– Yhy…
– Co yhyV. – wypaliła Candy, zapominając, że Raszyn jest jednak trzygwiazdkowym admirałem.
– Mówię, że chłopak zawsze szybko kumał w krytycznych sytuacjach – wyjaśnił dowódca.
Wstał, podparł się pod boki i nachmurzył. Ive również się podniosła.
– A przy tym ma po prostu zwierzęcy instynkt samozachowawczy – rozważał na głos Raszyn, nie zauważając, że mówi o Andrew już w czasie teraźniejszym.
– Aa…
– Be! – Admirał wyciągnął z kołnierza mikrofon. – A ty, Ivetto, rzeczywiście jesteś głupia jak rzadko. Gdybym to ja był twoim ojcem, sprałbym cię na kwaśne jabłko! Miałaś chłopa z bogatą przeszłością, trzeba go było chronić! A ten… Skąd on mi się zwalił na głowę, były wariat i były kryminalista! Gdzie go mam teraz szukać, co? Delikatna i czuła dusza, żeby go w te, nazad i dogłębnie!… A może się tam przekręcił? Przecież to już doba!
Candy z rękami w kieszeniach demonstracyjnie odwróciła się do niego plecami.
– Borowski! – ryknął Raszyn do mikrofonu. – Uwaga! Alert dla wszystkich, którzy mogą się poruszać! I do rufy! Przeszukać mi wszystkie zakątki, gdzie może zmieścić się człowiek! Zajrzeć do każdej dziurki! Może on stracił przytomność albo coś innego… Koniecznie popatrzcie w łapach, może tam się wala!
– Kto? – zapytał oszołomiony pierwszy oficer.
– Przecież porucznik Werner, jego mać! – wrzasnął admirał.
Przez chwilę Borowski milczał, nie dowierzając.
– To, oczywiście, nie jest moja sprawa – zaczął – ale wydaje mi się…
– Wy-ko-nać! – wyszczekał Raszyn i przełączył się na inny zakres. Wziął kilka głębokich wdechów, żeby wrócić do normy. Potem powiedział już spokojniej:
– Uspienski wzywa de Ville’a. Zgłoś się, Wiktorze. Pilna sprawa.
– Tak? – odezwał się starosta.
– Nie masz tam przypadkiem moich ludzi?
– Na razie nie spotkałem. Ale pomysł jest niezły! – ucieszył się de Ville. – Właśnie sobie pomyślałem, że się tak obijają w obozie bez zajęcia. A mnie…
– Wiktor, ja poważnie.
– Nie, chyba nie mam.
– Nikogo nie zauważyliście?
– A co, dezerterzy?
– Niezupełnie. Po prostu mógł sobie pójść na spacer pewien technik. Pamiętasz go. Andriej, taki rozczochrany, z kitką.
– I z rogami… Nie, dowódco, nie było go tu.
– A gdzie jest doktor Lloyd?
– Wczoraj wieczorem wsiadł do swojego pudła i pojechał do Nowogrodu. Stało się to nagle, jakby wpadł na jakiś pomysł. Wiadomo, uczony!
– Aha… – powiedział admirał. – Dzięki, Wiktorze.
– Da pan ludzi?
– Jacy to ludzie? Drużyna kalek. Na razie nie mogę, wszyscy chorzy. Do widzenia.
Ive z zaciśniętymi ustami spacerowała tam i z powrotem po brzegu. Radio w jej kieszeni mruczało wieloma głosami. To dyżurna wachta przyodziana w skafandry, żeby nie załapać zbędnego rentgena, przeczesywała rufę „Skoczka”.
– Nowogród… – westchnął Raszyn. – Nie pojadę. Nudzi mnie to już.
– Co znowu? – zapytała oschłym tonem Candy.
– Nie wiem. Jakieś wstrętne te miejsca.
– Sumienie dręczy? – smętnie uśmiechnęła się Ive.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – wyszczerzył zęby dowódca. – I w ogóle kim ty jesteś, żeby pytać? Ja nie mam i nigdy nie miałem sumienia! Jestem admirałem, jasne?
Potykając się i mamrocząc coś ze złością pod nosem, pomaszerował do obozu. Przystanął jeszcze w połowie drogi i przez ramię rzucił Ive ponure spojrzenie.
– Polecisz za nim! – krzyknął. – Właśnie ty! Jak się podleczysz, od razu bierz kuter i leć! Sama go przegapiłaś, to sama teraz szukaj! Koniec! I odczepcie się ode mnie ze swoimi problemami! Zarąbaliście mnie tym! Masz, czytaj, smakuj! – Cisnął jej pod nogi gęsto zapisaną białą szmatę. – Czuły jest, patrzcie go! Nie czuły, a czub! I-dio-ta! Neuraste-nik!!!
Ive wyjęła ręce z kieszeni i rzuciła się podnosić list.
– Najlepsza załoga Słonecznego – wydzierał się nieopodal admirał. – Nędznicy! Krwiopijcy! Śmierci mojej się wam zachciało, tak?!
