Выбрать главу

– Panie admirale, sir! – zawołał radiowiec. – Neutral posługuje się akustyką na fali awaryjnej! Chce pan posłuchać?

– Daj! – wychrypiał oplątany przewodami Raszyn, kręcąc się wraz z fotelem i rozpaczliwie gestykulując.

– Mayday! Mayday! – usłyszeli w głośnikach podniecony głos. – Tu specjalny wysłannik Konwentu! Żądam natychmiastowego lądowania! Mam awarię procesora napędowego, tracę sterowność! Nie strzelać! Jako członek korpusu dyplomatycznego znajduję się pod pieczą Rady Dyrektorów! Mayday! Żąda awaryjnego lądowania scout cywilnej floty Wenus, numer pokładowy dwieście trzy! Na pokładzie znajduje się specjalny wysłannik Konwentu z osobistym tajnym plikiem do Dyrektora Generalnego! Nie strzelać! Proszę o bezpieczny kurs!

– Znam tego faceta – powiedział z pewnością w głosie Borowski. – Nie, no pewno, znam tego gościa!

– „Erick John Stark” do wysłannika Konwentu – zagęgał ktoś w eterze. – Jesteście zidentyfikowani. Zezwalam na kurs prosto na mnie ze zmianą w odległości megametra o trzydzieści stopni w prawo. Potem otrzymasz kurs poniżej poziomu baterii orbitalnych z możliwością lądowania w południowej Europie.

– Przecież wy tam macie wszystko obsrane w tej południowej Europie! – wrzasnął wysłannik łamiącym się głosem.

– Chyba chcieliście awaryjnego lądowania? – zauważył ktoś na „Starku” z pewnym zdziwieniem.

– Nie, no pewno, znam tego wała! – ryknął Jean Paul. – Tylko kto to jest?

– Oczywiście, że awaryjne! – darł się neutral. – Ale nie w takiej dupie!

– A może chcieliście na ręcznym prosto do Brukseli? – zakpił Ziemianin.

– Dam sobie radę! Jakoś…

– Lądujesz tam, gdzie ci pozwolono, capie!

– Tak jest – westchnął wysłannik. – Wykonuję manewr omijania battleshipów. Wchodzę na wskazany kurs.

– Też go znam – powiedział Raszyn. – To jest nasz Abe. Tylko jego tu jeszcze brakowało…

Ive rzucała „Skoczkiem” na wszystkie strony, uchylając się od salw przeciwnika. Póki co wszystko szło jak trzeba, cruiser otrzymał tylko kilka lekkich oparzeń. Z tyłu zapłonął, po czym zaczął się rozpadać jeszcze jeden destroyer.

Raszyn ryknął coś pod nosem i trzy cruisery nagle odpadły od grupy. Podejrzewając coś niedobrego, Ziemianie od razu zaczęli je ostrzeliwać. Jednak okręty z łatwością zanurkowały pod ścianą ognia, a Fox w tym czasie, jak na treningu, rozwalił dziób jednemu z przeciwników, tak że battleship rzuciło w bok. Idące w szyku kilwaterowym resztki Grupy F nieco rozsunęły się, oddały salwę zbiorowo i wspólnymi siłami rozwaliły mu bok. Ziemianin wolno spuchł, masywne żelastwo zaczęło rozpadać się w szwach.

– Jeszcze pięciu takim samym sposobem – powiedział Borowski – i zostanie nam tylko jakiś tam zakichany megadestroyer… I półtora tuzina satelitów…

Battleshipy były już na wyciągnięcie ręki, a sądząc po ich manewrach, załogi najwyraźniej zaczęły panikować. Z daleka do Grupy F strzelał tylko „Stark”, ale rzadko i mało groźnie, obawiając się zahaczyć swoich. Cruisery, które odskoczyły na boki, mocno pokiereszowały jeszcze jednego Ziemianina, po czym wklinowały się w zwarty szyk fighterów i mobilnych min. Przestrzeń dokoła trzech buntowniczych okrętów wyglądała jak połyskujący cekinami kokon, we wnętrzu którego coś nagle eksplodowało z błyskiem.

– Straciliśmy okręt – posępnie zameldował Borowski, gdy jeden z atakujących nadział się na minę.

– A oni dwanaście! – syknął Raszyn.

Uszkodzony battleship ziemskiej obrony zmienił kurs i poleciał tam, gdzie drobne jednostki usiłowały zadziobać dwa pozostawione im cruisery.

– Candy! Michael! – zawołał admirał. – Zdławić mi tego potwora! Sami! Ja nie mam na niego czasu!

