— Cholera jak przy suchotach — wymamrotał.
Słyszał. Wprawdzie dźwięki docierały do niego jak przez watę, ale słyszał. Macał dłonią wokoło aż zatrzymała się na znajomym kształcie. Podczołgał się w tamtą stronę i przytulił do piersi kubełek. Zerwał wieczko i wypił połowę zawartości. Woda przesiąkła nieco smakiem plastyku, ale nie sądził by mogła być trująca. A w każdym razie nie bardzo. Przesunął dłonią po ciele. Wydawało mu się że dotyka powierzchni skórzanej teczki, ale to była niewątpliwie jego skóra. Przemył oczy wodą, ale to nic nie pomogło.
— Awaryjny włącznik — przypomniał sobie.
Z wdzięcznością pomyślał o starym druhu Zurikielu Goczołkowidze. A przecież wściekał się, że trening nie ma żadnego sensu. A jednak przydał się. Powtarzał te wszystkie czynności setki razy i teraz mógł je wykonywać niemal automatycznie, mimo potwornego osłabienia i paraliżującego ciało zesztywnienia mięśni. Przekręcił przełącznik. Coś się nie zgadzało. Powinno zapłonąć jasne światło silnego halogenowego reflektora a tymczasem ledwo się zajarzyło. Gdzieś poza polem jego widzenia rozległ się charakterystyczny dźwięk i szum wentylatora. Ruszył komputer. Wypił jeszcze trochę wody. Spróbował zgiąć delikatnie nogę. Nic to nie dawało ale po kolejnej próbie poczuł, że drgnęła.
— Dobrze, że nie ręce.
Mógł mówić już całkiem nie najgorzej. Jego własny głos wydał mu się obcy. Pisk ze strony komputera świadczył o tym, że program uległ załadowaniu.
— Witamy w odległej przyszłości — rozległ się głos.
Głos był mechaniczny, tak jakby twórcy programu chcieli żeby powitał go automat. Właściwie to nawet się z tego ucieszył. Lepiej żeby witał go głos bezdusznej maszyny niż nieżyjącego od lat przyjaciela.
— Proces ożywiania został zakończony — poinformował go życzliwie komputer. — W chwili obecnej wystąpić mogą następujące objawy:
— Niedowład rąk i nóg spowodowany :
a) Zwapnieniem stawów
b) Uszkodzeniami mózgu
c) Uszkodzeniami nerwów rdzeniowych
d) Zestaleniem silikonów
e) Nierozmarznięciem do końca torebek stawowych.
— E — powiedział na głos.
Czuł jak bardzo jest mu zimno.
Komputer kontynuował radosną wyliczankę.
— Wystąpić mogą upośledzenia wzroku i słuchu spowodowane...
Krew krążyła już żywiej, nadal jednak nie czuł prawie powierzchni ciała, a jedynie najgłębsze jego warstwy. Starał się napinać rożne grupy mięśni.
Komputer wydzwonił krótką melodyjkę.
— Czeka kąpiel.
Poczołgał się z trudem w strone zielonej plamy. Jak się z bliska mógł przekonać była tym za co ją uważał — niedużą zieloną świetlówką. Wanna podobnie jak sarkofag zagłębiona była w posadzkę. Zsunął się do niej i pozwolił aby woda o temperaturze ludzkiej krwi otoczyła go. Nie czuł czy jest zimna czy gorąca, ale pamiętał jak powinna być i teraz zaufał technice. Węch odbierał wyraźnie jej zapach. Cuchnęła głębokimi czeluściami ziemi, trochę jakby siarkowodorem i trochę zagonionym kundlem. Wzrok powolutku mu się wyostrzał. Leżał w ciepłej wodzie i czuł jak jego skóra staje się stopniowo coraz bardziej elastyczna a mięśnie rozmarzają. Przez kilkadziesiąt rurek drenujących wyciekały z jego ciała jakieś żółte płyny. Zęby chwiały mu się w szczęce, ale miał nadzieję, że wkrótce jakoś się ustalą. Przyciągnął kubełek z wodą i pił powoli spokojnymi długimi łykami. Woda oznaczała życie.
— Proces usuwania medium z tkanek zakończony — rozległ się głos z komputera. — Usuń rurki.
Wyrywał je delikatnie palcami które nabierały coraz większej ruchliwości i jednocześnie bolały go coraz bardziej.
