Siedzący posłusznie odpiął uprząż i zsiadł.
— Kluczyki! — wrzasnął na niego Gruzin, ale niepotrzebnie, bo silnik grał.
Wskoczył na siodło i pociągnął za to co uważał za manetkę gazu. Zgadł, to była manetka gazu, szarpnęło nim potężnie i zrozumiał natychmiast po co potrzebne są te wszystkie paski. Maszyna ryknęła i osiągnęła szybkość dobrych dwustu kilometrów na godzinę. Przez chwilę pędził ulicą, a przechodnie odskakiwali zaskoczeni.
— Ograniczam szybkość. Wykroczenie drogowe — poinformował go głos dobiegający z kratki koło szybkościomierza.
Nie wiedział czy to maszyna czy jakiś gliniarz już go namierzył.
— Zagrożenie życia — powiedział. — Utrzymuj szybkość.
Maszyna nie odpowiedziała ale szybkość pozostała ta sama. Niespodziewanie zobaczył cztery czerwone kropki wielkości spodków otaczające pojazd. Biegły po ziemi równie szybko jak jechał. Pamiętał co stało się wczoraj. Odpiął paski dodał gazu i puścił się kierownicy. Przetoczył się po chodniku ale ani na chwilę nie stracił przytomności. Pojazd pomknął do przodu, a kropki dogoniły go i po chwili uderzył laser. Pozostał wytopiony krąg lawy i nieduża srebrzysta kałuża metalu. Zerwał z siebie gabliję i wepchnął ją pod pobliską ławkę. Po pierwsze zmienić wygląd. Wokół kręgu zgromadził się już spory tłum. Oddalił się niezauważony. Wreszcie usiadł na ławce pod drzewem i zaczął się rozpaczliwie zastanawiać co dalej. Prawie go dorwali. Może jeszcze raz się przebrać, ale nie powinien pokazywać się w tym mieście. W zadumie zaczął przeglądać łupy. Wśród nich był dziwny przedmiot. Obrócił go w dłoniach, a potem spróbował rozkręcić. Udało mu się. Wewnątrz było kilkanaście złotych i srebrnych monet. Były bardzo ładne. Srebrne nazywały się grosze a złote oczywiście złote. Aż się roześmiał. To był tutejszy portfel. Wzrok jego padł natychmiast na sklep z żywnością po drugiej stronie ulicy. Poszedł tam i zapakował całą torbę różnych rzeczy. Wszystko było tanie. Niecały jeden złoty. Uspokojony wrócił do siebie. Usiadł w półmroku i zapalił kupioną w sklepie latarkę. W jej świetle zaczął badać resztę. Pas do teleportacji. Konstrukcja zewnętrzna była tak prosta że mógłby ją obsługiwać szympans. Wystarczyło wystukać kod i wcisnąć guzik potwierdzenia. Inne sprawa że trzeba było znać kod. Odłożył pas i otworzył laptopa. Wyświetliło się coś co przypominało nieco system operacyjny windows. Barwne obrazki ułożone w kilka grup. Zastanawiał się przez chwilę. Gdyby coś wcisnął...
Niespodziewanie ekran rozjarzył się lekko i popłynął przezeń napis.
Uwaga!
Do zbłąkanego wędrowca. Znajdujesz się na terytorium Północnego Niezależnego Terytorium Koncesyjnego. Gruzja i naród gruziński nie istnieją od czasów globalnego konfliktu przed trzystu laty. Złamałeś większość obowiązujących tu zarządzeń jesteśmy jednak skłonni udzielić ci amnestii. Twoje winy zostaną zmazane. Jeśli potrzebujesz pomocy lekarskiej zostanie ci udzielona. Masz prawo wybrać sobie status obywatela dowolnego państwa, lub honorowy status jedynego jeńca wojennego na planecie. Jeśli sobie życzysz możemy usunąć twoją pamięć i zastąpić ją standardową bądź na życzenie pozostawić bez zmian. Jeśli jesteś gotów się poddać...
Tekst został zastąpiony przez inny. Ten wyświetliło do góry nogami. Odwrócił pospiesznie laptopa.
Nie wierz ani jednemu słowu. Spróbujemy cię wyciągnąć. Zniszcz natychmiast to urządzenie. Mogą cię namierzyć. Sergiej Susłow.
Rzucił komputer na ziemię i przyładował mu kilkakrotnie kawałem betonu. Maszyna rozprysła się na drobiny plastyku i metalu. Miał nadzieję że to wystarczy.
