Выбрать главу

— Wróci.

— Mam w imieniu tej nieszczęsnej planety nadzieję że nie wróci. A jak wróci to ty będziesz na niego czekał...

— Taki jest mój zamiar.

— Dobrze. Po trzecie masz jeszcze jedną cechę, którą punktujemy bardzo wysoko.

— Hmm?

— Bardzo łatwo dostosowujesz się do nowych warunków. Jeśli ktoś ma sobie poradzić to tylko ty. Poza tym jesteś patriotą. Powiedzmy, że jeśli będziesz miał możliwość zdobycia tam jakichś informacji i powrotu tutaj to będziemy bardzo radzi.

— Chcę skoczyć do przodu pięćset lat. Nie ma powrotu...

— Nie wykluczone, że pojawi się taka możliwość. Matematyczne wzory podróży w czasie już mamy. Może oni będą bardziej zaawansowani choć jeśli konflikt który nabrzmiewa wybuchnie to dobrze będzie jeśli znajdziesz na tej planecie dość nieskażonego powietrza aby głębiej odetchnąć. A jeśli spotkasz Prezydenta Koćkę i będziesz z niego wypruwał flaki to powiedz mu że generał Janderbidze przesyła pozdrowienia.

Nodar zasnął. Wycieńczony organizm domagał się swoich praw.

VII

Gdzieś w Andach.

Może w Peru?

Zdrajca Susłow siedział w jaskini. Lampa wisząca pod sklepieniem oświetlała tylko terminal przy którym pracował. Dalsze partie potężnej sali tonęły w ciemności. Przypadkowo odbite od laminowanego blatu i monitora refleksy światła wydobywały z mroku kontury potężnych maszyn. Susłow nacisnął enter. Na ekranie pojawiła się wirująca powoli kula ziemska. Ponad nią leciało stadko satelitów telekomunikacyjnych oraz stacja orbitalna Starego Prezydenta. Uderzył w kilka kolejnych klawiszy. Stacja wystrzeliła laserową wiązkę w stronę satelity. Ten odbił ją i strzelił w ziemię pod innym kątem.

— Dwadzieścia procent rozproszenia — mruknął sam do siebie. — Pięć odbić.

Wcisnął inną kombinację. Promień odbijał się od kilku satelitów aż wreszcie uderzył w powierzchnię planety po drugiej jej stronie. Susłow liczył na kartce.

— Jeśli laser ma moc jednego gigawata to tam będzie dwieście megawatów — powiedział sam do siebie.

Wstał i ruszył w stronę zamontowanego w kącie jaskini prototypu lasera. Laser celował w sufit. Wokoło ciągnęła się plątanina kabli. Kręcąc kółkiem przekręcił go tak by celował w niedużą wnękę w ścianie. Postawił w niej stalowy cylinder, następnie ustawił moc lasera na dwieście megawatów.

— No to chwila prawdy — powiedział.

Wcisnął przycisk. Błysnęło oślepiające światło. Minęło wiele minut zanim przestały mu latać przed oczyma czerwone kręgi. Wstrząsnął głową i podszedł. W ścianie wypalona była dziura. Stopione stalowe łzy znaczyły miejsce gdzie na podłogę upadły resztki cylindra.

— Nadal za dużo — powiedział sam do siebie.

W jego kieszeni zapiszczał alarm. Przekręcił kółkiem laser tak by celować w wylot z jaskini. Na szczęście to był tylko Dziadek Weteran. Wszedł jak do siebie. Uśmiechnął się. Zupełnie jakby znali się od lat, a nie od dwu dni.

— Serżo — uśmiechnął się. — Zaoszczędzisz sobie elektryki.

Z torby przewieszonej przez ramię wyjął flaszkę wódki.

— Prawdziwa śliwowica — powiedział z dumą. — Węgierska.

— Przecież nie ma już Węgrów. Ani jednego. Z ugroifinów zachowało się trochę arabosaamów. A skąd pan się tak właściwie tu wziął?

Staruszek uśmiechnął się lekko.

—Śliwowica to śliwowica. A śliwki zbierałem w ruinach Budapesztu. Cztery dni temu. Miałem niezły interwał.

— Budapesztu? — zainteresował się Susłow.

Z szafki wygrzebał licznik Geigera i przyłożył go do butelki. Wskazówka wychyliła się ale bardzo nieznacznie.

— No widzisz?

Susłow wstrząsnął głową.

— Skąd pan się tu wziął?

