więc Raszyn zrobi to, czego oczekują od niego nadmiernie pobudzeni podwładni, to tak się właśnie stanie. W Andym rósł niepokój, że uraza i gniew zmącą rozsądek dowódcy.

W zasadzie nie było to odległe od prawdy. Po co admirał wylegiwał się w kajucie? Przeczekiwał bardzo ciężki atak złości. Ale Werner tego nie wiedział i wysnuwał fałszywe wnioski.

Może dlatego, że to jego umysł zmąciło poczucie krzywdy. Kiedy Raszyn w sposób przemyślany i ostrożny zajmował się sobą, Andrew miał pod dostatkiem własnych emocji. Tamten troszczył się o losy półtora tysiąca ludzi – on rozwiązywał problem osobisty. Dlatego admirał usiłował wyciszyć siebie, a Werner się podkręcał.