Dlatego „Skoczek” po prostu musiał zdławić ogień „Starka” i przebić się w stronę Rosji. Tam, gdzie buntownicy długo jeszcze nie będą wykryci. A gdy już ich wykryją, odwiozą do Europy z honorami. Dlatego ten przeklęty reaktor musiał wytrzymać jeszcze kwadrans.
Pod warunkiem, że SOB „Paul Atrydes” nie zostanie wcześniej śmiertelnie zraniony.
I jeśli „Starkowi” pod wpływem przeciążenia nie wysiądzie system sterowania ogniem.
I jeśli nie wysiądą nerwy master-nawigator Kendall. W jej rękach było już nie tylko życie Wernera, ale całej załogi.
Trzy cruisery, niemal niewidoczne na tle gigantycznego cielska „Starka”, dziobały jego porty armatnie i szybko odskakiwały. Dokoła samobójców uwijały się fightery, ale Raszyn polecił nie zwracać na nie uwagi. Zresztą stado tych drobnych jednostek starało się trzymać z daleka, odkąd co najmniej dziesięć z nich rozbiło się o burty atakujących, nie wyrządzając im specjalnej szkody.
Upływała siódma minuta walki, kiedy jeden z cruiserów, ten, któremu już wcześniej nawalał napęd, stracił sterowanie.
– Och, teraz się zacznie… – szepnął Borowski, wciągając głowę w ramiona. – Niechby przynajmniej wbił się w niego czy co…
„Stark” wystrzelił i trafił. Był to potworny widok. Po okręcie nie został praktycznie żaden ślad. Silna i dobrze chroniona jak na swoją klasę jednostka rozpadła się w pył.
– Pracujemy, chłopcy i dziewczynki… – mamrotał Raszyn. – Pracujemy…
„Stark” kilka razy haniebnie spudłował, jakby palnął bez celowania. Przerwy między salwami giganta wydłużały się coraz bardziej.
– Słabnie, gadzina! – warknął zadowolony admirał. – Candy, bliżej, bliżej do niego!
– Jak tam, siostro? – zawołał ze stanowiska ogniowego Fox.
– Trzymam się – wycedziła przez zęby Ive. Czasem wzrok jej mętniał i tylko wysiłkiem woli udawało jej się rozpędzać przesłaniającą spojrzenie mgłę. Kendall była zmęczona, do tego bardzo nie podobał jej się głos, jakim o temperaturze reaktora meldował Werner. Był za bardzo spokojny. Przesadnie. Ive wystarczająco dobrze znała swojego Andy’ego, by to wyczuć. Zwykle żywy i bezpośredni, teraz stał się nagle bardzo skoncentrowany i nawet trochę jakby nie z tego świata.
Monitor diagnostyki części rufowej na jej pulpicie był martwy. Zdalna kontrola reaktora przestała funkcjonować. Tylko dzięki działaniom Andrew skomplikowana maszyneria nie zaczęła jeszcze żyć własnym życiem. I była jeszcze jedna rzecz, co do której w Ive zaczęły się dopiero rodzić mętne przypuszczenia, ale z braku czasu nie mogła ich sprawdzić – jeśli nie ma kontroli zdalnej, a tylko ręczna, to znaczy…
– Nie spać! – wrzasnął jej nad uchem admirał. – Walnie z szóstego portu za dziesięć sekund. Osiem… Siedem…
Łu-bu-dub! Pudło.
– Zuch. I trzymaj się nadal z dala od rufy. On tylko czeka, żebyśmy się połakomili na zwierciadła.
– W porządku, sir.
– Candy, słoneczko, jeszcze trochę. Jak będzie trzeba, to ja sam wyląduję.
– Jestem OK, sir.
– Uwaga! – usłyszeli w słuchawkach głos Wernera.
Powiedział to cicho, ale tak, że Ive poczuła spazm w gardle.
– Jeszcze ociupinka, Andriej! – jęknął admirał. – Kropelka!!!
– Za sześćdziesiąt sekund reaktor wybuchnie. Proszę o pozwolenie katapultowania reaktora.
Raszyn zawył i obiema rękami z całej siły walnął w pulpit, rozbijając szybkę jednego z monitorów.
– Koniec… – syknął, uderzając głową w szklane kruszywo. – Koniec…
– Rozumiem – powiedział Andrew i nieoczekiwanie zachichotał. – Ive, kochanie, przechodź na zasobniki. I jeszcze jedno, kochanie…
– Zabraniam!!! – ryknął dowódca, unosząc głowę do sufitu, jakby chciał poprosić o coś Boga, w którego nie wierzył. – Poruczniku Werner, zabraniam panu!
