Выбрать главу

— Może oni wygrali tą wojnę? — zapytał sam siebie.

Zina wyszła z łazienki. Miała na sobie błękitny szlafrok. Długie ciemne włosy padały jej na plecy. Wyciekały z nich strumyki wody. Uśmiechnął się do niej.

— Możemy porozmawiać? — zapytał.

— Jasne.

— Dobrze. Wybacz, ale muszę cię o to zapytać. Kim był ten, który cię zniewolił.

Zamyśliła się na sekundę jakby porządkowała fakty w pamięci.

— Zaczął od archeologii. Kopał chyba w Gdańsku na północy Polski. Potem wybuchła wojna z niezależnym terytorium ekonomicznym Sachsen. U nas w Armenii sporo się o tym mówiło i nawet pojechali ochotnicy na ta wojnę. Niemcom udało się opanować spory obszar utworzyli tam Terytorium Koncesyjne Posen. Potem władzę nad terytorium przejęła Narodowo-Socjalistyczna Partia Białego Człowieka. Wyizolowali wirus, który miał zabić wszystkich ludzi z domieszką rasy żółtej. Ale ten cały Koćko...

— Stary Prezydent ma na nazwisko Koćko?

— To jedno z wielu nazwisk którymi się posługuje. Namówił szwedzkiego milionera Vandersyfta do zrzucenia bomby wodorowej o mocy tysiąca megaton na zakłady bioinżynieryjne w Policach. U Vandersyfta pracowali głównie żółcie, więc to był dla niego punkt honoru nie dopuścić do uwolnienia wirusa. Ale wirus uwolnił się i zmutował. Zaczął zabijać białych ludzi. Zrobili na niego szczepionkę po dwu latach. Wtedy Polacy zdobyli Posen. Prezydent od Vandersyfta wycisnął lepszą forsę za ujawnienie gdzie to wyizolowano jeszcze przed zrzuceniem bomby. Zginęło wielu Polaków przy wybuchu więc musiał się wynosić z kraju. Założył POF. Produkował energię dziesięć razy taniej niż tradycyjnie, a sprzedawał ją o połowę. Zyski pchał w rozbudowę sieci i po upływie pięciu lat miał jeden procent morza śródziemnego pod kontrolą i pływały tam te jego elektryczne dywany.

— Błagam, wolniej.

— Potem wrócił z kapitałem do kraju i zainwestował w politykę. Wtedy też mnie kupił. Zaczął sobie budować prywatny statek kosmiczny. Potem w ogóle się tam przeniósł. Zabił jednego takiego studenta z politechniki w Toruniu któremu udało się zatrzymać czas. Miał jeszcze dwie dziewczyny i eksperymentował na nich, ale było przebicie i pole się rozfazowało. Umarły. Ale potem mu się udało. Sprawdzał na mnie. Potem szkopy ruszyli do ataku i zakotłowała się czwarta światowa. Rozwalił półtora miliarda ludzi, bo wypróbował gigawatowy laser stacji orbitalnej a coś się zacięło i wypalił ścieżkę o szerokości trzystu kilometrów i długości czterech tysięcy. Potem było trochę spokoju, choć skażenie było niezłe, bo jeszcze kogoś tam zasypał jądrowymi. Potem rozpętał piątą światową. Wypróbował broń bakteriologiczną nowej generacji. Wirus HIV-Delta, albo jakoś tak się to nazywało. Zabijało każdy organizm wyżej zorganizowany niż żaba. No i tak skończyło się ludzkie osadnictwo w Australii. Potem była chyba szósta światowa, bo chcieli go postawić przed trybunałem ONZ-tu za zbrodnie wojenne. Wtedy powiedział, że to świetna okazja żeby zużyć resztę atomówek które zalegają magazyny. A potem powiedział, że ma dość tego burdelu, przyładował laserem po wszystkich ważniejszych ośrodkach dowodzenia i powiedział że wrócimy za dwadzieścia tysięcy lat zobaczymy co z tego wyniknie. A potem polecieliśmy do Proximy.

— Tam była cywilizacja?

— Tak. Takie małe żabowate stwory. Gadali i gadali a on się cieszył jak dziecko. Powiedział, że lecieliśmy kapkę wolniej niż ekspansja ziemi. Zawarł z nimi jakiś układ obiecali mu masę rzeczy, mówił , że jak wróci to nikt mu się nie oprze przy takiej technice. A potem wsadził mnie do lodówki i obudził dopiero na miejscu. Powiedział coś że praca została wykonana i teraz zrobi z tą planetą co zechce. A potem znowu siedziałam w lodówce, aż pan mnie wyciągnął.

Przez chwilę porządkował w myślach zebrane informacje.

— Dobra. W porządku. Co chciałabyś robić?