— Raczej ja jako gospodarz zapytałbym skąd pan się tu wziął.

— Gospodarz?

— Aha. Oddział alfa znalazł tę pieczarę.

— Jeszcze raz od początku.

Twarz starca ściągnęła się bólem.

— Od początku nie da rady — powiedział z żalem. — ten skurwiel z wąsikami badał zasoby mojego mózgu i wykasował to co mu było potrzebne. Dlatego jestem Dziadek Weteran. Nawet nie wiem jak się nazywałem zanim.

— Wykasował zasoby mózgu po odczytaniu...

Susłow poczuł się jakby oblewał go zimny pot. Wiedział, że możliwości Starego Prezydenta są duże, ale nie przypuszczał, że aż tak.

— Co pan pamięta?

— Oddział Alfa. Byłem jego dowódcą.

Susłow wyjął z szafki dwa blaszane kubki. Nalali i wypili.

— I jak?

— Skoro ty to zrobiłeś to sam się wypowiedz. Ogniste jak diabli ale czy podobne w smaku do tego co było?

— Nie wiem. — starzec poskrobał się w głowę. — Ta cholerna pamięć. Czasami sobie coś przypomnę. Jak bimbru napędzić i inne takie, ale czasami nic. Zupełnie nic. Wiem, że coś kiełkuje ale nie daję rady.

— Może któregoś dnia przypomnisz sobie kim byłeś. Co jeszcze pamiętasz?

— Byli strasznie wielcy i cholernie inteligentni. Główki nie od parady. I tacy sprytni. Ale zabijali się nawet nawzajem, a jak któryś się urodził mniej rasowy to zabijali jego i jego matkę.

— Kto?

— Hitlerszczaki.

— Kim byli hitlerszczaki? Neofaszyszci?

— Nie, zwyczajni faszyści. Dlaczego mieli by być nowi?

— Kiedy to było? I gdzie?

— Kiedy to nie powiem, ale musi dwa lata nazad zanim przyleciał ten porąbaniec i ci zieloni, ale oni wiedzieli dzięki łączności że ich kolonie w drugich światach już kaput, więc nam mocno poluźnili.

Susłow usiłował uporządkować wrażenia.

— Dobrze. Kim pan był zanim został pan dowódcą oddziału Alfa?

— Byłem śmieciarzem. Brygadzistą oddziału oczyszczania kanałów z szambem.

Susłow oparł się głową o ścianę. Chłód kamienia trochę go orzeźwił.

— Zrobimy inaczej. Dam panu kartkę papieru i ołówek i proszę to wszystko zapisać.

— Jasne.

— Jeszcze jedno. Pan jest Rosjaninem?

— Aha. A nie wyglądam?

Biały Rosjanin. Ostatni biały Rosjanin na planecie ziemia. Można by brać od niego materiał genetyczny...

— Wszystko gra — zapewnił go Susłow. — Dobrze działa pański teleporter?

— Były trochę kłopoty po drodze. Jakichś dwu łebków usiłowało mnie załatwić jak wyszedłem z nadprzestrzeni zwartej po skoku teleportacyjnym. Ale byłem trochę szybciej niż oni. I chyba gdzie indziej bo stali na jakichś kamieniach, a ja byłem koło garażu.

— Ciekawe jak nas namierzają

Starzec zmarszczył brwi i przymknął oczy. Usiłował coś sobie przypomnieć.

— Oni to umieli — powiedział wreszcie. — Pieprzone małpoludy. My robili to tak prosto w puszkach — potrząsnął swoim teleporterem. — Ale czasem oni zaraz przylatywali.

Uśmiechnął się smutno.

— Jakie małpoludy? — zapytał Susłow.

Strzec wysilił pamięć.

— Hitlerszczaki. To nie byli ludzie — powiedział wreszcie. — A my nazywaliśmy ich małpoludami bo byli tacy wielcy i silni.

— Jacyś obcy?

— Jacy tam obcy, co to ja obcego nie widziałem? — zdenerwował się starzec.

Umilkł i potrząsał głową.

— Przecież widziałem — powtórzył.

W jego oczach była pustka.

— Wiesz jak to jest Serżo. Jak piorą pamięć to wycinają nie wszystko i coś tam przebija. Po bokach. Ale środek mam wypalony. Nic nie wiem. Nawet nie pamiętam jak się nazywałem. Tyle tylko że wołali mnie Dziadek a ten sukinsyn — popatrzył w stronę niewidocznego stropu sali — nazywał mnie Weteran.