— Sztandar ojczysty — mruknął do siebie po polsku.
Trochę go ogarnęło wzruszenie. Jednoczenie jego umysł pozostał sceptyczny.
— Przypadkowa zbieżność kolorów — wydedukował.
Zauważył, że idzie. Nogi same niosły go na miejsce. Zatrzymał się przed budynkiem i popatrzył jeszcze raz na flagę powiewająca na tle błękitnego nieba. Wszystko się zgadzało. Potem spuścił wzrok niżej i spostrzegł tablicę wiszącą na bramie.
MISJA WOJSKOWA KRÓLESTWA GRUZJI
Poskrobał się po głowie. Wydobył z pamięci strzępy informacji z przeczytanej dnia poprzedniego gazety. Część dotycząca polityki zagranicznej czy też stosunków międzynarodowych, bo z przeczytanych artykułów nie wynikało aby ktokolwiek zajmował się tu polityką. Przeleciał w pamięci ich treść. Nic o wojnach, i o żołnierzach.
— Może o jakiś relikt — pocieszył się.
Wielu mężczyzn, których widział dnia poprzedniego miało na plecach samurajskie miecze. Wsunął dłoń w rozcięcie gabliji i poprawił nóż. Spokojnie przeszedł przez bramę i zadzwonił dzwonkiem. Rozległ się cichy brzęczyk. Od domofonu. Pociągnął za drzwi i wszedł do środka zatrzaskując je za sobą. Artur Kładkowski zmaterializował się chwilę wcześniej w pomieszczeniu obok i teraz stanął w drzwiach. Ubrany był jak przedstawiciel gruzińskich sił zbrojnych. Miał na sobie panterkę, przez plecy przewiesił sobie starożytny automat Kałasznikowa zawieszony na taśmie splecionej z konopnych sznurków. Na głowie miał hełm z demobilu po Armii Czerwonej. Na jego piersi pysznił się znaczek z portretem Zwiada Gamsachurdii.
— Czym mogę służyć? — zapytał w języku esperanto.
Nodar zamyślił się na sekundę. To znaczy myślał od dobrej chwili, od momentu gdy zobaczył tego cudaka.
— Przepraszam chciałem skorzystać z ubikacji — powiedział.
Na twarzy rzekomego przedstawiciela gruzińskiej misji wojskowej odbiło się niedowierzanie.
— To placówka dyplomatyczna — powiedział.
— To znaczy że nie wolno?
— No chyba nie.
— Co tu jest właściwie grane? — zapytał Nodar ostro po gruzińsku. — Jestem obywatelem Republiki Gruzji znajdującym się w misji wywiadowczej zleconej przez generała Jenderbidze. Na mocy praw naszego kraju zobowiązany jesteś udzielić mi wszelkiej możliwej pomocy. I dlaczego jesteś wystrojony jak strach na wróble?
Jak słusznie podejrzewał nieznajomy nic nie zrozumiał z jego przemowy.
— Do zobaczenia — powiedział w esperanto po czym odwrócił się w stronę drzwi jednocześnie kładąc rękę na rękojeści pistoletu.
— Stój bo strzelam — wrzasnął Artur odbezpieczając automat.
Radził sobie wyjątkowo kiepsko jakby pierwszy raz w życiu miał coś takiego w ręce. Jednocześnie jego druga dłoń ukryta w kieszeni wykonała ruch jakby wciskał jakiś guzik.
Nodar wyprowadził cios stopą trafiając go w mostek, a potem rzucił się w stronę drzwi. Drzwi okazały się być zamknięte. Odwrócił się dobywając noża i w tym momencie Kładkowski wypruł do niego serię z automatu. Nodar padł na ziemię. Żył jeszcze ale zdawał sobie sprawę, że to potrwa tylko chwilę. Powietrze zamigotało i w pomieszczeniu zmaterializował się drugi człowiek. Nie wiedział o tym, ale był to Tomasz Miszczuk — Człowiek z Góry Bólu.
— O do diabła — powiedział patrząc na umierającego.
— Zastrzelony podczas próby ucieczki — zameldował Artur.
Miszczuk odwrócił się do niego z wyrazem złości na twarzy.
— Wyłazi z ciebie żądza krwi, mimo prania mózgu.
