Выбрать главу

Odruchowo wykonała unik.

– Straciliśmy destroyer – zameldował Borowski.

– Jeszcze dwa battleshipy – powiedział admirał. – Potem będzie już z górki.

– Doganiają nas fightery.

– W dupie. Nie zdążą. Werner! Andriej! Dasz nam dwadzieścia minut?

– Osiemnaście, Oleg Igoriewicz. Tylko osiemnaście.

– Nie chcę tracić okrętu – wymamrotał Raszyn. – Bo czym polecimy na Obcych?

– Niech pan przestanie pieprzyć, driver! – eksplodował ZDO. – Bez okrętu jesteśmy załatwieni! Wyskoczymy w modułach, to nas w nich rozstrzelają! A jeśli nie rozstrzelają, to gdzie wylądujemy? Prosto w dyrektorskie łapy! I pod ścianę. Mnie i pana na pewno. Pozostali też nie będą narzekać, że za mało dostali.

– Wyluzuj, Jean Paul – ugodowo mruknął admirał. – Jesteś na służbie, co by nie mówić.

– Scout neutrali wszedł na wskazany mu kurs – zameldował łącznościowiec.

– Cieszę się za Abe’a – warknął Borowski. – Przynajmniej ten przeżyje, fiut cwany. Ale i tak go aresztują…

– Nasz Abe jest nie do wykończenia – pokręcił głową Raszyn, powtarzając te słowa nie wiadomo który już raz.

Dwa ocalałe z walki cruisery Grupy F natknęły się na zwarty ogień „Starka” i zaczęły wykonywać wymyślny taniec pośród tęczowych błysków. Na twarz Candy wypłynął uśmiech. Wszystko dokoła wydało jej się nagle snem. Po raz pierwszy w życiu kapitan-porucznik Ivetta Kendall tak naprawdę zrozumiała, czym się zajmuje.

Przez wszystkie poprzednie lata, od chwili wstąpienia na uczelnię, Ive tylko się bawiła. Te zabawy czasem przynosiły kontuzje i psychiczne traumy. Ale i tak to, co w tej chwili pokazywał jej komputer, nie istniało. Ani jaskrawe eksplozje, ani ostre jak brzytwa wielobarwne promienie, ani piękne bojowe barwy okrętów. To wszystko było fikcją wpakowaną w pamięć maszyny, usłużnie wyprowadzaną przez nią na ekran tylko po to chyba, żeby człowiek podejmujący decyzje nie cierpiał z powodu braku danych. Kolorowanie, wyostrzanie, konturowanie, markery oraz biegające cyferki miały przecież tylko ułatwiać i przyspieszać wchłanianie danych. Tak naprawdę kosmiczna walka wyglądała surowo, bezbarwnie, sucho, ponuro, okrutnie. Ale specjalnie dla takich jak Ive ktoś mądry zmienił wojnę w miłą dla oka kolorowankę.

Myśl o tym była przykra. Przykro umierać za scenografię.

Tymczasem „Stark” zwrócił całą swą uwagę na cruisery, a pozostałe przy życiu ziemskie battleshipy na całego waliły w zbliżające się okręty buntowników. „Skoczek” stracił jeden dziobowy promiennik i dwa małe działa burtowe. Zaczęły wysiadać przeciążone systemy chłodzenia, przez co wewnątrz okrętu powietrze osiągnęło temperaturę pięćdziesięciu stopni Celsjusza. Nigdy jeszcze SOB „Paul Atrydes” nie przeżywał takich długotrwałych przeciążeń bojowych, i to z niesprawnym reaktorem.

– Straciliśmy destroyer – znów powiedział Borowski.

– Widzę – odparł Raszyn.

– Jest jeszcze meldunek tekstowy. Prowadzony przez nas okręt prosi o zezwolenie wycofania się z boju. Wysiadł system, szefie. Już wcześniej miał kłopoty z elektroniką. A… Nie, już o nic nie prosi.

– Widzę, Jean Paul.

Jeden z cruiserów, wykreślając precelki dokoła rzygającego płomieniami „Starka”, zaczął zwalniać.

– Temu też się przegrzał reaktor.

– Dziwne, że nie rozwalił nas pierwszy wybuch. Nie próbowałeś podliczyć mocy?

– Wysadzili wszystkie bomby, jakie tylko mogli znaleźć.

– Nienawidzę Marsjan! – ryknął admirał. – Tak wszystko było idealnie obliczone…

– Oni przecież chcieli nam pomóc, szefie…

– Kto ci to powiedział?

– Tak mi się wydaje.

– Akurat!

Mocno pokiereszowane cruisery i dwa na pół żywe destroyery wycinały hołubce dokoła dwóch wielkich ziemskich planetolotów. Najpierw Ziemianin zaczął rzygać parą z licznych szczelin. Potem zapłonął i wyrzucił moduły awaryjne mały buntownik. I nagle rufa jeszcze jednego Ziemianina zajęła się ogniem.

