Выбрать главу

– Niech pan przestanie z tymi rosyjskimi sztuczkami! – zdenerwował się Borowski. – Jest pan żołnierzem czy nie?

– Chyba jednak nie. – Raszyn westchnął z goryczą. – Jak byłem nawigatorem, tak nawigatorem zostałem.

– Szkoda.

– Lepiej popatrz na siebie, znalazł się masowy zabójca. Boisz się jechać na dół, uszczelki musisz zmieniać…

– Krótko rzecz ujmując – podsumował pierwszy oficer – niczego pan jeszcze nie postanowił.

– Nie bój się – powiedział admirał. – Jak przyjdzie co do czego, to szybko postanowię. I tak musimy walić na profilaktykę za miesiąc.

– Akurat! Co będzie, jak „Skoczkowi” odbiorą działa? W celu profilaktycznym, że tak powiem?

– Nie odbiorą. Jeszcze sobie polatamy.

– Chciałbym to widzieć! – ryknął Borowski wyzywająco.

* * *

Był środek nocy czasu pokładowego, kiedy ciszę zmiażdżył głośny gong. „Skoczek” drgnął – reaktor cisnął energię do zasobników. To obudziło nawet tych, których sygnał Do boju! zmusił ledwie do rozklejenia powiek. Cruiser szykował się do salwy.

Ive wpadła na SDO druga, zaraz po Foksie. Kanonier już siedział w fotelu i jedną ręką ciągnął pasy, drugą nerwowymi uderzeniami traktował swój pulpit kontaktowy, wprowadzając działa w tryb namierzania.

– Co jest?! – krzyknęła Candy, wskakując w swój fotel, włączając jednym ruchem całą automatykę poruszania i wpijając się spojrzeniem w monitor. – Gdzie?!

– DN! – warknął Fox. – NES! Skur-r-r! – Teraz już walił w pulpit obiema rękami. Okręt wibrował – główny laser sygnalizował pełny ładunek. Cichy syk towarzyszył hermetyzacji luków między sekcjami.

– Bojowy! – rozległ się w głośnikach głos Raszyna.

– NES! – zameldował Fox. W języku komend oznaczało to no enemy spotted. Rzucone wcześniej DN było jego własnym wynalazkiem i znaczyło I don’t know.

– RM – Ive z pewnym rozleniwieniem dodała swoje regulaminowe ready to move. Dotarło do niej nagle, że fotel dowódcy jest pusty. To znaczyło, że Borowski razem z Raszynem właśnie patrzyli w monitor kontroli gotowości i drapali się po głowach, odnotowując spóźnialskich.

– To ćwiczenia, Mike – powiedziała Candy. – Luz.

– Alarm ćwiczebny. Pełna gotowość dwie minuty trzydzieści jeden sekund – w tej samej chwili usłyszeli głos admirała. – Alarm odwołany. I co ja mam teraz z wami robić, astronauci?

– Niemożliwe! – sapnął Fox, gapiąc się w głośnik, jakby sądził, że wyjrzy z niego głowa admirała. – Jaki… jaki to czas?

– Wszyscy słyszeli? – zapytał Raszyn. – Dwie trzydzieści jeden. Zuchy! Do odwołania rozkazu pozostać na posterunkach. Zaraz przejdziemy się do was i wysłuchamy pytań. Czekać!

– Fffuch! Oj-joj! – Kanonier zmalał w fotelu i ścisnął skronie rękami. Ive opadła na oparcie i zaczęła głęboko oddychać, mając nadzieję, że podniecenie opadnie samo, nie zmuszając kończyn do widocznego drżenia. „Skoczek” kilka razy zadygotał konwulsyjnie, jakby również cierpiał na bóle głowy.

– „Stary Paul” też luzuje – zauważył Fox, wyjmując z kieszeni środki przeciwbólowe. – Chcesz tabletkę, Candy?

– Nie, dzięki. Która godzina? – zapytała kapitan-porucznik, odpinając pasy. Szybko zerknęła na wmontowany w mankiet speckostiumu cyferblat. – Hmm, prawie czwarta… Słuchaj, Mike, jak to możliwe? Przecież poprawiliśmy rekord floty o pół minuty.

– O dwadzieścia dziewięć sekund – kanonier skorygował ją niewyraźnie z powodu ust wypełnionych pigułkami. Również uwalniał się z pasów. – No i Raszyn ściągnął sobie problem na głowę. Będzie nas musiał wynagrodzić. Pamiętasz, kiedy mieliśmy ostatni ćwiczebny alarm?

– Nie-e.

