W ostatnim czasie sytuacja stała się jeszcze poważniejsza. Idąc do admirała ze złymi wieściami, Moser odruchowo ciągle zwalniał i zwalniał. Zastanawiał się przez cały czas nad tym, kiedy będzie najrozsądniej poprosić Raszyna o przeniesienie na dół i jak właściwie to zrobić.
A był już najwyższy czas wiać. Afera z wysłaniem „Ripley” na Cerbera cuchnęła na kilometr. Adiutant był pewien, że jego dowódcy urwą niedługo jego sprytny rosyjski łeb.
Na drzwiach kajuty master-nawigator Kendall czerwonym flamastrem narysowano cukierek. Rysunek wykonany był w biegu, jednym ruchem, ale jaskrawa linia niedbale ciśnięta na biały plastyk zdradzała nietuzinkowy talent. Zamyślony Werner wdusił palcem przycisk wywołania, drzwi otworzyły się w tej samej chwili.
– Mamy na „Skoczku” maniaka – powiedział Andrew, odruchowo gapiąc się na wnikający w ścianę cukierek. – Dzień dobry, pani kapitan. Przepraszam za to spóźnienie… – Przeniósł wzrok na stojącą w progu dziewczynę i tylko dzięki nadludzkiej sile woli nie chwycił się za serce, które nagle zabolało. Werner nie sądził, że zatęsknił za Ive aż tak bardzo. Poza tym nie otrząsnął się jeszcze z bezsensownej paplaniny z Moserem. Przez całą drogę do kajuty Candy usiłował w myślach postawić się na miejscu adiutanta flagowego, a jego umieścić na swoim. Bez powodzenia.
– Dzień dobry – powiedziała Ive i cofnęła się, chyba też lekko speszona. – Nie stój tak, wchodź. Co do maniaków, połowa załogi to maniacy.
– Ależ nie! – machnął ręką Andrew. – Przecież widziałem, co jest namalowane u pani na drzwiach.
– Wydaje mi się, że byliśmy na ty – przypomniała Candy, potem zaintrygowana wyszła na korytarz i zamknęła drzwi. – O, masz! A to skąd?
– Nie mam pojęcia. – Technik jednak podniósł rękę i potarł klatkę piersiową, w której kołatało pokłute serce. Wcześniej nic takiego się z nim nie działo. Jakby całym ciałem coś przeczuwał. Coś wielkiego i przerażającego.
Ive stała o krok od niego, zupełnie blisko, i Andrew z czułością pomyślał, że jest taka wzruszająco mała, przytulna i taka domowa w lekkim dresie i na bosaka. Chętnie położyłby dziewczynie na ramieniu silną, pewną męską dłoń i obronił ją przed wszystkim, co tylko mogłoby jej zagrozić. Ale ręka nie słuchała.
– No ta-a-ak… – powiedziała Candy, przypatrując się cukierkowi. – Malarz. Zdarzają się utalentowani ludzie… Jeden ruch, a ile ekspresji. Żebym tak go, łajdaka, schwytała! Za karę musiałby namalować przyzwoity obraz do mesy.
– Nie poznaje pani stylu?
– Posłuchaj, Andy, zaraz coś mnie trafi – powiedziała Ive, odwracając się do niego twarzą. – Nie pani, a ty.
– Już więcej nie będę – obiecał potulnie Werner. – No to jak, poznajesz styl?
Kapitan-porucznik jeszcze raz przyjrzała się rysunkowi, pokręciła głową, otworzyła drzwi i gestem zaprosiła Andrew do wnętrza.
– Ma skłonności do czerwieni – powiedział ten, przekraczając wysoki próg z próżniowym uszczelniaczem. – Przecież to ta sama ręka co w basenie.
– Może – skinęła głową Ive, jednocześnie zamykając drzwi. – Nawet bardzo prawdopodobne.
– To wykazuje analiza grafologiczna na podstawowym poziomie – upierał się Werner. Ciągle czuł się skrępowany, choć kłucie serca ustało. – Przecież mamy wzorce pisma całej załogi. Wystarczyłoby zeskanować ten cukierek i zadać komputerowi analizę. W Sieci na pewno znajdzie się odpowiedni soft. Trzeba to znaleźć i ściągnąć na górę. Nasze komputery wspomagające są słabe, ale to nic. Procesor nadzorczy poradzi sobie z tym w pięć sekund.