— Twój stan można określić jako jedno wielkie odmrożenie — poinformował go życzliwie automat. — Odkręć zawór z zieloną główką.
Zawory miały jednolicie szary kolor ale odkręcał go tyle razy podczas treningu, że wiedział o który chodzi. Trzeci od lewej. Wanna wypełniła się opalizującym płynem. Płyn wchłonął wodę. Ból zaczął powoli ustępować. Dotknął ostrożnie swojego uda. Ciało ustąpiło nieco pod naciskiem, choć nadal było jak na wpół zamrożone. Musiało minąć trochę czasu. Właściwie to nigdzie mu się nie spieszyło. Przymknął oczy. Czuł ból w miejscach skąd powyrywał sobie dreny. Jak przez mgłę przypomniał sobie to, co mówił jego przyjaciel Wachtag Amiredżibi. Wachtag był bardzo wykształconym człowiekiem, a do tego gruzińskim księciem z bardzo starej rodziny. I tak samo jak on nienawidził tamtego drania.
— Widzisz cały problem zasadza się w wodzie — powiedział.
— Hmm, to znaczy że woda...
— Woda to bardzo dziwna substancja. Zbudowana jest z tlenu i wodoru. Wodór pali się aż miło. Tlen podtrzymuje palenie. Wodór i tlen razem dają wspaniałą mieszankę wybuchową. A tymczasem woda zamiast palić się jak napalm gasi ogień. Ma też inne paskudne właściwości. Zamiast kurczyć się w czasie zamarzania puchnie. I to dość znacznie.
— Więc hibernacja...
— Ach, pracujemy nad tym. Co zrobiłbyś gdybyś był na naszym miejscu. Masz problem. Trzeba zamrozić żywą tkankę.
— Odparowałbym, a potem namoczył.
— Uściślę. Masz zamrozić organizm wyższy. Na przykład psa.
— Nie da się go odparować. Ale może zastąpić wodę czymś innym?
— Na przykład alkoholem etylowym — roześmiał się książę. — Mamy na to kilka sposobów. Widziałeś kiedyś schemat układu cząsteczek wody w lodzie?
— Jest z grubsza rzecz biorąc pentagonalny. A w środku jest pusta przestrzeń.
— Zgadza się. Testujemy sześć katalizatorów które powodują upakowanie cząsteczek w lodzie.
— To znaczy, że...
— Nie będzie puchnąć. Ale mamy jeden problem. Te substancje są paskudnie toksyczne. Jest też druga metoda. Spowodować aby lód odkładał się w przestrzeniach międzykomórkowych ale to nie takie proste. Będzie rozrywał zaczepy między ściankami komórek może uszkadzać dendryty, rozrywać i oczywiście uciskać komórki tak, że mogą nawet pęknąć. Mamy substancje które mogą zmusić lód do gromadzenia się właśnie tam. Po odmrożeniu jednak trzeba je odprowadzić na zewnątrz.
— Czy ta metoda...
— Jest lepsza choć katalizatory także są toksyczne. Ale jest jeszcze jeden problem.
— Płyny ustrojowe?
— Właśnie. Krew, limfa, mocz, płyn rdzeniowy. Moczu można się pozbyć prawie co do grama. Płyn rdzeniowy zagęścić specjalnym koloidem...
— Ale przecież...
— Spadnie przewodnictwo nerwowe w całym kręgosłupie. W dodatku koloid zaraz po rozmrożeniu musi rozpuścić się bez śladu. To podstawowy warunek. Nie mamy na razie czegoś takiego. Krew zastąpić można sztucznym medium. Znacznie gorzej z limfą. Poza tym jest jeszcze mózg. Zawiera ponad dziewięćdziesiąt procent wody. Ale komórki nerwowe są od siebie dość oddalone i lód ma się gdzie gromadzić. Tyle tylko, że rozsadzając je trochę zerwie większość połączeń.
— Więc nie uda się?
— Uda. Pod warunkiem wstrzyknięcia kilku różnych substancji. W każde miejsce ciała inny rodzaj mieszaniny. I każde trzeba zamrażać inaczej. Oczywiście uszkodzenia będą bardzo poważne. W sumie to mamy jakieś dwadzieścia procent szans, że organizm wytrzyma.