— Zanim wystartowałam w tym idiotycznym konkursie zajmowałam się sprzedawaniem książek w antykwariacie, ale ceny ustalał szef.

Uśmiechnął się lekko.

— Umiesz gotować?

— Jasne.

— Na początek zostaniesz moją kucharką.

Uśmiechnęła się i odgarnęła z czoła włosy. Była naprawdę bardzo ładna.

VIII

Nodar w zadumie pociągnął łyk oranżady z butelki.

— Właściwie to już przegrałem — powiedział do otaczających go betonowych ścian. — Wiedzą już że pojawił się jakiś gruziński komandos i że tłucze się po mieście — ziewnął.

Oranżada skończyła się. Na szczęście miał jeszcze jedną butelkę.

IX

Ruiny Warszawy PNTK

Była czwarta. To chyba Paweł rzucił propozycję żeby zabrać kuchenkę mikrofalową i jedzenie i urządzić sobie piknik nad Wisłą. Dzień był gorący. Wszyscy poparli jego projekt. Dziewczęta pobiegły po kostiumy a chłopcy zajęli się transportem. Pomysł ogólnie był prosty. Paweł pojedzie swoim ślizgaczem, zresztą nie mieli żadnych innych maszyn w obozowisku poza ślizgaczem Miszczuka, a na hol weźmie lekki transporter na poduszce magnetycznej na, który wszyscy się załadują. Tomasz Miszczuk zaproponował ciągnięcie do spółki, jako że transporter nie posiadający własnego napędu stawiał spory opór w powietrzu, ale jak się okazało jego ślizgacz nie miał haka holowniczego. A tymczasem ślizgacz Pawła nie chciał zastartować.

— Chyba nic z tego — powiedział markotnie złażąc z maszyny. Tomasz, który akurat coś analizował na swoim laptopie zamknął go teraz i podszedł.

— Co się stało? — zapytał.

— Chyba coś w silniku, albo w obwodzie Yanskiego. Niestety nie znam się na tym...

— Jeśli można zobaczyć...

Paweł przepuścił go do maszyny. Uczynił to z lekką niechęcią. W towarzystwie tego starszego o kilka lat mężczyzny czuł się dziwnie spięty. Tomasz zdjął klapę i przez chwilę wpatrywał się w plątaninę modułów. Przysunął się bliżej tak aby zasłonić swoim ciałem pole pracy. Delikatnie nacisnął opuszkę palca wskazującego lewej ręki. Paznokieć odchylił się na bok. Z wnętrza palca wyciągnął cienkie długie ostrze i wraził je w splot. Pokręcił nim w lewo i wyciągnął. Schował je w palcu i zamknął paznokieć.

— Spróbuj teraz — powiedział.

Paweł spróbował. Silnik zaskoczył.

— No to jedziemy — powiedział do dziewcząt na transporterze.

Tomasz z boku pstryknął zdjęcie polaroidem. Pomachał przez chwilę fotką zanim im pokazał.

— Dzielny student z Arabii i jego harem na latającym dywanie — powiedział.

Roześmieli się wszyscy. To rzeczywiście tak wyglądało. Wskoczył na transporter i przypiął się pasem. Maszyna ryknęła i ruszyli. Nad rzeką byli po dwudziestu minutach. Dziewczyny rozebrały się do kostiumów i zanurkowały w wodzie. Paweł został na brzegu. Mimo woli obserwował Miszczuka. Ten spokojnie usiadł w cieniu pod skarpą. Wyjął z torby laptopa i założył na uszy słuchawki po czym zaczął sobie leniwie stukać w klawisze. Paweł zamyślił się na chwilę. Popatrzył na baraszkujące w wodzie dziewczęta, a potem chyłkiem wycofał się. Wdrapał się na szczyt skarpy. Z kieszeni wydobył małą lornetkę i wychyliwszy się lekko próbował odczytać co też robi Tomasz. Niestety ekran znajdował się pod kątem uniemożliwiającym zbadanie tego ciekawego zagadnienia. Z góry nie było też widać cienkiego kabelka biegnącego z obudowy rękawem agenta i niknącego w łączu na skroni. Słońce zasnuło się chmurami. Robiło się zimno. Trzeba było wracać...

X

Paweł Koćko — prezydent siadł z rozmachem na tronie, który kiedyś służył Tutanchamonowi. Tron trochę się od tamej pory zdezelował, zapewne na skutek niewłaściwego użytkowania. Delikatne detale ze złotej blachy pogięły się. Emalia odpadała płatami.

— Komputer, — odezwał się Koćko, — podaj listę wszystkich moich wrogów.

Komputer wydał z siebie cichy brzęk i na ścianie pojawiła się lista licząca kilka tysięcy nazwisk.