Выбрать главу

Za każdym razem, stykając się z podłością i intrygami, Raszyn chwytał się jednak za głowę, nie chcąc jej stracić.

Przeczuwał już, że połączenie Grupy F z siłami policyjnymi wymyślono z jakimś nie najlepszym zamiarem, nie wiedział tylko, na czym to świństwo miało polegać. Admiralicja sądziła, że kiedy się dowie, ruszy na Ziemię szukać sprawiedliwości, a wtedy policja weźmie „Skoczka” abordażem i pojmie zbuntowanego dowódcę. A Essex grzecznie odprowadzi Grupę F do stoczni na rekonstrukcję. Bardzo racjonalny plan.

Tyle że Raszyn mógł wyrzucić nad Marsem jednego scouta i zmusić go do przesłuchiwania eteru, żeby – o ile się uda – złapał kontakt z Siecią. Czyli uczestnicząca w tajnej akcji Grupa F, odzyskawszy uszy, szybko się dowie, co przeciwko niej wymyślono. A to była sprawa niezwykle istotna, uwzględniając wybuchowe nastroje szeregowych astronautów, którzy gotowi byli raczej ostrzelać Ziemię, niż lądować na niej.

Oraz bardzo przeceniając chęć policjantów do boksowania się z elitarną brygadą szturmową dowodzoną przez człowieka, u którego całe życie uczyli się kunsztu walki. Może wyjątkiem był policyjny wiceadmirał, który pobierał nauki razem z Raszynem.

Został tylko jeden problemik: jak, wiedząc to wszystko, wytrzymać napięcie najbliższych dni? Ustrzec się udręki rozmyślań, kto i jak cię wystawił? Zachować opanowanie, kiedy stanie się coś niedobrego? Nie wpaść w histerię, z zimną krwią znaleźć wyjście?

Najlepsze wyjście. Może jedyne.

Raszyn namacał dźwignię interkomu.

– ZDO commander Borowski! – powiedział. – Do mnie!

* * *

W muszli klozetowej właśnie coś cicho mruczało i pluskało, gdy scout „Ripley” ostrożnie wysunął się z cienia, obmacując powierzchnię Cerbera skanerami optycznymi.

– Oto jest nasza latarenka… – zagruchał Fein, wpatrując się w monitor. – Caluteńka. Dlaczego, zarazo, milczysz? Dobra. Chłopy, a to co?

– W zakresie radarowym go nie widać. W podczerwieni nie widać. Szefie, można wysoką częstotliwością?

– Nawet nie próbuj. No, chłopy, patrzymy, pókiśmy żywi.

Na powierzchni po obu stronach latarni znajdowały się dwie dziwne machiny – pogięte zakrzywiałki nieludzkiego kształtu, przypominające bardziej uschnięte konary drzew niż mechanizm. Zero symetrii. Żadnego maskowania, do jakiego przywykło ziemskie oko. Srebrzyste, miękko świecące pokrycie. Od czasu do czasu przez korpusy pojazdów przebiegało ledwo widoczne drżenie.

– Bardzo duże – zauważył drugi nawigator. – Co najmniej jak battleship. Aż nie do wiary…

Fein odpiął się od ściany i podciągnął do siebie terminal dalekiej łączności. Wybrał polecenie, ale jego ręka zawisła na chwilę nad pulpitem kontaktowym. Jeden ruch i informacja o tym, że wykryto Alienów, pójdzie w głąb Słonecznego, gdzie zostanie przechwycona przez anteny „Gordona”. Ale wysyłając sygnał, „Ripley” się zdemaskuje. Teraz wyskanowanie scouta, przynajmniej znanymi na Ziemi metodami, byłoby niezwykle trudne. Sądząc po indyferentnym zachowaniu Obcych, oni też jeszcze nie zauważyli małego statku zwiadowczego.

Tylko sterowany promień mógłby wymacać „Ripley”, ale trzeba by się było domyślić, że ta metalowa pchła leci nie od strony systemu planetarnego, a z zewnątrz. Jednak i tak – promień jest wąski, a scout mały…

Ale zaraz „Ripley” da głos. Choć tylko jeden jedyny impuls, i tak strasznie…

Dowódca zwiadu pchnął terminal za plecy, na rufę, gdzie siedział i mdlał ze strachu młody technik.

– Hej, mały! – zawołał Fein, nie odwracając się. – Na mój rozkaz wyślesz sygnał. Przygotujcie się, zaraz będzie pełny ciąg i fikołek. Johny, sterowanie przekaż mnie. Tatuś Abe ma ochotę sobie pokierować.

