Выбрать главу

– Dlaczego?

– Nie mam pojęcia. Ale sytuacja wymyka się spod kontroli, nie uważasz? Co nam szkodzi odskoczyć i się przegrupować?

– Sam wiesz, że wyjdziemy z martwej strefy.

Raszyn westchnął. Grupa F kryła się w jednej z rzadkich stref w przestrzeni okołoziemskiej, gdzie z niewiadomego ciągle powodu zamierał każdy, nawet najsilniejszy sygnał radiowy. Między sobą jednostki mogły porozumiewać się bez większego trudu, ale połączenie na przykład z Ziemią wymagałoby już dalekiej łączności. Tracić przewagi, jaką dawała taka dyslokacja, admirał, rzecz jasna, nie chciał. Ale to, że jego okręty najwyraźniej przystanęły na środku tajnej międzyplanetarnej autostrady, z każdą chwilą coraz mocniej działało mu na nerwy.

– Według mnie nic się nie dzieje – ciągnął Essex. – Truck przejdzie obok, to widać gołym okiem. Kiedy odleci na odpowiednią odległość, poślemy za nim kuter. Ale ci neutralni… Kiego wała on tu chce?

– I ja też tak sądzę, kiego? I w ogóle skąd on jest? A może to nie scout, tylko mobilna mina.

– To scout, co do tego nie ma wątpliwości.

– Może by go tak przeskanować?

– Nie wolno, odkryjemy się.

– Wiem. Nie znoszę, jak nic ode mnie nie zależy…

– A kto tu piątą dobę tak wisi w bezruchu?

– Sam wymyśliłem, to sam wiszę. Wcześniej wszystko było słuszne. A teraz wychodzi, że jesteśmy zakładnikami własnej pozycji. Cwanej i takiej dogodnej.

– No to wisimy – podsumował Tyłek. – I czekamy na rozkaz. Koniec, ja ci zameldowałem gotowość zero.

– Przyjąłem. Dzięki.

Truck przelatywał na lewo od grupy wolno, jakby demonstrował swoją bezbronność. Scout czołgał się z tyłu. Już było jasne, że widzi okręty Raszyna. Dokładniej, musi widzieć, chyba że jest ślepy.

– Świetną ma ten neutral wyliczoną trajektorię – powiedział Borowski. – Założę się, że jego dowódca musiał kiedyś z nami walczyć, no bo gdzie by podpatrzył? Takim kursem doczołga się do samej atmosfery niezauważony i jeszcze „Starkowi” wydrapie jakieś niecenzuralne słowo na poszyciu.

– Zamknij się – poprosił admirał. – Przeszkadzasz myśleć.

Borowski prychnął i odwrócił się. Niezauważalnie dla nikogo wyjął z kieszeni cylinder markera z czerwonym paskiem na boku, mimo ciężkiej rękawicy zręcznie odkręcił pokrywkę jedną ręką i w ciągu niecałych dwóch sekund narysował na swoim pulpicie karykaturę Raszyna. Admirał wyszedł mu jak żywy. ZDO przyglądał się chwilę swojemu dziełu, sapnął zadowolony i już zupełnie spokojny wsunął marker do kieszeni.

– Marsjanin hamuje! – oznajmił nagle z przejęciem drugi nawigator. – Sir, znalazł się na skraju martwej strefy…

– Tak, tak, widzę, „von Rey” będzie musiał się nim zająć. Ma najbliżej. Dajcie mi łącze. Niech będzie przeklęta ta martwa strefa, żeby ją… Jak by go ściągnąć do nas bliżej? „Lock von Rey”! Tu dowódca! Słuchaj, możesz lekko podświetlić swoją rufę, żeby ten cymbał cię zobaczył?

– Mam w śluzie towarowej stroboskop, panie admirale, sir. Otworzymy luk i nikt nic nie zobaczy. Będziemy mogli komunikować się niezauważalnie dla innych. Będziemy gotowi za pięć minut.

– Zuch. Zapytaj, o co mu chodzi.

– Wykonuję.

– No dobra… – mruknął Borowski. – My tu się denerwujemy, boimy, a podwładni już sami wszystko wymyślili.

– Ba! Czyi to w końcu są podwładni, co? – chytrze zmrużył oczy Raszyn. – Kto ich uczył wszystkiego?

W tym momencie truck eksplodował.

* * *

Gdy oślepiający błysk wypełnił sobą cały kosmos, „Ripley” znajdowała się już wewnątrz szyku Grupy F. Na sekundę commander Fein stracił nad sobą panowanie, ponieważ miał wrażenie, że przez poszycie scouta widzi gwiazdy. Potem zwiadowca usłyszał przeraźliwe wycie w słuchawkach i wtedy się ocknął. Wyła syrena powiadamiająca o utracie sterowania statkiem.