– Trafiłem! – darł się Fox. – Widział pan, szefie? Trafiłem mu w…

Rufa battleshipa zaczęła purpurowieć.

– Do tyłu! – krzyknął Raszyn. – W tył, żeby tak twoją mać, w ty-y-ył!!!

Ostatni destroyer Grupy F nie zdążył wycofać się na odpowiednią odległość od eksplodującego przeciwnika. Mętnoczerwony obłok zasnuł obie jednostki.

– Koniec – powiedział admirał beznamiętnym głosem. – Jeszcze dziesięć minut i koniec. Maks piętnaście. Candy! Idziemy pomóc naszym.

– Nie mamy piętnastu minut. Nawet dziesięciu – wtrącił się przez interkom Werner. – Albo katapultuję reaktor za pięć minut, albo za nic nie odpowiadam.

– A jakby dać mu chwilkę odsapnąć? – zapytał Borowski.

– Bez sensu. To bolesne, co panu powiem, ale on już wybucha. Można powiedzieć, że trzymam go w rękach i dmucham jak na gorącą kartoszkę.

– A co z tobą tam? – jakby przypomniawszy sobie coś ważnego, zapytał ZDO. Widocznie, jak i każdemu do tej chwili, wydawało mu się, że tam, gdzie gospodarzy Werner, wszystko musi być cacy. – Ile rentgenów załapałeś?

– Betka, jestem w ciężkim skafandrze – odparł Andrew. – Tu już dawno mam pustkę. Inaczej nie ochłodziłbym tej zabawki.

– Jaki stopień przegrzania, Andriej? – ostrożnym tonem znów odezwał się do niego Jean Paul, po raz pierwszy używając rosyjskiego imienia Wernera.

– Dwieście trzydzieści.

– Czyli powinniśmy byli eksplodować trzydzieści procent temu?

– W próżni pociągnie nawet do dwustu pięćdziesięciu. Ale to ma swoje minusy. Nie mogę dokładnie określić momentu, kiedy palnik pójdzie w diabły.

– Potrzebujemy jeszcze dwóch minut lotu do rozpoczęcia pracy ze „Starkiem” – sucho rzuciła Ive. – Przypuśćmy, że wyląduję na tym, co jest w zasobnikach, to nie problem. Ale przy „Starku” będę potrzebowała całej mocy, i to na długo. Zdecydujcie się w końcu na coś, panowie.

– Ja też będę potrzebował całej mocy – wtrącił Fox. – Ca-łej! Słyszysz, Andy?

– Słyszę – ponuro potwierdził technik.

– Możemy zaczynać? – zapytał Raszyn, wracając ze swojego taktycznego daleka. – Jest nas trzech, ale to chyba tylko czasowo.

– Dobra – powiedział Werner. – Idziemy powalczyć. Zapomnijcie wszystko, co powiedziałem. Zatłuczcie gada.

– Słyszeliście?! – zapytał admirał z takim zapałem, jakby mu darowano życie. Zresztą trochę tak było. – Wy-ko-nać! Zatłuc gada!!!

– Scout neutrali prosi „Starka” o otwarcie śluzy – zameldowało radio. – Mówi, że się boi. Chce przeczekać. Zgodzili się.

– Nie wiem, co Abe wymyślił – wymamrotał Borowski – ale niepotrzebnie to robi.

W tym czasie Andrew dosłownie tonął we własnym pocie wewnątrz kombinezonu. Temperatura przestrzeni, choć bliska zeru absolutnemu, już na poziomie poszycia zmieniała się w dodatnią, a wewnątrz sekcji reaktora sporo metalowego sprzętu było lśniącą kałużą. Gdyby Werner nie wpadł na ryzykowny eksperyment z rozszczelnieniem, „Skoczek” eksplodowałby ponad pół godziny temu. Ale technik zdawał sobie sprawę, jak blisko śmierci jest Grupa F, i chciał dać Raszynowi tyle szans, ile mógł i potrafił. Dlatego reaktor działał już poza granicą możliwości. Andrew nie potrafił wyliczyć, jak długo jeszcze wytrzyma, ale wiedział, że musi działać. Gdyby reaktor nie decydował w tej chwili o życiu lub śmierci, Werner z przyjemnością poradziłby Raszynowi wskoczyć do modułu awaryjnego i sam ruszyłby tam za nim. Tyle że od tego, czy ocaleje „Skoczek” i czy jego dowódca wyjdzie z boju zwycięsko, zależało bardzo wiele, zbyt wiele. Poza tym wyrzut w modułach oznaczał dla załogi natychmiastowe uwięzienie. I równie niechybną salwę plutonu egzekucyjnego – co najmniej dla zdrajców ojczyzny: Uspienskiego, Borowskiego, Kendall i Foxa. A może i dla reszty. Zresztą z tej listy najbardziej obchodziła go Ive. To, co robił w tej chwili, robił dla niej.