– Zrobione! – zawołała Ive. Raszyn rzeczywiście musiał się teraz zająć problemami na inną skalę. Próbował przeanalizować całość sytuacji, pracując jednocześnie za siebie i za nieobecnego szefa sztabu. Okrętów miał tyle co nic. Po raz pierwszy w historii Grupy F siły były rozłożone tak niekorzystnie dla niej. Sytuacja zaczęła wyglądać katastrofalnie i jakkolwiek Raszyn usiłował ją zmienić, to zgodnie ze słowiańskim przysłowiem – dupę i tak miał z tyłu.

„Skoczek” wykonał manewr, uchylając się od kolejnej salwy. I wszedł między dwa battleshipy.

– Idioci! – uśmiechnął się Fox, uderzając w deskę. Zaordynował na salwę burtową taką moc, że z daleka mogło się wydawać, że cruiser eksplodował. Pod straszliwym uderzeniem oba battleshipy wypadły z kursów, a w powstałą lukę wskoczyły jednostki Raszyna prowadzone przez okręt flagowy.

Ive niewyobrażalnie skręciła trajektorię lotu, przemykając cruiserem pod brzuchem wroga. Gdzieś na rufie jęczały grodzie. Przed nimi pojawiły się błyski – okręt wszedł na ogon oddalającego się Ziemianina.

– W dwóch miejscach pękł płaszcz, przegrzew reaktora osiemdziesiąt – zameldował z rufy Werner.

W tym momencie Fox znów wystrzelił, zręcznie rozbijając Ziemianinowi trzy zwierciadła z sześciu, co spowodowało, że battleship zakręcił się jak bąk.

– Osiemdziesiąt siedem – skorygował sam siebie Andrew. – Do katapultowania maksymalnie trzydzieści minut.

Zajęty czymś innym Raszyn tylko zamruczał.

– Zdążymy! – odpowiedziała za niego Candy. Przed nimi dwa ostatnie battleshipy Ziemian kręciły dziobami, zajmując pozycję strzelecką. W przestrzeni między nimi pojawił się rozbłysk – wystrzał „Starka”.

Cruiser zadrżał, otrzymawszy uderzenie w skroń.

– Przegrzew reaktora osiemdziesiąt dziewięć – oświadczył beznamiętnie Werner. – Przegrzew poszycia dziobu trzydzieści dwa. Topi się optyka dziobowa.

– Przełączyć ekrany na tryb graficzny! – zawołała Ive, widząc, że obraz przed nią mętnieje.

– Wyrwaliśmy się! – ryknął nagle na cały głos Raszyn. – Wyrwaliśmy się, kochani! Teraz na kurs sześć! Jak mnie słyszysz? Tak! Tak!

Kendall rzuciła okiem na ogólny schemat bitwy. Dwa cruisery lecące z boku przebiły się przez zasłonę małych jednostek i teraz, potłuczone, ale nie zwyciężone, szybko oddalały się w kierunku bieguna południowego. Najprawdopodobniej Raszyn umyślnie wyprowadził je z boju, pragnąc zachować odwody. Ale i tak drogę do Ziemi przegradzał niezniszczalny „Stark”. Choć Grupa F dokonała rzeczy niemożliwych, przed sobą miała jeszcze jedną niewykonalną.

* * *

„Stark” i dwa battleshipy uderzyły salwą, zmieniając w kulę ognia jeszcze jeden destroyer. Zamykający Grupę F wykonał zwód, po czym wystrzałami baterii rufowych unieruchomił Ziemian usiłujących wykonać nawrót i rzucić się w pościg za buntownikami. Kilka razy odczuwalnie oberwał w korpus, ale nie śmiertelnie. Pięć okrętów, atakując, kontynuowało lot przed siebie prosto na trójkę silniejszych wrogów.

– Zostało jedenaście minut – przypomniał Werner. – Przegrzew reaktora krytyczny.

– Liczby! – zażądał Borowski.

– Lepiej, żebyście tego nie wiedzieli – melancholijnie odparł Andrew.

Jeszcze jedna salwa Ziemian poszła w przestrzeń.

– Jak ominiemy tego głupa, szefie? – zapytał ZDO, najwyraźniej mając na myśli „Starka”.

– Nie będziemy go omijali – wycedził Raszyn. – Ściśniemy go i złamiemy. Kto nie rozumie, objaśniam. Słuchajcie mnie wszyscy! Megadestroyery mają pewien konstrukcyjny feler. Dziesięć minut ognia zaporowego i wysiada system naprowadzania. Wszystko jasne? Uszkodzić tej chujowiny nie damy rady. Ale zamknąć jej pysk na pewno. Potem spokojnie wylądujemy.

Dziesięć minut pod takim ogniem… – pomyślała Ive. – Cóż, może ktoś się uratuje. Ale nie my. My mamy reaktor… Och…