Fein otworzył oczy i odkrył, że w pomieszczeniu panuje mrok, a przed nosem pali mu się jedna jedyna lampka awaryjnego odłączenia reaktora.

– Bezpieczniki! – ryknął dowódca.

W tym momencie błysnęło ponownie.

Gdyby astronauci nie byli przypięci pasami do foteli, to z przyjemnością by pod nie wleźli. Scout zadrżał – do systemu runęła energia z zasobników. Potem znów zatelepało „Ripley” – poszedł jeszcze jeden blok i układ się rozłączył.

– Bezpieczniki! – ryknął powtórnie Fein, zasłaniając rękoma pokrywę hełmu, jakby to mogło przynieść ulgę.

Jeszcze jeden bezdźwięczny błysk niemal przeszywający człowieka na wylot. I jeszcze jeden. I jeszcze…

– To nasi! – wrzasnął nawigator. – Przecież to nasi!!! Reakcja łańcuchowa!!!

Dowódca wsunął rękę pod fotel, zerwał plombę z dźwigni i mocno chwycił rękojeść.

– Trzymajcie się! – krzyknął, szarpiąc dźwignię do siebie.

Reaktor odżył i z całej siły cisnął oślepionym scoutem przed siebie.

Póki aresztowana marsjańska delegacja tłumaczyła dochodzeniowym Dyrektoriatu, że w Pasie zauważono okręty Obcych, na orbitę w pośpiechu wysyłano promami cały istniejący ziemski zapas broni jądrowej, zachowanej jeszcze z czasów Północy. Marsjanie żądali natychmiastowego wstrzymania działań militarnych, amnestii dla Grupy F, zjednoczenia całej floty Słonecznego i rzucenia jej do obrony. W tym czasie na poselskiej ciężarówce montowano detonatory. Ziemian wcale nie przekonało nawet oświadczenie republikanów, że policyjna eskadra Rabinowicza nie wróci do domu, ponieważ aktualnie formuje szyk obronny nad Red City. Nawet kiedy Marsjan zupełnie serio postawiono pod ścianą, ci nadal pletli prowokacyjne bzdury. Było to zabawne, ponieważ truck już wystartował.

Dyslokację Grupy F Ziemianie wyliczyli w wielkim przybliżeniu, ale mocy urządzenia wybuchowego wystarczyłoby do rozwalenia na pół całej planety. Wściekły strumień twardego promieniowania powinien był przeszyć korpusy jednostek, wywołać katastrofalne awarie elektroniki i spowodować, że buntownicy staną się widoczni i bezsilni. Wyniki przeszły jednak wszelkie oczekiwania.

Kiedy nad nieoświetloną stroną Ziemi zapłonęło nowe słońce, cruiser „Lock von Rey” znajdował się o siedem megametrów od epicentrum wybuchu. W ułamku sekundy niesterowana reakcja łańcuchowa rozerwała mu część napędową. Zaraz potem eksplodował znajdujący się obok klucz destroyerów. Pozostałe okręty Grupy F, poszkodowane w mniejszym stopniu, na pewien czas straciły zdolność bojową. I rzeczywiście, tak jak życzyli sobie Dyrektorzy, stały się widoczne.

Mimo że przestrzeń dokoła grupy szybko wypełniała gorąca radioaktywna chmura, ziemska flota rzuciła się dobijać przeciwnika. Z tyłu osłaniał ją megadestroyer „Erick John Stark”, który otworzył ogień z maksymalnego dystansu i bez specjalnego wysiłku rozwalił jeszcze jeden destroyer. Buntownikom pozostało zaledwie czternaście jednostek wiszących nieruchomo jak tarcze. Niezwyciężona Grupa F została faktycznie rozbita. Aby zakończyć ten proces, wystarczyło wykonać w ocalałych okrętach odpowiednią ilość dziurek.

– Ile załapaliśmy? – zapytał Fein, manipulując lutownicą w trzewiach systemu kierowania podglądem.

– Będziemy żyli! – odpowiedział Johny, rzuciwszy przelotne spojrzenie na licznik promieniowania. – Ale bezdzietnym członkom załogi nie zazdroszczę. Szefie, musimy wstrzyknąć Red Away. I to im szybciej, tym lepiej.

– Słyszeliście? Wykonać! To gówno, chłopy, jak zwyciężymy, to się wyleczymy. Gdzie jest granica martwej strefy?

– Za dwie minuty, szefie. – Chłopak wsunął na miejsce blok bezpieczników i pochylił się nad pulpitem kontaktowym. – Zuch „Helen”! Walą w ciebie bombą wodorową, a ty ciągle coś w sobie…