– Właśnie. Jedno ci powiem: żadnych alarmów nie było od końca kampanii. Już rok. Jak tylko wszystko się uspokoiło, Rada Dyrektorów wysunęła wniosek likwidacji floty. Komu potrzebny jest ćwiczebny alarm na okręcie, który ma iść na żyletki?

– No to co, że na żyletki? – zapytała Ive, luzując zapięcia speckostiumu. Zdążyła się ubrać w pełny uniform. Dały o sobie znać miesiące treningów, podczas których wszystkie działania w warunkach alarmu doprowadzono do odruchów. Przy tym pierwszy raz speckostium Candy nałożyła, mając szesnaście lat. A pierwsze odznaczenie bojowe otrzymała w wieku lat dwudziestu.

– Jakoś zacząłem się tym wszystkim przejmować – poskarżył się Fox. – Widziałaś?

– Mike, byłeś wspaniały jak zawsze. Kiedy jesteś w uderzeniu, to… to jest fantastyka! Masz prawdziwy talent.

Kanonier chrząknął zadowolony i wyciągnął z kieszeni ogryzek cygara.

– E! – obruszyła się kapitan-porucznik.

Fox popatrzył na trzymany w ręku ogarek i szybko go schował. Przypadki palenia na pokładzie w ogóle nie były uwzględnione w regulaminie z powodu swojej zupełnej absurdalności.

– Moja wina – przyznał. – Powiedziałaś, żebym wyluzował, to wyluzowałem.

– Zaraz przyjdzie Raszyn, on cię wyluzuje – obiecała Ive.

– Te, kot! – rzucił kanonier przez ramię. – Kursant Kendall, zdjąć spodnie, pokazać stan posiadania majtek.

– Akurat mam na sobie. A ty bez wazeliny już się nie wpakujesz w kostium.

– Yhy – westchnął Fox. – Tak mi się coś wydaje, to z nerwów.

– To się tak nie przejmuj – poradziła Candy. – Zjedziemy na dół, pójdziemy do knajpy, wypijemy, potańczymy, znajdziesz sobie odpowiednią dziewczynę i cały stres jak ręką odjął.

– Nie chcę na dół – powiedział kanonier z determinacją. – Nie chcę i już. Znowu nie wyjdziemy do miasta, będziemy siedzieli w bazie.

– A w bazie nie można się zabawić?

– Wkurza mnie ten tłum przy bramie. Przez cały czas o nim pamiętam, wiesz? A kto w tłumie? Zwyczajni ludzie. Normalni ludzie. Tak w zasadzie dobrzy ludzie, oto w czym problem. Nie źli. Stoją z plakatami Mordercy w kosmos; Stąd też można ich zobaczyć, tylko trzeba dostroić optykę. Ale stąd nie będę się gapił, na cholerę mi to…

Fox nie zdążył dokończyć swojej przydługiej skargi – pokrywa śluzy wsunęła się w ścianę, a na mostek wszedł Raszyn z mobilnym terminalem w ręku. Astronauci poderwali się na równe nogi.

– Spocznij, spocznij – zezwolił admirał. Popatrzył na swój monitor. – Czyli tak, Michael, byłeś na posterunku w dwie jedenaście, a ty, Ivetto, w dwie osiemnaście. Wspaniały wynik. Pytania, prośby, propozycje?

– Nie, panie admirale! – chórem odpowiedzieli Fox i Ive.

– Nie będę wam dziękował w imieniu dowództwa, panie i panowie – powiedział Raszyn – ponieważ dowództwu zwisają i trzepocą wasze sukcesy. Ale osobiście… Postawię na dole butelczynę. Koniec, wyłączamy urządzenia i idziemy spać. Dziś możecie kimać godzinę dłużej. I jeszcze raz dziękuję za służbę. Gratulacje.

– A kto był pierwszy? – zapytał kanonier.

Admirał już stał w progu.

– Najlepsze wyniki mają technicy – rzucił przez ramię.

– Ciekawe – zdziwił się Fox. – Przecież oni mają najwięcej biegania.

– Właśnie – skinął głową Raszyn i wyszedł.

– Andy też ma dryg do pracy – powiedział kanonier. – Jak ja.

– A ja? – obruszyła się scenicznie kapitan-porucznik.

– Ty masz bardzo ładne oczy i wspaniały tyłeczek – pocieszył ją grubas.

– Jesteś dupa wołowa, Mickey – uśmiechnęła się Ive, wyłączając zasilanie sektora napędowego. – Nie wierzysz, że kobieta też coś może w życiu osiągnąć, zająć jakieś godne miejsce…