— Sięgnął po broń...
Przybysz wyjął laptopa wystukał kod i zmaterializował z powietrza parę potrzebnych mu rzeczy.
— Cofniemy przepływ entropii — powiedział. — Przecież trzeba go przesłuchać.
Obłożył leżącego dookoła kombusotami i etrostatami i znowu coś wystukał. Rany zabliźniły się momentalnie. Nodar poczuł to i odczuł nawet coś w rodzaju wdzięczności. Gdy był już pewien że skutki postrzału cofnęły się wystrzelił z trzymanego ciągle w dłoni pistoletu. Trafił w laptopa i zobaczył jak oczy agenta wyłażą z orbit. Wokoło wczepu na skroni pojawiła się ciemna plama a potem z nosa pociekła mu krew. Padł na ziemię. Artur przypadł do niego i wyrwał wtyczkę z gniazda. Było już chyba za późno.
— Zabiłeś go — powiedział.
— Zadzwoń po wasze pogotowie — polecił mu Nodar po polsku.
— Co?
— Zadzwoń po kogoś kto was ożywi.
— To znaczy...
— Dzwoń!
Kładkowski wywinął pasek na drugą stronę. Odsłoniło się coś w rodzaju klawiatury z numerkami. Wystukał dłonią jakiś numer i zniknął. Nodar zaklął. Popatrzył na leżącego. Trup? Ciało drgało lekko. Kolor przy uchu stawał się bledszy. Wreszcie ranny otworzył oczy.
— Zaraz tu będą — powiedział. — wpadłeś Gruzinie.
Nodar strzelił do niego jeszcze raz. Ciało drgnęło i z przebitej piersi pociekła krew. Zauważył że kula weszła bardzo płytko, tak jakby po przebiciu skóry wytraciła szybkość. Ranny zacisnął zęby i po chwili kula wypadła na połogę. Rana natychmiast przestała krwawić.
— Nic ci to nie da — powiedział leżący. — Wczepy biocybernetyczne, nanotech, cofanie czasu dla ciał. Zawędrowałeś za daleko od domu Gruzinie.
Nodar uśmiechnął się a potem strzelił jeszcze dwa razy. W oczy. Można zrobić wszystko, ale nie kuloodporne szkła kontaktowe. Pochylił się nad leżącym i odczepił pas. Zabrał torbę z laptopem i karabin. Wybiegł z domu tylnym wyjściem. Zobaczył migotanie powietrza w kilku miejscach ogrodu. Wskoczył w krzaki. Z powietrza zmaterializował się oddział złożony z kilkunastu ludzi. Uzbrojeni byli w dziwną aparaturę.
— Skan zapachowy — pokrzykiwał jeden z nich. — Satelitarne namierniki podczerwieni! Zaraz go capniemy.
— Zobaczymy kto kogo — mruknął do siebie i przeładował kałasza.
Wszyscy byli odwróceni do niego tyłem. Nigdy jeszcze nie strzelał do człowieka od tyłu, ale stanął na wysokości zadania. Podziurawił ich jak sito. W ciągu siedmiu sekund wszyscy leżeli na ziemi. Nie przejmował się tym specjalnie. Zaraz wpadną ich kumple z maszynkami do ożywiania i będzie po kłopocie. Zresztą kule nie weszły zbyt głęboko. Przeszukał dwa najbliższe ciała. Zabrał miotacz czegoś, kolejnego laptopa który był o tyle lepszy, że nie miał dziur po kulach w wyświetlaczu i jakiś dziwny przedmiot. Później pomyśli co z nim zrobić. Puścił się biegiem przez ogród w kierunku parkanu. Ci za nim zaczęli wstawać, przynajmniej niektórzy. Podbiegł do drewnianego ogrodzenia i skoczył usiłując złapać za jego szczyt. W tym momencie padł pierwszy strzał. Strzał był niecelny ale wybił w przeszkodzie dziurę jak stodoła. Pociąg by się zmieścił. Zanurkował przez nią. W tej chwili na uliczce zmaterializował się kolejny człowiek. Siedział na takim czymś dziwnym podobnym do motocykla. Nodar wbił mu lufę automatu pod żebra.
— Złaź ścierwo bo zabiję — wrzasnął po polsku.