– Ty to masz pomysły! – roześmiała się Kendall. – Nie powinieneś się znać na takich numerach.
– Niby dlaczego?! – Andrew dumnie wypiął pierś. – Zero roboty. I tak procesor leży teraz bykiem. Nikt się nawet nie dowie, co robił… Ludzie są pomysłowi, jeden mój koleś ze zwyczajnej muszli klozetowej zrobił aparat destylacyjny. Na scoucie. I tak nikt go tam nie używa. Jak chłopaki dolecą do Cerbera… – urwał i zrobił wielkie oczy.
– Ja milczę! – uśmiechnęła się Ive. – Usiądź. I opowiedz coś jeszcze.
– Reszta nie jest interesująca. Technicy wiodą swoje życie, mają swój folklor. Nawigatorzy pewnie też. Każda profesja ma swoją składnicę bajek. Popatrz, dopiero co w centralnym rdzeniu tak rechotaliśmy, że hej! A gdyby znalazł się tam Borowski, uznałby, że wszyscy powariowaliśmy. Bo on zna tylko legendy załogi bojowej. A pan-n-n… A ty po co mnie wezwałaś?
– No! Łapiesz. Posłuchaj, jest taka sprawa… Dobrze, że przypomniałeś, zapomniałabym!
– Ja też – nieoczekiwanie przyznał się Andrew. Nic nie mógł na to poradzić, po prostu palnął.
– O czym zapomniałeś? – zdziwiła się Candy.
Werner mocno zacisnął powieki i wypalił:
– Bo już pomyślałem, że mamy randkę!
A kiedy otworzył oczy, Ive była zupełnie blisko i patrzyła z dołu do góry ufnie i uważnie.
– Kim ty jesteś, Andrew? – zapytała dokładnie tak jak poprzednio.
– Albo cię pocałuję, albo umrę – odpowiedział nie na temat Werner.
Tak po prostu, bez wstępnych gierek. Zaraz oberwę po ryju… – przemknęło mu przez głowę. – A ja uklęknę. Koniec, po mnie. To miłość. Nieźle.
Ale czułe ręce już obejmowały jego szyję, a miękkie usta przylgnęły do jego ust.
Andy ostrożnie, ale mocno objął Ive i przesunął koniuszkiem nosa po jej policzku. Pocałował w szyję, niemal jej nie dotykając, samym oddechem. I popatrzył w przymknięte oczy. I znowu pocałował, namiętnie, ale bez nacisku, bez agresywnej męskiej żądzy. I w tym momencie przed Ive stał inny Andrew Werner, nie ten, którego znało wiele innych kobiet tam na dole. Nie poznawał siebie.
– Poczekaj – powiedziała Candy, delikatnie go odsuwając. Posłusznie cofnął się o pół kroku, ale nie wypuścił jej z objęć, pozwolił tylko nieco zwiększyć dystans. Oczy Ive nadal były półprzymknięte i wcale nie zamierzała się wyrywać. Jakiś szósty zmysł podpowiedział Andy’emu, że dziewczyna czuje się dobrze w jego objęciach. Chciała tylko coś powiedzieć.
– Bo naprawdę zapomnę – niemal wyszeptała i zbierając myśli, oparła się palcem o pierś Wernera. – Posłuchaj, my… Och, wszystko mi się miesza. Umówiliśmy się na ponadplanowy trening. Ale w SDO się nie uda. Mamy dwie drużyny, rozumiesz? Zawody. Zasiądziemy w bibliotece i dane wejściowe wprowadzimy do komputerów pomocniczych, ale sam mówiłeś, że one są słabiutkie…
– O co wam chodzi? – zapytał rzeczowo Andrew.
Ive odzyskała świadomość. Otworzyła szeroko oczy, ale nie odsunęła się, objęła Wernera w pasie.
– Rajd do orbity Jupitera, kto szybciej – wyjaśniła. – Kapujesz?