Выбрать главу

Kiedy w mesie zapanowała cisza, Rabinowicz uniósł rękę, wzywając podwładnych do porządku, i wygłosił charakterystyczną dla siebie mowę, krótką i treściwą:

– Ten pieprzony zapis, żeby go… tego i z powrotem… jest autentyczny. Zrobił go Abraham Fein, doświadczony stary pierdoła, wy go, kurde, znacie. Aleksa Uspienskiego, żeby pękł, też znacie. Nie jest on, w mordę i nożem, psychopatą. To zwyczajny pieprzony Rosjanin. Powiada, że go wystawili na czerwonodupków. Wspaniale. Niech ci… – Tu nastąpił zestaw przekleństw trwający około minuty. -…cywile kiwają, kogo sobie tam chcą, sto fiutów im w zęby i otręby, a kotwica w dupę! Najważniejsze, żeby nas nie kiwnęli. A chcieli… – urwał i kolejna minuta minęła mu na rozmyślaniach. – Walka z tą porąbaną Grupą F to zajęcie dla umysłowo niedorozwiniętego, tak sądzę, żeby mnie posrało… Wiadomo, my tu żadnej Grupy F, srutu-tutu, się nie boimy, załatwimy ją jak trzeba. Jak trzeba będzie, to oni nam będą robili laskę, aż się zadławią. Ale ile przy tym wytłuką naszych pierdzielonych naczyń, strach myśleć, kij im w ryj. Mnie się takie śmierdzące układy nie podobają. Wydaje mi się, że Aleksowi też nie. To stary i cwany Rusek. Proponuję, żebyśmy się rozminęli, kurweńka, po dobremu. Tak więc w obecnej pedalskiej sytuacji biorę na siebie całą odpowiedzialność. A wy, taka wasza-nasza i powrotna… – Kolejna dygresja dowódcy eskadry dotyczyła szczegółów intymnego życia podwładnych. – Co to ja mówiłem?

– Powiedział pan, że bierze odpowiedzialność na siebie, panie wiceadmirale, sir! – przypomniał zastępca Rabinowicza.

– Bo kto tu jeszcze jest do czegoś takiego zdolny, może ty? Co? – prychnął wiceadmirał, nie dokładając do pytania żadnego mocnego słówka. Jako dobry dowódca nigdy nie przeklinał oficerów osobiście, zwłaszcza kiedy znajdowali się w towarzystwie niższych szarż. Chociaż nie krępował się przeklinać całej kadry hurtowo.

– No więc, hultaje! – przeszedł do podsumowania. – Rozkazuję wszystkim, żeby szybko spieprzali stąd w trzy piczki i nie odzywali się za kija-pana, póki nie pozwolę. Może Aleks nie kłamie, szlag by go, może to jest jakaś pułapka. Plan dyslokacji naszych śmierdzących sił otrzymacie od szefa sztabu. Potem ustawiacie się na swoich, w dupę, miejscach i będziecie cicho czekać. Zajmujemy pozycje do zasranej obrony sferycznej. Ja w centrum czekam na Aleksa, on, kurwisyn, ma przybyć dwoma okrętami. Ale jeśli, parch jeden, chce nam wcisnąć jakieś gówno do zupy, przynajmniej wy, kurna, zostaniecie przy życiu. Wszystkie szczegóły, detale i inne pieprzone namiary zostaną wam podane za chwilę. No i tak to, w dupę jeża, wygląda. Czekam na wasze zasrane pytania!

– A co z Obcymi, sir? – odezwał się ktoś przesadnie ciekawski. – Znaczy co z nimi będziemy robić?

Wiceadmirał spopielił tępego oficera wzrokiem, kwaknął i popatrzył z nadzieją na zastępcę.

– Nic nie będziemy robić z Obcymi – spokojnie powiedział ten. – To zadanie dla wojska. Ponieważ z armii zostały… – zająknął się lekko -…jakieś tam resztki…

– Krótko rzecz ujmując, ten rosyjski pojeb ze swoją pojebaną grupą potrzebny jest żywy i nieuszkodzony! – dodał jeszcze Rabinowicz. – I całe wasze prawicze szczęście, że nie jest psycholem i chce jak i wcześniej wykonywać swoją porypaną pracę! Dlatego że gdyby przeciwko Obcym wystawili was, obsrańcy i obszczańcy, to nawet ja sobie tego nie mogę wyobrazić. Oczywiście, jeśli z Aleksem jest wszystko w porządku, to powinniśmy go w dupę całować i się nie krzywić!

– Właśnie – przytaknął zastępca. – Właśnie to chciałem powiedzieć, sir.