Borowski wyciągnął rękę, zamierzając widocznie chwycić admirała za ramię, ale nie sięgnął.
– Christoff, przejmij sterowanie – szepnęła Candy. W końcu zrozumiała, dlaczego Raszyn zachowuje się jak wariat. I co chciał jej powiedzieć Andrew.
– A co jeszcze? – zapytał Werner z lekkim zdziwieniem w głosie. – Czego oczekiwaliście, szczerze mówiąc?
– Nie wiem! – krzyknął admirał. – Nie wiem!!! Wymyśl coś! Idiota! Dupek! Zabiję cię!
– Proszę się zamknąć, szefie – poprosiła Ive pozbawionym emocji głosem. – Słyszę cię, Andriej.
– Byłem szczęśliwy z tobą, kochana. Taki szczęśliwy… Bardzo cię kocham.
– Ja też cię kocham, do szaleństwa – powiedziała Candy, czując, jak uszczelka maski wchłania jej łzy. – Bardzo. Zawsze.
„Skoczkiem” szarpnęło – to Christoff uchylił się przed salwą, ale zrobił to nie tak zręcznie jak Kendall.
– Zwrot! – wychrypiał Raszyn. – Rufą do „Starka”!
– Sprytny ruch, szefie – pochwalił admirała Werner. – Kochanie! Wybacz, że tak wyszło. Nie dało się inaczej. No, życzę wszystkim szczęścia. Aktywuję wyrzut. Ive!
– Tak… – wykrztusiła, z trudem pokonując czop w gardle.
– Kocham cię.
Na rufie coś trzasnęło, pękło, wybuchło i cruiser stanął dęba.
– Przejmuję sterowanie! – krzyknął Raszyn. – Trzymajcie się! Daję pełną moc!
Okręt odskoczył od „Starka” z takim impetem, że na SDO wszystkim pociemniało w oczach. A potem cruiser jakby został przeszyty błyskawicą. Z sufitu runął wodospad ognistych iskier, elektronika wysiadła całkowicie. „Skoczek” oślepł i jak niesterowalny bąk pognał w przestrzeń.
– Wprowadzam ostatnią rezerwę bezpieczników – wymamrotał ktoś w interkomie.
– Nie zdążył – ponuro zameldował Fox. – Widziałem. „Stark” rozwalił nasz reaktor, zanim ten zbliżył się dostatecznie. Ale oni tam, jak sądzę, też nie mają lekko.
W pomieszczeniu zapłonęły światła. Wszyscy odwrócili się do ekranu i zobaczyli, jak na „Starka” nadlatuje ognisty huragan, a megadestroyer odpełza na napędzie awaryjnym. Drugi cruiser, który ucierpiał mniej niż „Skoczek”, odważnie pakował się olbrzymowi pod ogon, ryzykując, że spłonie w ogniu wydechu, gdyby gigant ruszył do przodu. Albo że zostanie rozniesiony w pył, jeśli potwór zdoła uruchomić baterie rufowe.
– Wiej, głupku! – zażądał admirał, z trudem wyrównując swój okręt.
W tym momencie „Stark” wystrzelił z baterii rufowych i szaleńczo odważny cruiser zmienił się w kulę płomieni.
– Do zwrotu! – polecił Raszyn. – Artyleria, jak działa?
– Staram się jak mogę, sir! – raźnie odpowiedział Fox.
– Szefie, niech mi pan da pokierować – cicho poprosiła Ive.
– W życiu! – odparł admirał, odgadując jej zamysł.
– Szefie! – Candy sięgnęła do pulpitu, ale Raszyn ją wyprzedził. Otworzył panel pod swoimi stopami, coś tam przełączył i deska rozdzielcza Ive nagle umarła.
– Musimy to zrobić! – ryknął dowódca. – W przeciwnym wypadku wszystko to o kant potłuc!
Kendall odpięła pasy, wstała. Wydawało jej się to szaleństwem, ale i tak było jej wszystko jedno. Cruiser skakał w przestrzeni niczym prawdziwy skoczek pustynny. A Ive, czepiając się czego tylko mogła, ruszyła do wyjścia z SDO.
Borowski poluzował pasy i gdy Candy mijała jego stanowisko, wyciągnął rękę, by mocno uderzyć ją kantem dłoni po kolanach. Dziewczyna straciła równowagę, zwaliła się na plecy, po czym uderzywszy hełmem o podłokietnik fotela, złamała go i znieruchomiała.