Candy zaczęła gładzić prześcieradło zapisane dziwnymi literami. Widziała, czuła w nich rękę Andy ego, ale co chciał powiedzieć, mogła się tylko domyślać. No i czy naprawdę chciała wiedzieć? Może lepiej było poprzestać na tym, co pamiętała, co wspólnie przeżyli na „Skoczku”, w tych najpiękniejszych chwilach jej życia. Jednak z listu mogła poznać Andrew jeszcze bliżej…
Spojrzała za odchodzącym admirałem, który mógłby odcyfrować dla niej te niemal już zapomniane znaki, ale jego postać dawno zniknęła między obozowymi namiotami. Tylko ciągle było słychać, jak wydziera się tam na podwładnych. Ive słyszała jednak, że jego głos już nie miał takiego złego brzmienia jak jeszcze przed chwilą.
– Kocham cię, Andy – powiedziała cicho, przytulając prześcieradło. Miała wrażenie, że czuje na nim zapach ukochanego, a przynajmniej chciała w to wierzyć.
Słownik
Tu Czytelnik odnajdzie m.in. wyjaśnienia, kim był właściwie ów „Skoczek”, którego imieniem nazwano okręt flagowy Grupy F, albo dlaczego admirał Raszyn cytuje Nostradamusa.
Alt, Jason din – profesjonalny hazardzista w znacznej mierze zawdzięczający powodzenie w grze zdolnościom ekstrasensa. Pewnego razu zgodził się zagrać cudzymi pieniędzmi dla podziału wygranej. Zmuszony do ucieczki znalazł się na planecie Pyrrus, słynącej z trudnych warunków życia (dwukrotna grawitacja, wrogo nastawiona fauna, jadowita flora). Wygrane pieniądze przeznaczone były na zakup uzbrojenia do walki z otaczającym środowiskiem. Nieszablonowy intelekt i zdolności organizatorskie din Alta pozwoliły mu nie tylko przeżyć na Pyrrusie, ale radykalnie zmienić tryb życia miejscowej społeczności, co doprowadziło do obniżenia naporu biosfery na osiedla ludzkie. Później zmontował z Pyrrian grupę najemników i stanąwszy na jej czele, wziął udział w szeregu awanturniczych wypraw. Więcej o din Alcie: H. Harrison „Planeta śmierci” i inne.
Attack Force – Grupa F. Wzmocniona brygada planetolotów przeznaczona do przechwytu jednostek i blokady powierzchni planet wewnątrz Układu Słonecznego. Przed drugą kampanią marsjańską AF była powiększona poprzez dołączenie do niej kilku WMO-105 (patrz: MEGADESTROYER). Liczba jednostek bojowych AF nigdy nie przekraczała 50. Przez lata pierwszej kampanii marsjańskiej AF z powodu złego dowodzenia i narzucania brygadzie niewłaściwych dla niej funkcji bombardujących straciła załogi 28 średnich i 31 lekkich jednostek. Charakterystyczne cechy późniejszej taktyki AF – dokładne uderzenie, zdolność do prowadzenia walki mimo przewagi ogniowej przeciwnika, szybkie przemieszczanie sił. Podczas drugiej kampanii marsjańskiej AF nie utraciła żadnej załogi z wyjątkiem częściowych strat w wyniku dywersji na WOB-103 „Enterprise”.
Atrydes, Paul – Imperator Paul Muad’Dib. Genialny prekognita. Urodzony w II w. jedenastego tysiąclecia na planecie Kaladan. W wieku 15 lat wraz z rodzicami przeniósł się na Arrakis (Diunę), gdzie spędził większą część swego życia. Zwyciężył walki rodów o kontrolę nad odkrywkami przyprawy (wielofunkcyjny narkotyk, ważny element systemu dalekiej łączności) i ogłosił się Imperatorem. Ugasił totalny dżihad – religijną wojnę, w toku której stał się władcą absolutnym zasiedlonej przez ludzi części Wszechświata, i zmusił wszystkich do pokoju. Znany także jako Mahdi (Prorok). Podczas wstąpienia do plemienia Fremenów otrzymał imię Usul i Paul Muad’Dib. Muad’Dib – w jednym z wariantów przekładu – to mysz kangurowa, arrakiański skoczek pustynny. Tym można wytłumaczyć frywolne traktowanie imienia A. przez załogę SOB „Paul Atrydes”. Więcej: F. Herbert „Diuna” i dalsze powieści. W postać filmową u D. Lyncha wcielił się Kyle MacLachlan, a u J. Harrisona – Alec Newman.
Battleship – ciężki planetolot, kosmiczny statek bojowy posiadający znaczną moc bojową, tzw. WOB (wielki okręt bojowy). Przeznaczony do ogniowego osłaniania operacji desantowych, swobodnego działania, niszczenia małych, średnich i wielkich okrętów. Całkowicie montowany jest tylko w dokach orbitalnych. Zazwyczaj eskortowany przez grupę scoutów i fighterów średniego promienia rażenia, dla których jednocześnie spełnia rolę bazy zaopatrzeniowo-remontowej. Jest nieaerodynamiczny, swobodnie manewruje tylko w próżni. W opisywanej rzeczywistości B. w większości pochodziły ze zmodernizowanej serii 104, posiadającej na wyposażeniu silniejsze uzbrojenie i mającej praktycznie nieograniczony zasięg w obrębie Układu Słonecznego.