* * *

– Włączyć światła pozycyjne – zadysponował Raszyn.

„Gordon” i „Skoczek”, bezcielesne czarne plamy na czarnym tle, nagle zmieniły się w dwie świąteczne choinki.

Policyjna eskadra, na której ekranach nagle z niczego wyrosły dwa okręty, wydała z siebie chóralny jęk.

– Twoja mać! – pisnął dowódca, podskakując w fotelu.

– Wiceadmirale Rabinowicz, proszę odpowiedzieć admirałowi Uspienskiemu! – rozległo się w głośnikach.

– Ale się przyczaili! – jęknął policyjny kanonier. – To są numeranci… Działa do bo-oju!

– Twoja mać… – wymamrotał Rabinowicz. – Gdzie jest pieprzony szef zwiadu? Jak to się stało, że nam w dupę wleźli, a my o tym jeszcze nie wiemy?

– Odpowiadaj, Bobby, widzę cię! – zawołał Raszyn.

– Nie możesz nas widzieć! – ryknął wiceadmirał. – Dlaczego on nas widzi? Jak to tak?! – przestał nawet przeklinać.

– Rabinowicz, masz pozdrowienia od cioci Chai! – nie ustawał w nawoływaniach Uspienski.

Policjant walnął pięścią w pulpit.

– Nie widzisz mnie! – wrzasnął. – Jak, twoim zdaniem, stoję, co?

– Masz obronę sferyczną – spokojnie odparł Raszyn. – Sam wisisz nieco z lewej i wyżej środka, patrząc od mojej strony. Cześć, Bobby.

– Żebyś zdechł! – sapnął Rabinowicz. – Witaj, Aleks. Jak się czujesz?

– Nie zaobserwowano zmian chorobowych. O to ci chodzi?

– Akurat to mnie nie martwi. Słuchaj, Aleks, a gdzie twoja grupa?

– Ma sprawy do załatwienia w innym miejscu.

– Ta? Naprawdę w innym? Gdzie?

Raszyn roześmiał się głośno.

– Jakże mi się podoba ta kolejność pytań… Bobby, dlaczego jesteś taki nieufny? Nie ma tu żadnych innych moich okrętów, słowo honoru.

– Może jestem nieufny, ale ciągle żywy – odparł Rabinowicz. – No więc gdzie ich podziałeś?

– Przecież mówię, że polecieli załatwiać sprawy. Bobby, lepiej, żebyś nie wiedział, gdzie są. Będziesz jeszcze bardziej żywy.

– Ja wiem lepiej, co jest dla mnie lepsze, kurna noga!

Za plecami Rabinowicza delikatnie odchrząknął radiooperator.

– Co jest, mać twoją o podłogę? – zapytał policjant.

– Panie wiceadmirale, sir. Szef zwiadu na drugim kanale.

– Aha! Kurrr… A, Aleks, poczekaj na mnie chwilkę?

– Nie ma problemu.

Rabinowicz przełączył się na drugi kanał.

– Jak ci się udało nie zobaczyć tych dwóch wielkich łajb, co, kurwa, w gardło twoje? – zapytał, zapominając o obecnych dokoła młodszych oficerach.

– Musieli dolecieć na rozpędzie. Bez ciągu. Stara piracka sztuczka, sir.

– No to jak my, żeby cię…

– Sir, przecież nastawialiśmy się na wojsko, a nie na piratów, nie?

– I co? – poważnie zapytał wiceadmirał.

– To, że boje skanujące były odpowiednio nastrojone, sir.

– No i co, kurna, tylko nastroju nie miały?

Szef zwiadu obraził się i nie odpowiedział.

– No, pytam się! – nalegał Rabinowicz.

– Moja wina, sir!

– Mój ty orle z sinymi jajami! – rzucił dowódca i wrócił do łącza zewnętrznego.

– Przepraszam, Aleks – powiedział. – Na czym, kij w ryj, stanęliśmy?

– Myślę, że mógłbyś do mnie wpaść z wizytą?

– A może ty do mnie?

Raszyn zastanawiał się sekundę.

– Wiesz, Bobby – powiedział znaczącym tonem – nie słyszę pewności w twoim głosie. Chyba jeszcze nie zdecydowałeś, jak powinieneś ze mną postąpić.

– Nie pękaj! – roześmiał się policjant. – Nie ruszę cię. Jeśli cię aresztuję, to kto się zajmie Obcymi?

– Słusznie gadasz – zgodził się Uspienski. – Nikt. Choćby dlatego, że nikt w nich nie wierzy. Bo to nie na rękę Radzie Dyrektorów.

– No właśnie! Możesz wpaść, Aleks. Mam spirytus.