Opadł na betonową posadzkę. Oddychał ciężko. Tyle wrażeń. Wyciągnął z torby chleb i jakąś pastę w tubce. Spróbował trochę. Bał się że będzie to pasta do butów. Dopiero po chwili uświadomił sobie że przecież mógł przeczytać dane napisane na etykietce. Zrobił sobie kilka kanapek i zjadł je ze smakiem. Pierwszy prawdziwy posiłek Od trzech tysiącleci. Żołądek rozbolał go ale wiedział że tak musi być. Zamknął oczy i zaczął się zastanawiać co dalej. Po pierwsze trzeba znaleźć tego Susłowa. Żachnął się. Bzdura. Nigdzie nie było powiedziane, że komunikat, który mu się wyświetlił nie był prowokacją. Po drugie trzeba wynieść się z tego miasta, tu było zbyt niebezpiecznie ale z drugiej strony znał dobrze Gdańsk, co mogło mu pomóc w orientacji w mieście. Zresztą nie wiedział jak tego dokonać. Nie widział dotąd nic co wyglądało by jak komunikacja miejska lub jakiś jej odpowiednik. Zresztą tak szybko go nie znajdą. Zamknął oczy i przypomniał sobie rozmowę z generałem.
— Przeglądałem pańskie akta panie Nodar. Gruzińska misja wojskowa pomoże panu.
— Nigdy bym nie przypuścił...
Generał zdjął furażerkę i otarł czoło z potu.
— Powiem teraz dlaczego nasz wybór padł na ciebie. Po pierwsze masz z tym bydlakiem osobiste porachunki. Szanujemy to. Po drugie nie poddałeś się nawet gdy on odleciał.
— Wróci.
— Mam w imieniu tej nieszczęsnej planety nadzieję że nie wróci. A jak wróci to ty będziesz na niego czekał...
— Taki jest mój zamiar.
— Dobrze. Po trzecie masz jeszcze jedną cechę, którą punktujemy bardzo wysoko.
— Hmm?
— Bardzo łatwo dostosowujesz się do nowych warunków. Jeśli ktoś ma sobie poradzić to tylko ty. Poza tym jesteś patriotą. Powiedzmy, że jeśli będziesz miał możliwość zdobycia tam jakichś informacji i powrotu tutaj to będziemy bardzo radzi.
— Chcę skoczyć do przodu pięćset lat. Nie ma powrotu...
— Nie wykluczone, że pojawi się taka możliwość. Matematyczne wzory podróży w czasie już mamy. Może oni będą bardziej zaawansowani choć jeśli konflikt który nabrzmiewa wybuchnie to dobrze będzie jeśli znajdziesz na tej planecie dość nieskażonego powietrza aby głębiej odetchnąć. A jeśli spotkasz Prezydenta Koćkę i będziesz z niego wypruwał flaki to powiedz mu że generał Janderbidze przesyła pozdrowienia.
Nodar zasnął. Wycieńczony organizm domagał się swoich praw.
Gdzieś w Andach.
Może w Peru?
Zdrajca Susłow siedział w jaskini. Lampa wisząca pod sklepieniem oświetlała tylko terminal przy którym pracował. Dalsze partie potężnej sali tonęły w ciemności. Przypadkowo odbite od laminowanego blatu i monitora refleksy światła wydobywały z mroku kontury potężnych maszyn. Susłow nacisnął enter. Na ekranie pojawiła się wirująca powoli kula ziemska. Ponad nią leciało stadko satelitów telekomunikacyjnych oraz stacja orbitalna Starego Prezydenta. Uderzył w kilka kolejnych klawiszy. Stacja wystrzeliła laserową wiązkę w stronę satelity. Ten odbił ją i strzelił w ziemię pod innym kątem.
— Dwadzieścia procent rozproszenia — mruknął sam do siebie. — Pięć odbić.
Wcisnął inną kombinację. Promień odbijał się od kilku satelitów aż wreszcie uderzył w powierzchnię planety po drugiej jej stronie. Susłow liczył na kartce.
— Jeśli laser ma moc jednego gigawata to tam będzie dwieście megawatów — powiedział sam do siebie.
Wstał i ruszył w stronę zamontowanego w kącie jaskini prototypu lasera. Laser celował w sufit. Wokoło ciągnęła się plątanina kabli. Kręcąc kółkiem przekręcił go tak by celował w niedużą wnękę w ścianie. Postawił w niej stalowy cylinder, następnie ustawił moc lasera na dwieście megawatów.
— No to chwila prawdy — powiedział.
Wcisnął przycisk. Błysnęło oślepiające światło. Minęło wiele minut zanim przestały mu latać przed oczyma czerwone kręgi. Wstrząsnął głową i podszedł. W ścianie wypalona była dziura. Stopione stalowe łzy znaczyły miejsce gdzie na podłogę upadły resztki cylindra.
— Nadal za dużo — powiedział sam do siebie.
W jego kieszeni zapiszczał alarm. Przekręcił kółkiem laser tak by celować w wylot z jaskini. Na szczęście to był tylko Dziadek Weteran. Wszedł jak do siebie. Uśmiechnął się. Zupełnie jakby znali się od lat, a nie od dwu dni.
— Serżo — uśmiechnął się. — Zaoszczędzisz sobie elektryki.