– Przynajmniej powiedz, coś wymyślił, szefie – poprosił drugi nawigator.

– Chcę uratować wasze sprytne tyłki, jak zwykle. Mały, gotów?

– Tak, sir – wykrztusił technik.

– Zuch! Panowie, zaraz odwrócimy się i pokażemy im rufę. Polecimy w cień, na ile to tylko możliwe, potem staniemy do tych fiutów dziobem i pełny ciąg. Jasne?

Załoga milczała. Dowódca nie proponował niczego rewolucyjnego, po prostu w razie pościgu Obcych zamierzał wypróbować na nich standardową ziemską taktykę.

Wszystkie okręty bojowe made in Słoneczny miały jeden demaskujący feler – wydech. Dlatego podczas walki starały się trzymać do nieprzyjaciela bokiem albo dziobem, byle nie rufą. Jeśli ktoś wlazł ci na ogon, to jeszcze nie znaczy, że jesteś skazany – przecież między zwierciadłami znajdują się mocne lasery. Zaczyna się wtedy artyleryjski pojedynek. Ale przeciwnik ciebie świetnie widzi, a ty jego tak sobie.

Jeszcze gorzej, gdy lecisz scoutem, który w ogóle nie ma broni, poza etatowym pistoletem dowódcy przeznaczonym do rozwiązywania potencjalnych konfliktów na pokładzie. Dlatego zwiadowca raczej popędzi w kierunku wroga, niż się od niego odwróci. Przeskoczy w bezpiecznej odległości, kopnie w ciąg i odleci miniaturowy i niewidoczny. Jeśli w pobliżu znajdują się planety, to scout wykorzysta na dodatek ich pola grawitacyjne tak, żeby wykreślić jakiś ciekawy łuk i zwiać w kierunku nieprzewidzianym przez kompy przeciwnika.

– Może nie zafiksują… – rzucił Johny.

– To się zaraz zobaczy, co?

– Ale historia: Obcy – wymamrotał technik, jakby dopiero teraz się obudził.

– Ciśnij przycisk, mały – powiedział z uśmiechem Fein. – I niech Śmoc będzie z tobą.

Młody astronauta nie docenił żartu, westchnął i stuknął palcem w pulpit.

Kilka sekund minęło w kompletnej ciszy i znieruchomieniu. Potem ktoś nerwowo zgrzytnął zębami.

I jakby słysząc ten zgrzyt, Obcy poruszyli się. Przez poszycia ich statków przeszły fale drobnej wibracji. A potem obie zaschnięte gałęzie z nieoczekiwaną lekkością odkleiły się od powierzchni i niespiesznie wzniosły w górę. Jakim sposobem mogły tak manewrować?

– Mały, ciśnij znowu! – ryknął Fein.

Technik posłusznie wdusił kontakt i drugi impuls ruszył do domu, przekazując informację o sposobie poruszania się Alienów.

– Gotowe! – zameldował chłopak.

– W pytę! – wrzasnął commander, po czym cisnął scouta w niewyobrażalny przewrót przez dziób.

Obcy nagle przyspieszyli i rzucili się w pościg.

– Idioci! – warknął Abraham Fein. – Od razu widać, że nie Żydzi. Po co obaj?

– Zara jak palną… – zauważył Johny.

– Nie-e – pokręcił głową dowódca. – Oni potrzebują języka.

Skorygował nieco ruch silnikami manewrowymi, zbliżając trajektorię ku Cerberowi. Obcy odsunęli się od siebie, wyraźnie zamierzając przycisnąć scouta do powierzchni globu.

– Marsjanie, jako żywo – powiedział drugi nawigator. – Durnie. Szefie, reaktor gotów do pełnego ciągu. Wszystkie systemy OK.

Fein usunął energię ze zwierciadła i jednosteczka szła dalej tylko dzięki rozpędowi. Alieni nagle zaczęli się miotać na wszystkie strony.

– Nie widzą… – szepnął Johny. – Nie może być… Ale jesteśmy cwani!

I w tym momencie korpus „Ripley” drgnął, a potem zawibrował jak po trafieniu. Mdlące drżenie spowodowało, że przed oczami astronautów wszystko popłynęło. Wydawało się, że ludzie i aparatura zaraz popękają na kawałki. Ktoś z załogi głośno jęknął.

– Trzymajcie się! – krzyknął commander.

Scout wykonał kolejny ryzykowny przechył, celując dziobem w przestrzeń między Obcymi. Drgnął tym razem z własnej woli i jak pocisk armatni wystrzelił przed siebie.